Niektórzy zaczynają mieć wrażenie, że „miesiąc miodowy” KOD pomału dobiega końca. Bo już demonstracje się trochę opatrzyły. Bo ktoś z pierwszego szeregu już odszedł w tym czy innym regionie. Bo już pojawili się pierwsi niezadowoleni, bo nie ma programu w sprawie sześciolatków i podatku bankowego. Pierwszy zachwyt trochę opadł, zabrzmiały głosy krytyczne. Wytknięto – często słusznie! – trudności organizacyjne, chaos informacyjny, czasem powolny „rozruch” wielu działań. My, wasi koordynatorzy, organizatorzy, liderzy, opiekunowie grup zadaniowych, jakkolwiek chcecie nas nazywać, bierzemy to na klatę. Tak, czasem coś idzie nie tak profesjonalnie, jak byśmy chcieli. I nie ma tu chyba potrzeby wyjaśniać, że KOD tworzą wolontariusze, pracujący za darmo co najmniej osiem godzin dziennie (w dni „demonstracyjne” i tuż przed nimi znacznie więcej). To pełen drugi etat. I to nie realizowany wtedy, kiedy się ma akurat ochotę porobić coś dobrego, bo jest czas. Pracujemy tak dzień po dniu, czasem biorąc „wolne” z powodu jakichś ważnych życiowych spraw, ale wiedząc, że wtedy ktoś inny pracy ma więcej.
I chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że bardzo byśmy chcieli, aby ten marsz nie musiał trwać cztery lata. Aby jutro jakoś cudownie się okazało, że to już koniec, rząd ustąpił albo chociaż wycofał się ze swoich niedemokratycznych działań i obiecawszy więcej takich nie podejmować, słowa dotrzymał. Aby KOD stał się tylko nocną strażą demokracji i zapleczem edukacji obywatelskiej, a nie musiał już być pierwszą linią frontu, czujną całą dobę, na wszystkich polach. Chętnie byśmy się z wami spotykali po kawiarniach już tylko po to, by sobie podyskutować. Niestety, wygląda na to, że będziemy szli jeszcze długo. Jeszcze długo się wszyscy nie wyśpimy.
Kiedy jednak o tym myślę, to jednak też się trochę cieszę – ponieważ KOD dał mi potężną dawkę pozytywnej energii i życiowego sensu. I gdyby się okazało, że to wszystko było tylko moim snem, to jednak, przy całej radości ze spokoju w kraju, byłoby mi żal! Czego? Przede wszystkim dumy – jestem bardzo dumna, że trafiłam do KOD i mogłam się w jakimś stopniu przyczynić do jego rozwoju. Nie wiem, jak długo w nim będę, jak długo sam KOD będzie istniał. Może to będą lata, a może dni. Może czekają nas czasy trudne i bolesne. Nie raz już sprawy związane z KOD-em przyprawiały nas o ból głowy. O brak snu, o stres, przekleństwa i łzy. Nie wypieramy się tego. Zapewne czeka nas więcej bólu, stresu i łez. Ale też jeszcze więcej szczęścia i dumy. Szczęścia z powodu poznania tak wspaniałych ludzi, przeżycia tak silnych emocji. Dumy z powodu tego, co udało nam się zrobić.
Jakim cudem nam, amatorom, nieznającym się wcześniej ludziom, zebranym naprędce na kilka dni przed demonstracją, udało się wyprowadzić na Plac Dąbrowskiego kilka tysięcy ludzi? Z flagami, transparentami, kotylionami, wstążkami, kwiatami, trąbkami, megafonami, termosami, i niebiosa wiedzą, z czym jeszcze? Wszyscy zadają mi to pytanie i nie wiem, jaka jest odpowiedź. Wiem tylko, że stres był ogromny. Budziłam się w nocy zlana potem: czy wszystko jest? Czy jest zgłoszenie? Czy będzie scena? Czy przyjdą goście? Czy mamy teksty? A potem myślałam: śpij, głupia, zrobisz co możesz, ale przecież są pozostali, obiecali, że ogarną, zapytasz ich jutro. To wszystko jakimś cudem się znalazło, wyrosło spod ziemi. Nie było nic, a potem nagle scena, mikrofon, flagi, transparenty, tysiące ludzi. I wyszło słońce. A nam, niedospanym, zmęczonym, potwornie zestresowanym, wyrosły skrzydła u ramion. Pamiętam, jak spojrzałam z przerażeniem na ten tłum przed sobą i powstrzymując drżenie nóg, rąk oraz głosu, powiedziałam: „otwieram zgromadzenie”.
Przeżyć coś takiego, choćby raz w życiu – to po prostu bezcenne. Nieważne, co potem było, jest i będzie. Być może niedługo nas nie będzie, ktoś inny poprowadzi KOD. Ale na zawsze zostanie ten Plac Dąbrowskiego, który nas ukształtował. Nas, tych paru obcych wam osób na scenie, i was, tych, którzy stali wokół. Bezcenne było doświadczyć wspólnoty z tą rzeszą ludzi. Bezcenne oprzeć się tak bardzo na ludziach obok, którzy przecież byli nam kompletnie nieznani chwilę wcześniej. Zbieranina, co się tydzień wcześniej poznała w kawiarni. Wtedy jeszcze bez struktur, bez funkcji, bez służbowych maili, bez przydzielonych zadań. Ledwie pamiętaliśmy swoje imiona i nazwiska. Nie wszyscy mieliśmy swoje numery telefonów. A przecież w tamtym momencie byliśmy wszyscy jedną wielką rodziną. I rodziną potem zostaliśmy. Jak to w rodzinie, były kłótnie, fochy, płacze, przeprosiny, czasem wygłupy, czasem zwierzenia. Ale scementował nas wspólny cel, poczucie odpowiedzialności i pełne wzajemne zaufanie.
Bywa czasem trudno zrozumieć naszym „cywilnym” bliskim, o co chodzi z tym całym KOD-em. Partnerzy życiowi się wściekają, przyjaciele pukają w czoło. Gdy patrzę na listę ostatnio wybieranych numerów, jest tam w większości KOD. Nagle dotychczas obcy mi ludzie rozmawiają ze mną częściej niż ktokolwiek inny. Wiedzą, kiedy wstaję, kiedy idę spać, kiedy jestem w pracy. Martwią się o moje zdrowie, nieprzykręcony żyrandol i prywatne turbulencje. Odwiedzamy się w domach. Nowe osoby przychodzą, niektóre odchodzą… Ale wspieramy się wciąż i wciąż. Stoimy koło siebie na tych czasem drżących nogach, na chyboczącej się scenie, nikt z nas nie wie, co będzie jutro. Ale wciąż czujemy wokół siebie siłę płynącą z obecności pozostałych. Mieć taki plac, takich towarzyszy broni, doświadczyć tego zaufania i wsparcia – to jest wielkie szczęście. To jest właśnie to coś, co będę wspominać po latach. Nieważne, ile przykrych rzeczy jeszcze się zdarzy.
Brzmi paradoksalnie, ale największym marzeniem KODera jest być kiedyś już zupełnie niepotrzebnym. Zwinąć flagę, odłożyć znaczki na kominek, obok dyplomu i zdjęcia ze studniówki. Ale to nie znaczy, że nie chcemy, aby KOD istniał. Nawet jeśli go nie będzie na ulicach, będzie w głowach. Spotkamy się kiedyś w parku, w sklepie, na imprezie. Może tylko sobie skiniemy głową, może serdecznie się uściskamy, a może nawet pójdziemy na kombatanckie wspominki do knajpy. Będzie to ciepło w sercu, którego nikt nam nie odbierze.
Bo zawsze będziemy mieli swój Paryż. To znaczy, Plac Dąbrowskiego.
___Katarzyna Knapik
Comments (19)
Podziwiamy Was wszystkich, i będziemy wspierać jak tylko potrafimy! Pani Katarzyna Knapik pięknie opisała swoje odczucia, których doznaje w działalności w spontanicznej organizacji obywatelskiej dla obrony demokracji w Polsce. Cieszę się, bo wiem, jak ja się cieszyłam uczestnicząc na początku lat „80…..a później w 89-90, w tworzeniu pierwszych Samorządów Terytorialnych. To były bezcenne doświadczenia! Jestem z uczestnictwa w nich dumna.
I nie ważne kto i co o mnie powie lub myśli. Rodzina i ludzie dawali mi siłę. Dzisiaj mam ponad 60 lat…piękne wspomnienia, wysoko podniesioną głowę, piękną i silną rodzinę (dzieci pamiętają rewizje, aresztowania itp.), potrafię pomagać innym, potrafię racjonalnie myśleć i postępować. Ale wyczulona jestem na kłamstwa, oszustwa i obrażanie innych! No i bardzo mi z tym dobrze. Uśmiecham się do wszystkich…lecz nie dam sobie „zgiąć” karku!
Mogę z całą pewnością powiedzieć pani Katarzynie, że nie będzie nigdy żałowała tego, że się zaangażowała w bardzo Wielkiej Sprawie, jaką jest walka o DEMOKRACJĘ tak ciężko budowaną w Polsce, byśmy my i nasze dzieci i wnuki mogli żyć godnie w pięknym kraju, jakim jest Polska.
A Pani życzę siły….sukcesów w walce……i kiedyś, ….jakże pięknych wspomnień!
Od lat mieszkam poza Polska, nie moge brac udzialu w spotkaniach, manifestacjach ale sprawy polskie sa moimi sprawami.
Prosze kontynuujcie, nasz kraj nie moze stac sie poraz kolejny centrum ciemnogrodu. Nieodpowiedzialnisc aktualnej ekipy zmusza do powrotu do walki o podstawowe wolnosci!
Chciałbym aby KOD , nawet po zwycięstwie, pozostał w Polsce na długo bo jak się przekonujemy każdej władzy u nas trzeba patrzeć na ręce i przez następne co najmniej 200 lat jeszcze trzeba będzie.
Nie wiem czy napisać „popieram”, czy „czuję to co Ty”. Olsztyn to nie Łódź, ale odczułem co to znaczy stanąć przed ludźmi i zacząć zgromadzenie. Wiem co to znaczy martwić się „o ku***, trzeba zabezpieczyć jeszcze to.” Na szczęście u nas było dużo ludzi chętnych do pomocy. Obawy jednak były cały czas. Ale satysfakcja po udanej manifestacji – nie da się opisać Będziemy zbierać się przy demonstracjach i przy innych wydarzeniach i na pewno dla każdego uczestnika będzie to też wyjątkowe przeżycie.
Łukasz, dzięki za ten głos. Widzimy się w Warszawie 27.02.!
Miesiąc miodowy się nie skończył, a jeśli nawet. KODu nie da się tak łatwo zniwelować.
Jestem z Wami!
Pani Kasiu… Świetny tekst. Opisuje dokładnie to co czuję, ilekroć staję na opolskim Rynku. Dziękuję za ten tekst. Opolski KOD pozdrawia serdecznie!
Czytałam ten tekst ze wzruszeniem… Dedukuję, że pisała go osoba młoda , więc tym bardziej serce mi rośnie, że mamy taka młodzież. Dziękuję za to, dziękujęz za wszystko co robicie, wy – Kodowcy, dziękuję, że jest tyle zdrowego rozsądku w tym narodzie…
Jestem osobą już bardzo starszą i wynik ostatnich wyborów mnie załamał; co takiego się stało, że „większość” przekreśliła wszystko to, co zyskaliśmy przez ostatnie ćwierćwiecze? Jak to jest, że więcej w ludziach goryczy, chamstwa, cwaniactwa, karierowiczostwa, tępoty… niż zdrowego rozsądku ?
No więc Wy, jesteście Wielcy !!!
Kasiu napisałaś to co ja czuję. Mieszkam w Gdańsku.Nie chodziłem nigdy na żadne demonstracje ale to co wyprawia ten Kaczor z Rodziną z naszym krajem nie pozwala mi być bezczynnym.Dlatego mimo wieku byłem i będę na każdej demonstracji aby powstrzymać tego małego człowieczka który na grobie swojego bliźniaka urządza miesięcznice tylko po to by mieć możliwość judzić Polaków przeciw sobie i wzywać do walki o” niepodległość” a nie czcić pamięć brata.
Bój to będzie długi lecz mam nadzieję że skuteczny,z czasem coraz więcej POLAKÓW przejrzy na oczy .POZDRAWIAM WSZYSTKICH KTÓRZY MYŚLĄ PODOBNIE.
JERZY WŁAD
Dobrze się zaczęło,ale to za mało aby porwać tłumy do wielkiego zaangażowania w walce o WOLNOŚĆ I DEMOKRACJĘ.Dotychczasowy sposób działania,nie wróży sukcesu.Nie chciałbym aby to co zostało zrobione poszło na marne.Słowo,DEMOKRACJA CZY WOLNOŚĆ to zbyt ogólnikowe sformułowania.Jeżeli mówimy o wolności to w obecnych warunkach,może się odnosić do wolności konstytucyjnej czy DEMOKRACJI.Z mojego punktu widzenia,ten rodzaj WOLNOŚCI czy DEMOKRACJI,to pospolity slogan,na którym bazują od 26 lat partie polityczne.Są to terminy kierowane do społeczeństwa polskiego,które nie wchodzi w szczegóły o co właściwie chodzi i wynik wyborczy mamy jaki mamy.
Szkoda,że 26 lat zostało stracone i nie przeprowadzono GENERALNEGO „REMONTU” POLSKI. Do władzy doszła nacjonalistyczna partia,która chce na wzór SOCJALIZMU ograniczyć jako taką wolność i jako taką demokrację.Taki rodzaj zgromadzeń musi być zmieniony,bo banda Kaczyńskiego,szykuje na wiosnę bojówkowe manifestacje,które mają za cel zniszczyć jako taki dorobek K O D.Nie wystarczy bronić TK czy konstytucji.Jest pilna potrzeba iść znacznie dalej dla ratowania coraz biedniejszego społeczeństwa.Mam szerokie doświadczenie w walce jako dziecko z faszystowską organizacją młodzieżową w Warszawie na Mokotowie,w walce o jako taką wolność z KOMUNĄ,teraz jak tylko mogę w internecie walczę z bandą Kaczyńskiego.
To jednak za mało.Czuję się jak Don Kichot w walce z wiatrakami.
Wiem,że moje bogate doświadczenie w różnych dziedzinach życia się sprawdziło,dlatego chętnie wezmę udział w tworzeniu struktur dla dobra NARODU POLSKIEGO.
Wiesław Antoni Dębski-dodaję drugie imię,bo jest o tym nazwisku i imieniu dziennikarz.Mieszkam w Obornikach Śląskich
Mieszkam obecnie około 2000 km od mojego rodzinnego Lęborka . Czytam wszystko co można na temat obecnej sytuacji w Polsce . Wirtualnie jestem członkiem KOD . Kiedy odbywała sie pierwsza demonstracja KOD wywiesiłem w oknie nasza biało czerwona flagę sąsiedzi byli zaskoczeni ta sytuacja . Mieszkam w środku Schwardzwaldu na małej wiosce bo mamy tu prace . Duzo czasu poświęciłem aby wytłumaczyć znajomym o co chodzi . Uwierzcie mi ze moja sytuacja z powodu niemocy brania udziału w działaniach w kraju strasznie mnie dołuje . Chciałbym byc z wami i to w pierwszym szeregu . Kazdy z nas spodziewał sie ze wychodząc na ulice demonstrować niezadowolenie szybko załatwi sie sprawę może by tak było gdyby KOD byłby agresywny tylko co by sie stało gdyby druga stron tez zachowała sie w ten sposób , strach pomysleć bo wszyscy znają fanatyków PiS . Niemcy których znam i nie znam są bardziej niecierpliwi od nas , myśleli ze miesac lub dwa wystarcza zeby Polska wróciła do poprzedniej polityki . Pytają mnie czy odpuściliśmy i czemu nic sie nie zmienia a nawet ze dyktatura brnie dalej . kOD to są ludzie inteligentni ,kochający pokój i swój kraj i nie dopuszcza do przelewu krwi wybierając pokojowa drogę do odzyskania demokraci . Droga ta jest dłuższa i ciężej bedzie wszystko odwracać ale ludzie bedą mogli spojrzeć drugiemu w oczy a i smak zwycięstwa bedzie bardziej smakował . Kocham Polskę kocham pokój i was KODowicze !
Taki jak Ty Krzysztofie,może pomóc w walce z nacjonalistycznym PiS.Nie martw się,w manifestacjach,bierze udział setki tysięcy społeczeństwa-to dopiero początek
Prawda, że bywa rozmaicie, ale tak jest przecież wszędzie i zawsze, kiedy duża, coraz większa, grupa ludzi robi coś wspólnie. W końcu mamy różne światopoglądy, różne doświadczenia i temperamenty, rozmaite plany na przyszłość, a także – bywa – różne wizje tego, czym jest i jaka powinna być przyszłość KOD. Jednych łączy wzajemna sympatia, innym trudno się czasem porozumieć, ale przecież wspólna jest nasza niezgoda na to, co się dzieje i wiara, że RAZEM możemy wiele. I to jest najważniejsze. Kasiu, bardzo dziękuję za ten tekst…
Bardzo piekny, wzruszający, jakże osobisty artykuł. Tak, wzbogaciliśmy się – o Siebie, poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, uczestniczymy w czymś niezwykle ważnym. I widzimy, że ta troska o jutro, ta potrzeba działania, wyrażenia sprzeciwu przeciwko psuciu Naszego Państwa – nie jest dana wszystkim. Co jeszcze musi się wydarzyć, aby i Oni – ci, co milczą i okazują obojętność, albo wrecz wrogość – przebudzili się ze swojego snu i zobaczyli, jaka jest PRAWDA?
Gratuluję Pani, Pani Kasiu – aktywności. Rozumiem ten lęk i strach, tę niepewność – czy przyjdą, czy będzie mikrofon, czy nic złego się nie wydarzy? Przyjdą, przyjdziemy, jesteśmy i będziemy – tak długo, jak trzeba będzie. Wspierajmy się, bądźmy dla siebie wyrozumiali i życzliwi, bo wszyscy jesteśmy ofiarami stosowanej wobec Nas przemocy. Wyrażana jest w „poprawianiu prawa”, poziomie dyskusji – i parlamentarnej i publicznej, w pogardliwych slowach, kierowanych do Nas…. ale nie dajemy się…
Pani Kasiu – dzięki takim jak Pani KOD działa, organizuje manifestacje, akcje, jest i będzie. Jeszcze raz gratuluję – i aktywności i dziekuję, że podzieliła się Pani swoimi myślami.
Dziękuję za ten tekst, wszyscy w KODzie powinni go przeczytać. Dziękuję też koordynatorom i organizatorom, często mam wrażenie, że my sobie na fb fajne pogaduchy urządzamy (tak, tak, to też potrzebne) a ważne rzeczy umykają. Domyślam się, że działanie pochłania mnóstwo czasu, ale bądźcie częściej obecni na forach, pokazujcie się, mówcie i piszcie do ludzi, my – społeczeństwo i sympatycy KOD tego potrzebujemy, nowych autorytetów i pozytywnych, charyzmatycznych przywódców. Pozdrawiam
Miejcie serce dla posła Kaczyńskiego i jego „wybitnych” popieraczy. Może dałoby się przyspieszyć wizytę w gabinecie psychiatry?
DZIĘKUJĘ
fantastyczne słowa i relacja z emocji, uczuć. dziękuję – wyraziłaś to co czuję, mimo, ze byłam tylko 2 razy a potem zmogło mnie długotrwałe przeziębienie. ale 27 będę, poowijana i ubrana na cebulkę BĘDĘ SIĘ UŚMIECHAĆ, bo to jest nasza siła, w uśmiechu właśnie
Jestem dumna z Łodzian.jestem dumna,że mogę być z Wami.Wielki szacunek dla wszystkich tych co są w pierwszych szeregach.Będziemy maszerować tak długo jak będzie trzeba. P.Kasiu <3