Kiedyś na pudełkach zapałek można było znaleźć przeciwpożarowy slogan Zapałki + dziecko = pożar. Hasło jak to hasło… Proste, łatwe i chwytliwe. Jeśliby jednak potraktować je matematycznie, zobaczymy równanie, które po przekształceniu daje gotową receptę na podniesienie w Polsce przyrostu naturalnego: Dziecko = pożar – zapałki. Wynikałoby z tego bezpośrednio, że, aby mieć dziecko wystarczy ugasić pożar zapałkami! Pokrętnie prosty absurd, z którego można by się śmiać do rozpuku, gdyby nie to, że podobnie podwiniętą intelektualnie logiką kierowali się i kierują nadal propagandziści i lustratorzy. Ongiś atakowali Władysława Bartoszewskiego, twierdząc, że musiał współpracować z hitlerowcami, bo inaczej nie wyszedłby z Auschwitz. Przecież stamtąd można było wyjść tylko przez komin – mówili wbrew historycznie udokumentowanym przypadkom. Dziś twierdzą, że postawa Lecha Wałęsy w latach 70. wobec ówczesnej Służby Bezpieczeństwa, to dowód na to, iż wszystkie jego dokonania warte są funta kłaków oraz że podczas prezydentury chodził na pasku postkomunistów. Jutro można oczekiwać, że z esbeckiego drania Kiszczaka Czesława zrodzi się nowy bohater, który w oczekiwaniu na nadejście dzisiejszej władzy postanowił ukryć przed oczami zdrajców z PO teczkę agenta Bolka. A krzak porzeczek czy agrestu, pod którym papiery na Wałęsę czekały na prawe i sprawiedliwe czasy, zostanie otoczony szczególną czcią i rozmnażany na chwałę prawdziwie polskiego ogrodnictwa. Absurd?
W związku z tym, kierowany podobnym pomyślunkiem postanowiłem przeprowadzić autolustrację. Wnioski, do których doszedłem są przerażające. Ale od początku… Ojciec mój, skądinąd dobry człowiek, był z wykształcenia – o zgrozo – elektrykiem, co w wystarczający sposób uzasadnia tezę, że we krwi mam szacunek do wszystkich elektryków z Wałęsą na czele. Na wspomnienie, że w dzieciństwie lubiłem bardziej Lolka i Bolka od Jacka i Placka zrobiło mi się lodowato! Normalnie od przedszkola miłośnik peerelowskiej SB! Ponadto jestem posiadaczem nabytych z demobilu: do celów remontowo-ogródkowych munduru Bundeswehry – czyli germanofilem oraz ruskiego bagnetu do kałasznikowa, jako wielofunkcyjnego narzędzia turystycznego – czyli rusofilem. Mój niepokój rósł z minuty na minutę. Oba przedmioty nabyłem z wykorzystaniem internetowego portalu aukcyjnego, a to już powód do inwigilacji. Mam też bejsbolowy kij. Wprawdzie to prezent, ale może świadczyć też o podświadomych inklinacjach do kibolskich zadym. Kiedy w tym samobiczowaniu doszedłem do kotów, wydawało mi się, że mogę odetchnąć z ulgą. Wszak prezes też jest kociarzem. Ale zaraz przyszło opamiętanie. Przecież u mnie są dwa koty. To wyraźny dowód, że chcę być od wodza lepszy. O internetowym koncie bankowym (bankster), rowerze stacjonarnym do rehabilitacji (cyklista) czy dwóch walizkach (emigracja) nie warto nawet wspominać…
Można? Można!
Po co to generowanie absurdalnych wniosków? Po co ta propagandowa gra ze społeczną świadomością? Może po to, byśmy zapomnieli, kim jesteśmy… Byśmy uwierzyli, że istnieje świat, którego nie ma! Jak z politycznej baśni, gdzie jest wyłącznie spersonifikowane dobro – MY i zło – ONI… Gdzie nie ma nic stałego… Gdzie mamy być przeźroczyści, a dla rządzących liczy się tylko nasz masowy głos… Gdzie jest ciągły, polski pożar!
______Piotr Staroń