___
Katarzyna Witek

 

Początek kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego w listopadzie 2015 stanowił iskrę, dzięki której grupa zaniepokojonych ludzi, którym nie było obojętne, postanowiła się zorganizować. Najpierw na Facebooku, aż w końcu  w grudniu spotkaliśmy się na pierwszych pikietach pod Trybunałem, czy nieśmiało zorganizowanych marszach i manifestacjach w Warszawie, Łodzi, całej Polsce.

Mieliśmy wtedy świadomość, że Trybunał to jeden z niewielu bastionów, które opierają się partii rządzącej, zawłaszczającej krok po kroku wszystkie instytucje. Nieśmiało, bo nie mieliśmy wtedy żadnej pewności, czy ktoś poza nami weźmie w naszych protestach udział, czy jesteśmy tylko wirtualni, czy jednak ktoś się pojawi. Tego uczucia, kiedy „za pięć dwunasta” pojawiał się tłum i już wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w naszych troskach osamotnieni, a nasz niepokój podziela całkiem sporo pełnych energii ludzi o otwartych sercach i głowach, w których KOD obudził nagle nadzieję na normalność, pewnie żadne z nas, amatorskich organizatorów łódzkich manifestacji na przełomie grudnia i stycznia nigdy nie zapomni.

Jednym z pierwszych wydarzeń edukacyjnych łódzkiego KOD-u było spotkanie z dr. Kompą. Pamiętam słowa, które mnie wtedy bardzo zaniepokoiły o tym, że wszystkie dyktatury zaczynają od rozmontowania Trybunału Konstytucyjnego.

Jest luty 2017. Sytuacja Trybunału jest bardzo niepokojąca, właściwie krytyczna. Nie ma już Prezesa Rzeplińskiego, który tytanicznie bronił praworządności. Jego miejsce z nadania partii rządzącej zajęła Julia Przyłębska, miejsca kolejnych ustępujących sędziów zajmują kolejni prawnicy, którzy bezprawnych działań PiS-u z pewnością kwestionować nie będą. Licznik odmierzający czas niepublikowania wyroku w sprawie ustawy o TK przez rząd wciąż wskazuje kolejny dzień. I kolejny. W tym tygodniu mija rok.

Kiedy wybierałam temat kolejnego Latającego Uniwersytetu Demokratycznego, długo się zastanawiałam, czy Trybunał jeszcze kogoś zainteresuje. Czy warto z jego powodu się spotykać? Zaryzykowałam. Gdy pojawiło się facebookowe wydarzenie, ktoś napisał pod nim komentarz kwestionujący sens spotykania się w sprawie czegoś, czego nie ma. No właśnie. Czy Trybunału już nie ma?

W trakcie spotkania poznaliśmy fragmenty Konstytucji RP, z którymi działalność Trybunału jest nierozerwalnie związana. Przypomnieliśmy sobie historię kryzysu oraz sylwetki niektórych członków TK. Najważniejsza jednak była konstatacja, że Trybunał wciąż jest, tylko znajduje się w nie najbardziej odpowiedzialnych rękach i innym celom będzie służył. Podporządkowany celom partii rządzącej, będzie stanowił organ legitymizujący niejako jej działania, jakkolwiek słaba to będzie legitymizacja. Ostatnim bastionem, stojącym na straży praworządności, stają się niezawisłe sądy, choć Krajowa Rada Sądownicza to kolejny organ zaatakowany przez partię, której nazwy nie warto wymieniać.

Czy w tej sytuacji istnieje cokolwiek, co pozwala nie stracić tej nadziei obudzonej w grudniu? Spojrzałam na współuczestników spotkania. Na twarzach ludzi, którym wciąż nie jest obojętne, zobaczyłam troskę i niepokój. Dyskusje trwały długo po spotkaniu nie mogliśmy się rozstać, by w końcu umówić się na następny dzień, na który zaplanowana była pikieta w obronie niezawisłych sądów.

Dopóki są ludzie, którym wciąż nie jest obojętne, którzy nie stracili energii i wiary w to, ze opór ma sens, żadne posunięcia tych, którzy niszczą prawo nie są w stanie zniszczyć nadziei na normalność.