Opowiem Wam bajkę o państwie wszelkiego dobrobytu o nazwie Pisolandja. Władca postanowił zaopiekować się starszymi, spracowanymi ludźmi. Myślał i wymyślił, że będą mieli bezpłatne leki.

To nic, że konstytucja państwa gwarantuje równy dostęp wszystkich obywateli do leczenia, w tym do leków. Na nic się zdały opinie urzędników, że uprzywilejowanie jakiejkolwiek grupy w dostępie do leków jest łamaniem wyżej wspomnianej konstytucji. Nie pomogły słowa doradców, że złamana zostanie zasada solidaryzmu społecznego, w oparciu o którą zbudowany jest system dopłat do leków. Doradcy napisali nawet memorandum: „zasada solidaryzmu społecznego mówi, że jeżeli jakiś lek jest drogi, to wszyscy którzy muszą przyjmować dany lek dzielą się po równo jego kosztami.Oznacza to, że wszyscy dostaną taka samą dopłatę do leku z systemu ubezpieczeń zdrowotnych”.

A bezpłatne leki dla seniorów łamią tą zasadę”.Nie pomogły słowa historyków, którzy mówili ,że kiedyś już tak było i starsi ludzie gromadzili ogromne nadwyżki leków w domach ( jak to starsi ludzie). Że bezpłatne leki dla seniorów były wyłudzane na młodych chorych. Nic to, władca postanowił i przekazał swój pomysł do realizacji ministerstwu chorób. Ukazała się lista leków bezpłatnych dla seniorów.

Jakie było zdziwienie lekarzy w Pisoladji, gdy na liście leków znalazły się bardzo drogie leki, które do tej pory były przepisywane bardzo rzadko. Wszyscy bowiem wiedzieli, że jeżeli w danym okresie, pieniądze przekazane na finansowanie listy leków, zbyt szybko się skończą, to trzeba będzie obcinać listę tych leków. Po co więc tak drogie i rzadko stosowane leki , które mają jeszcze do tego tańsze i sprawdzone odpowiedniki znalazły się na liście?Opozycyjna do władcy plugawa prasa odkryła, że wiceminister ministerstwa chorób współpracował z firmami produkującymi leki. Ten sam minister układał listę bezpłatnych leków. Nic to najważniejsze ,że poszła w świat informacja, że władca dba o swoich poddanych. A, że przy okazji firmy sprzedadzą trochę swoich trudno zbywalnych leków, którym dodatkowo kończy się ochrona patentowa to nic.

Aż tu wielka afera. Okazuje się, że leki które miały być bezpłatne są, pomimo umieszczenia ich na liście leków bezpłatnych, dalej płatne i to wysoko. Już wiceminister chorób wyjeżdżał na wakacje na Bermudy, a tu trzeba wracać do Pisolandji i sprawę prostować. Biedny urzędnik nie zapoznał się bowiem z obowiązującym prawem. Jest bowiem ustawa zwana refundacyjną, która pod groźbą kary finansowej, każe lekarzom przyznawać danemu lekowi status leku bezpłatnego, dopiero po spełnieniu skomplikowanych, nierzadko niemożliwych do spełnienia warunków. Wyszło na to, że wszystkie drogie leki umieszczone na liście leków bezpłatnych są odpłatne i tak samo drogie. Rozgorączkowany wiceminister chorób dalej więc ogłasza, że leki przepisywane przez lekarzy nie muszą spełniać dodatkowych warunków. Żaden jednak lekarz nie chce jednak ryzykować własnym majątkiem.

Denerwują się firmy farmaceutyczne na wiceministra, pacjenci krzyczą na lekarzy. Przecież władca Pisolandii obiecał bezpłatne leki i to te najdroższe. I nie wiadomo, czy wiceminister z głupoty czy z pazerności chciał oszukać: najpierw firmy farmaceutyczne a później starszych ludzi. Przecież jest stare przysłowie które mówi „ że kto szybko kradnie lub dwa razy kradnie, ten słabo kradnie”.

___Paweł Wika

CZYTAJ TAKŻE >>>