Dlaczego w niektórych państwach dochodzi do sytuacji, gdy władza przestaje słuchać obywateli i zaczyna narzucać swoją wolę z pominięciem instytucji demokratycznych, bez konsultacji społecznych, bez debaty publicznej z udziałem niezależnych mediów czy referendów? Co jest takiego pociągającego w „rządach silnej ręki”, że jesteśmy gotowi oddać swoje wolności?
Po pierwsze, demokracja jest skomplikowana i pochłania dużo czasu oraz środków. Zobaczmy, jak dużo krytyki zbiera system wyborczy w Stanach Zjednoczonych, uchodzących za bastion demokracji. Dla większości ludzi na świecie jest zwyczajnie niezrozumiały, wliczając to obywateli amerykańskich, a na dodatek czasem wyłania do władzy osoby, które dostały mniej głosów. To wszystko drażni, trwa i kosztuje. Trzeba zorganizować wybory, które są trudne i kosztowne, a jeszcze więcej zmieszania powodują referenda, inicjatywy obywatelskie, zbieranie podpisów, spotkania z wyborcami, kampanie w mediach… to męczące, ciągle obywatelom coś tłumaczyć. O wiele prościej jest zwyczajnie im narzucić to, co lepsze. Wielu wyborców także jest zniechęconych, jak trudno porozumieć się z innymi grupami wyborców, jak trudno im coś przekazać. Czy nie łatwiej byłoby zwyczajnie uciąć te dyskusje? No i „politycy wciąż się kłócą” – to taki standardowy zarzut, tak jakby ich rola nie polegała własnie na obronie swoich racji i wartości. Do tego ich w końcu zobligowaliśmy. Dlaczego zatem przeszkadza nam, że się kłócą? Krytykujmy, kiedy kłócą się niemerytoryczne, ale wartościowa dyskusja jest demokracji bardzo potrzebna.
Po drugie, rządy autorytarne opierają się na kilku filarach. Wyłania się więc zwykle z tego demokratycznego chaosu taki jeden, co wie wszystko lepiej, a ludzie chcą go słuchać – zatem autorytet. On przekonuje ludzi, że jego wizja państwa jest prawomocna i najkorzystniejsza, nawet jeśli tak nie jest. Tak jak wyjaśniliśmy w poprzednim felietonie, musi on mieć poparcie dla swoich działań, nawet (a zwłaszcza wtedy), kiedy są niezgodne z prawem – a zatem zasoby ludzkie. Autorytet i jego świta z reguły posiadają jakieś umiejętności zapewniające im zaufanie ludu. A nawet jeśli nie wyróżniają się niczym specjalnym, są w stanie wytworzyć czynniki ideowe skłaniające wystarczająco dużą grupę do poparcia – propagandę. Nie bez znaczenia są także środki materialne, kontrolowane przez te osoby firmy i spółki, pieniądze na kampanie itd. Ostatnim filarem, o którym już ostatnio wspominaliśmy, są możliwości sankcji.
Właściwie tyle wystarczy, by rządzić, nawet łamiąc każde prawo, każde wolności obywatelskie. I to latami – bez trudu możemy wskazać przykłady krajów, gdzie system nadużywający swoich prerogatyw trwa latami lub dekadami, lekce sobie ważąc standardy demokratyczne, które zakładają cykliczną wymianę władzy. Dlaczego nic się w tych krajach nie zmienia? Ponieważ, jak to w starej anegdocie, ludzie czekają na zmianę zamiast jej dokonywać. Współpracują z reżimem, czekając, aż on sam się zmieni. Tymczasem, jak zaznaczyliśmy już poprzednio, każda władza trwa tak długo, jak ludzie ją popierają. Nie ma innego sposobu na wpłynięcie na postępowanie rządzących niż wycofanie swojego poparcia, swojej współpracy. Podawaliśmy w pierwszym felietonie przykłady, co się dzieje, kiedy ludzie przestają słuchać i wykonywać polecenia. Te filary się chwieją.
Dlaczego ludzie nadal współpracują z władzą, która im nie odpowiada? O tym w następnym odcinku.
__Katarzyna Knapik
<< część 1. „Skąd sie bierze demokracja”
Cykl „Pokojowo do demokracji” będzie się składać z felietonów zainspirowanych filozofią ruchów non-violence, przede wszystkim twórczością Gene’a Sharpa, teoretyka pokojowych ruchów demokratycznych i wolnościowych. Jego idee, zainspirowane działalnością Ghandiego, ale także polską Solidarnością, były pomocą merytoryczną dla rządów Litwy, Łotwy i Estonii podczas pokojowego oddzielenia od ZSRR w 1991 roku, ukraińskiej Pory, białoruskiego Żubra, serbskiego Otporu, kirgijskiego Kelkelu, gruzińskiej Kmary, ale także dla tzw. arabskiej wiosny oraz ruchów demokratycznych w Iranie, gdzie posiadanie jego książek można przypłacić aresztowaniem.