___
Katarzyna Knapik

 

Podobno KOD się kończy. A na moim biurku znowu deklaracje i zamiast wolnej niedzieli, siedzę i wklepuję. Podobno KOD się kończy. A jednak wciąż budzi takie zainteresowanie, że nawet nie najliczniejszy marsz łódzki odbił się echem po wszystkich mediach, w tym ogólnopolskich (nasza dzielna Basia zebrała linki z doniesieniami prasowymi – lista robi wrażenie). Podobno KOD się kończy. A puszki kwesty wypadły lepiej niż na marszu kwietniowym rok temu, chociaż było wtedy jakieś dwa razy więcej osób. Podobno KOD się kończy. Ludzie wciąż pytają, wspierają, w siedzibie widuję kolejne twarze, których nie znam. Podobno KOD się kończy. Tymczasem ludzie wciąż z nami rozmawiają, pytają „co robimy”.

Drodzy rozczarowani! Jeśli liczyliście, że po kilku choćby najpiękniej przygotowanych akcjach skończy się nasza robota – przykro mi, że się rozczarowaliście. Późną jesienią 2015 roku, zanim poszłam na pierwsze marsze, wiedziałam już – to jest praca na lata. I to na wszystkich frontach. Spotkania, wykłady, filmy i partyzancko robione napisy w przestrzeni publicznej są tak samo ważne jak wielkie marsze. Ustalmy jedno. Nie robimy naszych wydarzeń po to, żeby się dobrze pobawić. Robimy je przede wszystkim po to, żeby nagłaśniać sprawy ważne. Żeby one zaistniały w narracji publicznej. Czy będziemy w tym celu machać kotylionem czy wieszakiem, czy przebierać się za uchodźców z tobołami czy składać kwiaty pod pomnikami – to są tylko dyskusje techniczne, zależne od danej okazji i sytuacji. Jest wydarzenie KODu, ludzi o tym mówią, zadają pytania, media o nas piszą, mamy okazję przemówienia do tysięcy osób. Wielu bezpośrednio, na ulicy, ale też do tysięcy, którzy o nas czytają, oglądają nas w TV czy słuchają w radio. Długo i ciężko pracowaliśmy na to, aby głos KODu był słyszalny, aby nasze akcje przykuwały zainteresowanie publiczne. Nie dlatego, że lubimy oglądać w mediach swoje zmęczone twarze. Wszystko to ma na celu uświadamianie, budzenie społeczeństwa.

Tym ludziom tłumaczymy, czemu Trybunał, czemu niezawisłe sądy, czemu wolne samorządy, czemu prawa kobiet, czemu poszanowanie prawa, czemu nie dla rasizmu, czemu… Podejmujemy różne tematy, bo każdą grupę społeczną przekonuje co innego. Dla jednego samorząd to temat kompletnie obojętny, ale „rusza go” deforma edukacji, bo ma akurat dzieci w wieku szkolnym. Dla kogoś innego prawa kobiet to abstrakcja, ale już go zainteresuje ustawa policyjna albo rolna. Trzeba próbować na różne sposoby. Nie wszyscy się odnajdują w głośnych marszach, raczej w zaciszu sali konferencyjnej. Dla innych z kolei spotkania z wielkimi nazwiskami to nuda, a Michnik czy Balcerowicz kojarzą mu się źle, ale krew mu się gotuje na myśl, że w jego mieście ma być oszukańcza próba zmiany władzy itd. Zmieniamy narrację w świecie dobrej zmiany powoli. Mozolnie i z trudem, przekonując każdą osobę po kolei. Dużo jest do tłumaczenia, do przekonywania.

To oczywiste, że na początku nie przynosi to spektakularnych efektów. To jasne, że ponosimy porażki. Całkowicie jesteśmy świadomi faktu, że to nie jest kwestia zaniesienia jednej ulotki, przylepienia jednego plakatu. PiS zdominował narrację swoją wizją świata nie dlatego, że była mądra czy piękna. Ale uparcie, wiele lat ją powtarzał. Wszystkimi kanałami. Budził w ludziach emocje. Często złe, to prawda. Jednak wyciągnijmy z tego lekcję. My też musimy być po prostu konsekwentni, uparci, szukać wciąż nowych dróg. I ciągle obecni. Tak obecni, że kiedy prezes PiS wstanie rano, będzie się bał zajrzeć do lodówki, bo tam KOD. Nie będę was okłamywać, to nie potrwa miesiąca ani dwóch. To może potrwa kilka lat. Ale nie powinno być kłamstwa, którego nie prostujemy i nie powinno być przestępstwa, którego nie wytykamy głośno palcem. I to niezależnie od tego, czy w naszej organizacji jest idealnie. Nie musi być idealnie. To nam wciąż nie odbiera legitymacji, by draństwo nazywać draństwem. I powtarzać draństwo, draństwo, draństwo. Aż się wbije, aż się wdrukuje. Ludzie nie muszą od razu przyjąć naszych argumentów. Ale niech je chociaż znają! Niech je powtarzają w dyskusjach!

Na koniec dedykuję wam, KODerzy żeglarze, fragment wiersza, który warto sobie przypominać, kiedy ogarnia nas zwątpienie. To wiersz o Odyseuszu – mocno już leciwym i zmęczonym. A zarazem to wiersz o nadziei, o pewnej postawie życiowej, która jest oczywista i nie podlega dyskusji nawet, gdy jest ciężko.

Żeglarze moi! Wyście trud dzielili
i myśli ze mną, witając beztrosko
Burze i słońca blask. W was wolne serca
i czoła wasze wolne. (…)
Wszystko zamyka śmierć. Nim koniec przyjdzie,
Można dokonać dzieł szlachetnych wielu,
Dzieł godnych ludzi, którzy się zmagali
Z bogami (…)
Hej przyjaciele,
Nie jest za późno na poszukiwanie
Nowego świata! Odbijcie od brzegu
I w bruzdy dźwięczne uderzcie! Bo celem
Moim żeglować poza słońca zachód,
Pod gwiazd ulewą – potąd aż nie umrę. (…)
I choć nie mamy tyle sił, co dawniej,
By niebo wzruszyć i ziemię – jesteśmy
Sobą w serc spójni heroicznej, które
Los sterał; wola w nich wciąż silna – każe
walczyć i szukać i nie ustępować.

Lord Alfred Tennyson „Ulysses”, tłum. J. Pietrkiewicz