Pamiętam, gdy czytałem „Rok 1984” Georga Orwella po raz pierwszy. Byłem przerażony – ale pewny, że to jest jedynie potworna fikcja literacka. Ciężko mi określić słowami uczucia, które mi towarzyszą, gdy widzę że wszystko w naszym kraju zmierza w tym kierunku… Powoli, powoli (choć czy to na pewno powoli?), a w każdym razie na tyle wolno by typowy człowiek nie zorientował się, co się dzieje, póki nie będzie już dawno za późno. Niech mnie hejtują. Niech wyzywają wraz z przyjaciółmi pod PIKODem od komuchów i zapraszają do zagazowania. Niech ludzie obwieszeni krzyżami egzorcyzmują nas na marszu, a Międlar niech wrzeszczy o brzytwę. Niech oportuniści siedzą w domach, karierowicze podlizują się prezesowi, a ten niech dzieli nas na sorty, części animalne i rebeliantów. Kiedyś oni wszyscy (albo większa część) będą na nas patrzeć i mówić – tak, mieliście rację. Tak, to ja byłem głupi, że nic nie widziałem i śmiałem się z was, gdy protestowaliście.
Modlę się – mimo, śmiem twierdzić, ateizmu – aby ta refleksja i ten nawrót nie przyszedł za późno. Usłyszeć można wiele głosów – wprowadzą podatek x, to ludzie wyjdą. Wprowadzą inwigilację, to ludzie wyjdą na ulice. Zamkną kopalnię, to górnicy rozwalą sejm. Zablokują obrót ziemią, to posiadacze zablokują im Warszawę. Kolejna ustawa o TK to już będzie punkt graniczny, ludzie muszą wyjść…
Nie! Nie, zrozumcie, tak nie będzie. Takich „punktów zapalnych” było już przez ostatnie miesiące dziesiątki. Byliśmy pewni, że każdy kolejny wyciągnie ludzi na ulice. Że wreszcie te 50% niegłosujących się obudzi, zobaczy co się dzieje i zaprotestuje. Nie. Tak nie będzie. Oczywiście, każda kolejna „dobra zmiana” wyciąga kolejnych ludzi na barykady. Ale nie sądzę, by w pewnym momencie nagle, ni z tąd, ni z owąd, na ulice wyszło 3 miliony ludzi.
Myślę że będzie to wyglądało inaczej. W biologii funkcjonuje coś takiego jak zbiorowa odporność. To widać na przykładzie szczepień – im więcej ludzi jest zaszczepionych na daną chorobę, tym mniejsza szansa, że Ci niezaszczepieni zachorują – bo nie mają od kogo się zarazić. Oczywiście, to duże uproszczenie, więc bardzo proszę, by medycy mnie tutaj nie zjedli 😉
Myślę że będzie to wyglądało inaczej. Poprzez kolejnych „zaszczepionych” Ci „niezaszczepieni” KODem będą coraz bardziej czuli że coś jest nie w porządku. Z dnia na dzień. To jest jak wirus. Wstąpiłem do KOD? Uwierzyłem? Super! Ale skoro uwierzyłem to na pewno za chwilę zacznę mówić o tym przyjaciołom i rodzinie. Być może moje gadanie ich nie przekona. Ale zasieje ziarno. Potem kilka słów dołoży koleżanka z pracy. Kumpel przy piwie. I przez takie systematyczne „podlewanie ziarenka”, Ci nieprzekonani w końcu pomyślą: „Kurde, tylu fajnych ludzi dookoła jest w tym KOD i mi o tym mówi, coś w tym cholera musi być”. I wstąpi. I sytuacja zacznie się od nowa – kolejnym ludziom ten „neofita” opowie, potem jakaś kolejna osoba i tak pójdzie to w świat, jak pozytywny wirus.
Dlatego śmieszy mnie hejt. Serio. Wczoraj udostępniłem relację z naszego PIKODu pod rynkiem Bałuckim. Zebraliśmy 7 deklaracji od całkowicie nowych ludzi. I rozdaliśmy setki ulotek. Na TT polał się hejt na te 7 deklaracji, bo cóż to jest w skali narodu? Czy nawet samej Łodzi? Przecież to śmieszna wartość…
Nieprawda! Bo te 7 osób poniesie KOD dalej. Do rodziny, przyjaciół. Nie mam nawet podstaw, by szacować ile ludzi usłyszy o KOD dzięki nim. Ale dużo, to pewne. I od każdego z nas słyszą. 7 osób to dużo. Nawet jedna osoba to dużo! Musimy to zrozumieć!
Dlatego akcje takie jak Pabianicka „telewizja kłamie”, PIKODY (jak najczęstsze i najdłuższe), przyjmowanie ludzi w lokalu, rozdawanie ulotek i dekoderów na ulicach – WSZYSTKO to ma niesamowity sens. Musimy patrzeć pozytywnie – czyli nie na to ile ludzi minie nas obojętnie. Na to ilu porozmawia. Bo to oni się liczą. Stoję na tych PIKODAch od marca. Z czasem zapamiętuje się przechodzące twarze. Wielu, bardzo wielu jest takich, którzy przez miesiąc czy dwa przechodzili skrzywieni obok. Potem przestali się krzywić. A wreszcie podeszli i nawet podpisali deklarację.
Pamiętajmy – jedna osoba, która do nas dołączy znaczy dużo więcej niż 50 tych, którzy miną nas obojętnie. Bo ona pomoże tych 50 ściągnąć!
I ostatecznie Orwell będzie zadowolony, że jego książka została zrozumiana dobrze – jako przestroga, a nie poradnik…