Piątek, 25 marca 2016
Jak prezes
Oj, działo się dzisiaj, działo. Siostra ma już świąteczne ferie, więc zaprosiła koleżanki. Mama zrobiła im popcorn, kanapki i nalała soku do szklanek. No i zamknęła drzwi, bo chichoty i piski niosły się po całym mieszkaniu. Potem zrobiło się cicho. A dalej – była niezła draka. Któraś płakała, inna krzyczała, ktoś chciał iść do domu, ktoś mówił, że powinien iść zupełnie ktoś inny – a właściwie, lepiej, żeby nie przychodził wcale.
A było tak. Jedna taka Martynka, prymuska i „anioł, nie dziecko” zdaniem sąsiadek, najpierw obgadywała jedną dziewczynkę, potem szydziła z innej. Mojej siostrze powiedziała, że jej przyjaciółka zdradza pozostałym ich wielkie sekrety. A nawet – o zgrozo! – napluła dwóm dziewczynkom do soku.
Gdy już wszystkie koleżanki się na siebie poobrażały, a mama wkroczyła do pokoju jako rozjemca, Martynka wygładziła spódniczkę na kolanach i rzekła:
„Dziewczyny, apeluję o spokój. Zachowujmy się dojrzale. No, to zgoda?”
…i tylko brakowało jej drabinki.