Z moją niezwykłą teściową od zawsze łączy mnie głębokie uczucie – oczywiście platoniczne, bo to kobieta wyjątkowa. Ale nie tylko uczucie, bo też i zaufanie… Przed każdymi wyborami przychodziła do mnie po rekomendację, na kogo ma głosować i czasami, dla zapamiętania, skrupulatnie sobie to notowała. Tak się złożyło, że podczas świątecznych spotkań nie obeszło się bez politycznych komentarzy i kilka razy padło słowo „mohery”.
– A co to takiego te mohery? – zapytała zaciekawiona teściowa.
W try miga któryś z gości, wyłuszczył jej co to znaczy i widocznie ją tym zasmucił. Okazało się, że moja kochana teściowa ma kilka egzemplarzy takich ciepłych i „gustownych” nakryć głowy, więc szybciutko zamknęliśmy temat.
W minioną niedzielę ta dystyngowana staruszka odwiedziła mnie rozpromieniona i już u drzwi wręczyła dwa motki moherowej włóczki w kolorze indyga.
– Co to jest? – zapytałem zdziwiony.
– Jak to co? – wyrzuciła rozpromieniona – Moje czapki !
– Spruła mamusia – zdziwiłem się ogłupiały – A co będzie mamusia teraz nosiła?
– Kupię sobie coś nowego albo będę chodziła z gołą głową, ale tego wstydu więcej już nie założę!
Jak nie kochać takiej teściowej?