___
Wioletta Gnacikowska

.

Jeśli Jarosław Kaczyński będzie chciał wprowadzić zmiany w ordynacji wyborczej, to je wprowadzi i nic go nie przekona, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Jaki byłby krajobraz samorządowej Polski po wyborach, w których de facto zabroniono by ubiegać się o reelekcję niektórym kandydatom?

Wojciech Szczurek nie byłby już prezydentem Gdyni, a tę funkcję pełni od 1998 roku. Mieszkańcy wybierają go w pierwszej turze, zdarzało się, że miał 90-procentowe poparcie. W Gdyni trudno znaleźć chętnych, by konkurowali w wyborach ze Szczurkiem, bo mało kto chciał wydawać pieniądze na kampanię bez najmniejszej szansy na wygraną. Wojciech Szczurek jest bezpartyjny, a swego czasu był społecznym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teraz, Jarosław Kaczyński, być może zdecyduje, że nie wolno mu będzie kandydować.

Nie mógłby już pełnić swojej funkcji Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia od 2002 roku, ani Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa z takim samym stażem na stanowisku. Szczurek, Dutkiewicz i Ferenc to prezydenci, którzy zawsze zajmują czołówki rankingów samorządowych.  Teraz mogą przegrać z polityką Prawa i Sprawiedliwości.

Prezydentem Łodzi nie byłaby już Hanna Zdanowska, mimo że w 2014 roku łodzianie wybrali ją ponownie na prezydenta w pierwszej turze. Być może nie będzie mogła kandydować, bo jej dokonania w ciągu dwóch kadencji ośmieszyłyby obietnice w kampanii jej kontrkandydatki, którą – jak mówi się nieoficjalnie – ma być Joanna Kopcińska z PiS.

A co z Jackiem Lipińskim, burmistrzem Aleksandrowa? Pełni swój urząd od 2002 roku i wygrywa zwykle, jako kandydat PO, w I turze? Też będzie musiał znaleźć sobie nowe zajęcie?

W województwie łódzkim drugą kadencje pełni swoją funkcję Krzysztof Chojniak, prezydent Piotrkowa od 2006 roku. To prawicowy prezydent, startujący z poparciem PiS. Piotrków za jego rządów dobrze się rozwija. Referendum przeciwko niemu kompletnie się nie udało, co poświadcza, że mieszkańcy chcą go widzieć na tym stanowisku. Czy Chojniak z radością zrezygnuje z reelekcji, bo tak chce prezes PiS?

Słyszę, że działacze PiS planują już przyszłość dla samorządowców – niech idą do Sejmu. Ale Hanna Zdanowska była już posłanką i mogła być nią nadal, ale nie chciała. Jej energia w Sejmie nie znajdowała ujścia, bo jak mówiła, trudno tam o szybkie efekty swojej pracy. Dopiero jako prezydent Łodzi pokazała, jak jest skuteczna.

Dwukadencyjność ma wielu zwolenników. Jest na przykład w programie Nowoczesnej, ale wymaga konsultacji i zaplanowania daty, kiedy wejdzie w życie. Tylko PiS chce, żeby prawo działało wstecz i stawia szlaban tym prezydentom, burmistrzom i wójtom, którzy mają doświadczenie i poparcie mieszkańców. Chcą przechylić boisko na stronę własnych kandydatów. Od czasów rzymskich wiadomo, że Lex retro non agit. Ale wola prezesa jest widocznie ponad prawem rzymskim. Już nawet niektórzy posłowie PiS, prawnicy z wykształcenia, próbują udowodnić, że jednak Lex retro agit.