___
Monika Zalewska

Gdy musimy załatwić jakąś sprawę w urzędzie czy w sądzie, to wtedy właśnie mamy rzadką okazję do bezpośredniej styczności z państwem jako pewną instytucją. Każdy jednak zauważy, że załatwianie spraw w urzędzie bardzo różni się ich załatwiania w sądzie. W urzędzie wszystko wydaje się mniej oficjalne i podniosłe, mimo że niekiedy sprawy są dla nas fundamentalne (wystarczy sobie wyobrazić wizytę w Urzędzie Skarbowym na jego zaproszenie, nielicznym wówczas włosy dęba nie stają). Zatem, gdzie leży różnica między sądami a urzędami? Dlaczego do urzędu idziemy z ulicy, a do sądu stroimy się jak na imieniny u bardzo konserwatywnej cioci?

Prawnicy porównując sądy z urzędami mówią o dwóch trybach: administracyjnym i sądowym. Tryb administracyjny dla przeciętnego obywatela jest równoznaczny z wizytami w urzędach. Administracja jest ściśle zhierarchizowana, a urzędnicy znajdujący się na niższych szczeblach drabiny awansu są podlegli swoim przełożonym i ich wytycznym. To dlatego Pani Zosia w okienku niekiedy nie może załatwić waszej sprawy i musi zapytać pana Janka, a wy musicie się pofatygować do urzędu jeszcze raz, bo pana Janka akurat nie ma. Zupełnie inaczej jest z trybem sądowym. Podstawową jego cechą jest niezawisłość. Oznacza to, że sędziowie podlegają tylko konstytucji i ustawom. Nikomu i niczemu więcej. Sędzia nie musi pytać przewodniczącej wydziału, jak rozwiązać daną kwestię. Tym bardziej nie podlega żadnym politykom i w związku  tym nie wolno mu przynależeć do partii politycznych. Sędziowie nie mogą także podejmować dodatkowego zatrudnienia, chyba że jako wykładowcy. Podstawową funkcją niezawisłości sędziego jest obrona przeciętnego obywatela, czyli nas, przed zakusami strony o silniejszej pozycji, czy to ze względu na polityczne układy, czy ze względu na wyższy status finansowy. Gdy stawiamy się przed sądem, to chcemy, by wyrok był jak najbardziej sprawiedliwy i uczciwy. Nie chcemy, by jakiś polityk wtrącał się w nasz proces, tak jak nie chcemy, by w proces się wtrącał kumpel szwagra brata Iksińskiego, który jest mężem powódki. Aby osiągnąć ów ideał bezstronności, ustawa przewiduje szereg gwarancji niezawisłości sędziego. Chodzi o to, żeby stworzyć sędziemu takie warunki, które umożliwią mu pełną niezależność. Przykładowo, sędziego nie można zwolnić z pracy, ani przenieść na inne stanowisko, chyba że za jego zgodą. Sędziemu przysługuje immunitet, który tylko w wyjątkowych przypadkach może być zniesiony. To wszystko ma zagwarantować podległość sędziego wyłącznie konstytucji i ustawom, a szczególnie niezależność wobec władzy ustawodawczej i wykonawczej. Władza ma się od sądów trzymać z daleka, ponieważ to waśnie sądy chronią nas przed władzą. Z drugiej strony, nie oznacza to, że sędzia jest bezkarny. Podlega on odpowiedzialności dyscyplinarnej.

Reasumując: niezawisłość ma za zadanie zapewnić niezależność, bezstronność i neutralność sędziego w procesie za pomocą wymienionych wyżej gwarancji niezawisłości.

Skoro już wiadomo, do czego jest potrzebna sędziom niezawisłość, to warto zadać pytanie, co z trybem administracyjnym, w którym najwyraźniej nie korzysta się z dobrodziejstw niezawisłości sędziowskiej. Załatwiając jakąś sprawę w trybie administracyjnym musimy mieć świadomość, że po przeciwnej stronie jest państwo. I to samo państwo jest sędzią we własnej sprawie. Trudno więc mówić tu o bezstronności. Na usprawiedliwienie tego przypadku można dodać, że państwo reprezentuje interes publiczny, czyli nas wszystkich, ale marna to pociecha, gdy akurat jest się po tej przeciwnej stronie i broni się swojego interesu prywatnego. Na szczęście, na szczycie pionu administracyjnego jest sądownictwo administracyjne, w którym również zasiadają niezawiśli sędziowie. Zatem w starciu z urzędami nie jesteśmy bez szans.

Podsumowując, obrona niezawisłości sądownictwa leży w interesie każdego obywatela, ponieważ zadaniem sądu jest ochrona każdej uczciwej osoby. Niezawiśli sędziowie są gwarantami naszego spokoju i bezpieczeństwa. Oczywiście tak jest w teorii, z gazet znamy przypadki niezrozumiałych wyroków, w naszej ocenie niesprawiedliwych. Jednak wówczas trzeba wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze, nagłówek: „sędzia znowu wydał mądry wyrok” by się nie sprzedał, a gazeta uwzględniająca każdy taki przypadek musiałaby być gruba niczym książka telefoniczna. Po drugie, nikt nie jest nieomylny, czasem nawet najlepszemu sędziemu może się zdarzyć wydanie kiepskiego wyroku. Ale przed tym chroni nas instancyjność, czyli możliwość odwołania się do sądu stojącego wyżej w hierarchii. Po trzecie – wgląd do akt ma sędzia. Dziennikarz często zna relację jednej strony i to ją opisuje. Czytelnicy natomiast ulegają złudzeniu, że „tak właśnie było”. Po czwarte: wydanie wyroku jest niezmiernie trudne. Sędzia nie ma luksusu wyboru spraw łatwych i oczywistych. Czasem dostaje sprawę trudną czy wręcz nierozwiązywalną, bo np. na podstawie dowodów nie da się z całą pewnością ustalić, „jak było”. Innym razem przepisy prawne mogą mu zamknąć drogę do tego, by orzec według własnego poczucia słuszności, ponieważ prawo bywa nieadekwatne do danego przypadku lub jest po prostu źle napisane.

Pilnujmy zatem tej sędziowskiej niezawisłości, choćby we własnym interesie.