Wybór filmu okazał się nie być przypadkowy. „Powidoki” z dzisiejszej perspektywy ogląda się inaczej. To film o przeszłości, o której mówimy „słusznie miniona”.

Minął dzień, dwa, pomyślałam, że może przesadzam, może za bardzo zaangażowałam się w bycie „anty”. Aż zobaczyłam „Paszporty Polityki” – nie jak zwykle w TVP, tylko w TVN, co już samo w sobie jest zmianą, której nie chcę oceniać żadnym przymiotnikiem. A potem wychodzili na scenę artyści i prawie wszyscy po kolei mówili o zagrożeniu kultury, o jej upolitycznianiu, o cenzurze różnego rodzaju. A potem zobaczyłam artystów z zaklejonymi ustami. Jak my kiedyś protestowaliśmy przeciwko paraliżowi Trybunału Konstytucyjnego, tak oni dziś protestują przeciwko zawłaszczeniu Teatru Polskiego, cenzurze i wybiórczym wystawianiu sztuk według politycznego klucza.

Przypomniały mi się sceny z „Powidoków”. To nie przypadek, ze Andrzej Wajda nakręcił film o Profesorze Strzemińskim i wybrał właśnie te lata z życia malarza. Lata, w których artysta opierał sie totalitarnemu systemowi, który systematycznie i z premedytacją go niszczył za „niepoprawność polityczną”, wtedy inaczej rozumianą, za niezginanie kręgosłupa, nieustępliwość, bezkompromisowość, obronę tego, w co wierzył.

Recenzent Łukasz Adamski pisał:

„Film Andrzeja Wajdy otwiera scena, w której okna mieszkania wybitnego polskiego malarza Władysława Strzemińskiego zakrywa ogromna okolicznościowa płachta z wizerunkiem Józefa Stalina. Zirytowany malarz przecina jej kawałek, by zrobić sobie światło potrzebne do pracy. Symbolizm tej sceny jest wielce wymowny.”

Publicysta „wPolityce” doprecyzowuje, że „Powidoki” są filmem, jak określił, „tak jaskrawie antykomunistycznym”. Mnie jednak przypomina się fragment wywiadu bodajże w „Trójce”, kiedy zmarły niedawno reżyser na Festiwalu Filmowym w Gdyni mówił, że nie sądził, że w tak nobliwym wieku nakręci film tak współczesny. Był znany ze swojej sympatii do KOD-u i dziennikarzowi radia publicznego tłumaczył, że nasz kraj znów kieruje się w stronę rządów reżimowych. Nie mylił się; już wtedy miał świadomość dokąd prowadzą zapędy PiS-owskiej zmiany.

W dniu premiery aktor Borys Szyc powiedział, że film „dosyć dobrze się wpisuje w to są się dziś dzieje. Mistrz, jak to geniusz, trafił w punkt”. Szyc także widzi destrukcyjny  wpływ na sferę kultury. „Obrażenie się” na „Paszporty Polityki”, narzucenie dyrektora teatru niepokornemu zespołowi aktorskiemu, zlekceważenie przez władze ministerialne Europejskich Nagród Filmowych, które wręczono we Wrocławiu, to najbardziej spektakularne decyzje w tym obszarze.

Ale „WADZA” (nie władza, tylko właśnie wyśmiana przez Federowicza „wadza”) wie lepiej, kto jest dobrym, a kto złym artystą. Listę przyjaznych ludzi kultury już mamy. Ta nasza „awangarda” ma świadczyć o polskiej kulturze na zaproszenie naszych ambasad. Mamy więc współczesnych pupili „wadzy”, a co za tym idzie współczesne „Powidoki” i współczesnych „Strzemińskich”. Ostry atak w programie telewizyjnym Joachima Brudzińskiego na Magdalenę Cielecką, która jawnie popiera KOD, nie był jedynym i zapewne nie ostatnim.

To był ostatni film Andrzeja Wajdy. Odczytałam go jako pewien rodzaj testamentu reżysera, który wiele swojego dorobku poświęcił dokumentowaniu zła tamtego systemu i piękna ludzkich wyborów opierających się trudnościom rzeczywistości.

Bohater mówi o „wietrze historii”, który minie. I jak u Gałczyńskiego, który w 1953 roku widział to tak:

„Gdy wieje wiatr historii,
ludziom jak pięknym ptakom
rosną skrzydła, natomiast
trzęsą się portki pętakom”.

Ten wiatr też minie. Ale myśl, z którą wyszłam z kina mnie nie opuszcza: wszystko, co będę mogła oddam za to, żeby „Nigdy więcej!”

___Kasia Witek


źródło: www.kod-mazowsze.pl