O książce Sprawiedliwość owiec, Leonie Swann
– Muszą się tego dowiedzieć wszyscy ludzie, wtedy będzie sprawiedliwość.
– Ale ludzie nas nie rozumieją – zauważyła Chmurka.
Ponieważ jako czytelnik lubię filozoficzne dywagacje, ale często pożądam też krwi i intrygi, książka Leonie Swann, nazywana w recenzjach filozoficzną powieścią kryminalną, od razu zwróciła moją uwagę. Już sam tytuł Sprawiedliwość owiec, (nieco niedokładanie przetłumaczony, gdyż w oryginalnym języku niemieckim pojawia się słowo ein Schafskrimi, co znaczy owcza zbrodnia) może kojarzyć się z Milczeniem owiec Thomasa Harrisa, (a mniej oczytanym z filmem w reżyserii Jonathana Demme’a). Choć zbrodnia rzeczywiście się tu pojawia i jest motorem działań bohaterów, szybko można się przekonać, że tej powieści bliżej jest do wspomnianego na okładce książki Folwarku zwierzęcego Orwella i Wodnikowego Wzgórza Adamsa.
I tu i tam świat przedstawiony jest światem zwierząt, króliki Adamsa, tak samo jak owce Swann interesują się ludźmi o tyle, o ile tamci mogą bezpośrednio wpłynąć na ich losy. Swann stara się nas przekonać, że owce, którym przypisujemy jak najbardziej stadne instynkty, jednocześnie instynkty te uważając za niskie i świadczące o braku inteligencji, są w rzeczywistości wielkimi indywidualnościami. Każda z owiec ma swoje imię i charakterystyczny zestaw cech, który, z jednej strony, wyróżnia ją ze stada, z drugiej zaś – czyni ją w tym stadzie niezastąpionym ogniwem. To na przykład panna Maple (podobieństwo do panny Marple jest oczywiście celowe), najsprytniejsza, która prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa pasterza i odpowiada za łączenie faktów, czy Wieloryb nazywany przez resztę pamięcią stada albo Matylda z najczulszym węchem. Razem stanowią organizm doskonalszy od pojedynczego istnienia.
Na początku lektury irytowało mnie to, że tak trudno mi jest utożsamić się z którymś z owczych bohaterów. Owce nie występują tu w roli metafory, jak u Orwella, razem z ludźmi są bohaterkami książki, której nie można odmówić realizmu. W trakcie czytania jednak uświadomiłam sobie, że na tym polega siła tej powieści – na pokazaniu ludziom, że obok nich żyją zwierzęta, które mają własne tajemnicze, niedostępne życie. A nam jedynie może wydawać się, że je rozumiemy i że one rozumieją nas, podczas gdy tak naprawdę świat ludzki i świat zwierząt to dwa zupełnie odrębne uniwersa, które choć są dla siebie widoczne, są też nieprzeniknione. My i zwierzęta mijamy się codziennie, ale nic o nich nie wiemy, nie wiemy, o czym myślą, co czują, czego pragną. Ich świat jest być może o wiele bogatszy, niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić lub przeciwnie, zupełnie nieskomplikowany. Ale na pewno zupełnie inny od naszego, czego nie możemy pojąć, bo mamy tendencję do przypisywania zwierzętom swoich własnych cech, (czego dobrym przykładem są bajki) oraz życzeń, bo niejeden z nas chce być najlepszym przyjacielem swojego psa.
Dlatego zachęcam do lektury wszystkich, którzy nie rozumieją zwierząt, a jeszcze bardziej tych, którzy myślą, że rozumieją je świetnie.
___Monika Murawska