felietony_kod

Ostatnie miesiące to łoskot i trzaski wokół interpretacji artykułów Konstytucji. Dotyczą legitymacji do rządzenia i Trybunału Konstytucyjnego. Dziennikarze przekrzykują się coraz bardziej ostrymi nagłówkami artykułów i zmyślnymi, telewizyjnymi bon motami. Politycy licytują się na argumenty i kontrargumenty, myśląc, że to, co mówią i czynią, jest jakąś grą o tron. Kierowani przekonaniem, że władza jest wartością nadrzędną i celem samym w sobie, orzą ludzi i po ludziach, ile wlezie. Pół biedy, jeśli przez ich wizje przebija się świadomość poczucia wspólnoty ze wszystkimi obywatelami. Gorzej, gdy swoje idee próbują narzucić ogółowi społeczeństwa, bezwzględnie wykorzystując powiedzenie: wyborcy tak zdecydowali.

W demokracji głos wyborców jest najważniejszy. To prawda. Prawdą jest także, że w tym systemie, przy niskiej frekwencji wyborczej, to mniejszość decyduje o tym, kto będzie rządził. Takie są prawa demokracji, czy nam się to podoba, czy nie. Dlatego łatwym do zbicia argumentem, podnoszonym często przez polemistów, jest twierdzenie, że skoro faktycznie mniejszość was wybrała, to nie możecie kategorycznie wypowiadać się za cały naród.

Czym zatem wszyscy rządzący grzeszą? Czego nie chcą brać pod uwagę mówiąc: wyborcy tak zdecydowali? Skąd się bierze ich arogancja? Co powoduje, że jesteśmy zmuszeni protestować?

Odpowiedzią na te pytania jest artykuł 1 naszej Konstytucji, który mówi: Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. O nim władza zapomina. Zawsze. Celowo. Zawsze i celowo. Tak jest także teraz.

Artykuł pierwszy Konstytucji RP jasno wskazuje, iż kategoria dobra wspólnego w kontekście naszego państwa ma mieć szczególny walor dla wszystkich obywateli. Każdy z nas powinien tę wspólnotę odczuwać. Bez wyjątku. Czy parlamentarzyści, prezydent, rząd są wyłączeni z obowiązku dbania o to dobro? Nie! Na ich barki nałożyliśmy, jako wyborcy, tylko większy ciężar odpowiedzialności za wciąż wspólną Rzeczpospolitą. Niestety władza żyje w przekonaniu, że zakreślanie granic wspólnego dobra jest wyłącznie jej domeną. Tyle tylko, że wtedy słowo wspólne traci całkowicie swoje znaczenie na rzecz nasze albo moje. A na sugestie o zawłaszczaniu Polski rządzący reagują alergicznie, gwałtownie powiększając ilość materiałów propagandowych.

Ta sama uwaga dotyczy kwestii wszystkich obywateli. Wszystkich – co oznacza tych, o których tak pięknie mówi się w Preambule Konstytucji. Jeśli władza podejmuje decyzje bez konsultacji z innymi siłami politycznymi czy ruchami społecznymi, jeśli nie bierze pod uwagę fachowych ekspertyz, jeśli uważa siebie za najwyższy autorytet, jeśli poniża tych, którzy oceniają inaczej, i oskarża tych, którzy inaczej myślą, to znaczy, że stawia swoją obywatelskość ponad obywatelskością pozostałej części społeczeństwa. Mówi: Wszyscy to my!

Czy ktoś jeszcze dziwi się, że jest nazywany zdrajcą, gorszym Polakiem i wyzyskiwaczem dojącym ojczyznę? Nikt nie powinien się dziwić. Celem tych, którzy takie „prawdy” głoszą, jest usunięcie nas poza moralne granice obywatelskości. Nie można nas pozbawić obywatelstwa prawnie, to mówi się, że nie zasługujemy na to miano, bo: rozkradamy Polskę, jesteśmy lewakami, bezmózgowcami, chodzimy na pasku Niemców, mamy w sobie ubecką krew, jesteśmy bydłem, zdrajcami, sk…synami… W ten sposób odmawia nam się prawa do dbałości o dobro wspólne. I pokazuje się, że tylko przedstawiciele władzy są etalonem, czyli wzorcem obywatela. Może dla władzy – nie, ale dla Konstytucji jesteśmy obywatelami! A Ona jest ponad tą czy inną władzą publiczną!

Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Jesteśmy obywatelami, dla których Polska jest dobrem wspólnym. Dlatego możemy pytać, jak władza realizuje wspólną dbałość o wspólne dobro? Dlatego możemy bronić Trybunału Konstytucyjnego, prawa do prywatności w sieci czy wolności mediów.

I na koniec…

Ponieważ jesteśmy obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej, to stosując metody propagandy obecnej władzy mógłbym zapytać: kim są ci, którzy nazywają nas dziś KOD-owskim bydłem?

_____Piotr Staroń
(rys: Sławomir Łuczyński)


 

Post scriptum

W necie nabiera rozpędu kampania „Twarze KOD-u”. Jej celem jest zdyskredytowanie naszego ruchu obywatelskiego poprzez bezpośredni, nierzadko insynuacyjny atak na konkretnych uczestników manifestacji lub aktywistów. Często na członków ich rodzin. A zwrot „KOD-owskie” bydlę należy tu do bardzo delikatnych. Bądźmy solidarni w odpieraniu takich ataków! Ujawniajmy manipulacje ich autorów!