Każdemu dawałam tego, czego pragnął najgoręcej, o czym wstydził się czasem słuchać, ale z rozkoszą przyjmował, usprawiedliwiony, że to o męczeństwie opowieść, czysta, przeczysta.
Tym razem chcę zaproponować jedną z najbardziej fascynujących książek, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Matka Makryna Jacka Dehnela w formie monologu opowiada o życiu rzeczywistej postaci, kobiety żyjącej w XIX wieku na terenie nieistniejącej wtedy Polski. Nieszczęśliwej oszustce skutecznie udało się zwieść nie tylko prostaczków, ale i największych ludzi w Europie. Historia Makryny, (w rzeczywistości Julki, a po ślubie z oficerem – Ireny) jest fascynująca i przejmująca zarazem. Owdowiała Irena, latami maltretowana przez męża alkoholika, będąca na skraju nędzy, przez przypadek wzięta za siostrę zakonną, odkrywa, że pod przebraniem mniszki łatwiej zdobędzie jałmużnę, niż jako zwykła żebraczka. Tak zaczyna snuć swoją opowieść o Makrynie Mieczysławskiej, ksieni klasztoru bazylianek, torturowanych z rozkazu prawosławnego biskupa Józefa Siemaszki. Niewiarygodną historię swoją i sióstr powtarza wciąż od początku. Opowiadając ją kolejnym słuchaczom, wymyśla coraz to nowe, coraz bardziej wstrząsające szczegóły, w których sama się gubi. Mimo to brnie coraz głębiej w fikcję, pielgrzymując po kraju z Litwy aż do Poznania, wszędzie witana przez rozhisteryzowany tłum. Stamtąd, jako męczennica zostaje przewieziona do Paryża, gdzie swoją historią uwodzi całą emigrację z księciem Adamem Czartoryskim na czele. Następnie postawiona jest przed obliczem papieża, jako przedstawicielka Polaków i żywy „dowód” na okrucieństwa Rosjan względem naszego narodu. Niemalże do śmierci uwielbiana, uważana za męczennicę i cudotwórczynię, jest idealną bohaterką książki o tym, jak łatwo dajemy się oszukać. O tym, że tak naprawdę wierzymy tylko w to, w co chcemy uwierzyć nawet, jeśli odbywa się to gwałtem na naszym rozumie. Prosta Makryna poznała i omamiła największych wieszczów polskiego romantyzmu, Mickiewicza nieomal wyrwała z objęć Towiańskiego, urzeczony Słowacki poświęcił jej natchniony poemat Rozmowa z Matką Makryną Mieczysławską, a Norwid uwiecznił na portrecie. Zwiodła także ogromną rzeszę duchowieństwa na czele z papieżem Grzegorzem XVI, a po nim Piusem IX, który osobiście ją odwiedził.
Lektura książki nie jest łatwa, nie nadaje się do pociągu, czy na plażę, wymaga raczej dłuższej chwili ciszy i spokoju, by móc w pełni docenić pracę, jaką Dehnel wykonał, budując wypowiedzi Makryny. Język stylizowany na XIX wieczną wileńską polszczyznę tchnie autentyzmem, choć nie ulega wątpliwości, że bohaterka powieści w rzeczywistości nie byłaby w stanie złożyć tak wycyzelowanych zdań, jakie autor książki włożył w jej usta. Mimo swojej przebiegłości była bowiem kobietą niewykształconą, ledwo piśmienną, co jest widoczne w zachowanych źródłach.
Aż trudno uwierzyć, że tak interesujący życiorys jest w praktycznie nieznany. Autorowi książki należą się podziękowania za zebranie materiałów, listów, zeznań, notatek, na co dzień niedostępnych i zapisanie ich w postaci tak obszernego, wiarygodnego dzieła. Może niełatwego w odbiorze, ale wyrobiony czytelnik na pewno je doceni.
___Monika Murawska