Takie życie okładkaPani nazywa się Rafaella Avalone i mieszka w Neapolu przy via Manzoni 140. Jeśli tylko chcecie, możecie ją w czasie wakacji odwiedzić. Poczęstuje Was najlepszym na świecie ragu, zadba o to, czy Wasz pokój w hotelu jest wystarczająco wygodny i przygotuje przekąskę na drogę.  I nie proponujcie jej, nie daj Boże, zapłaty, bo się obrazi. Możecie adres podać dalej, bo tam nikt nie przejmuje się ochroną danych osobowych. Ja ten adres znam
z kart ogólnodostępnej książki autorstwa Katherine Wilson pt. Takie życie tylko w Neapolu.
A rzeczona pani Rafaella to teściowa autorki. Neapolitanka.

Z racji mojej miłości do Neapolu czytam wszystko, co dotyczy tego miasta. Nie ma
w Polsce zbyt wielu publikacji na ten temat, choć ostatnio trochę się ich pojawia. Obok takich znakomitych pozycji, jak Solfatara Macieja Hena opowiadającej
o siedemnastowiecznym Neapolu nękanym przez hiszpańskie dynastie i ludowe bunty możemy natknąć się na powieści Eleny Ferrante najniesłuszniej, moim zdaniem, okrzykniętej jako literackie objawienie. Ale pojawiają się coraz częściej książki nieco lżejsze w formie
i poruszanej materii mówiące po prostu o urokach neapolitańskich zaułków, kuchni
i charakterów.

Taką książką jest Na północ od Capri australijskiej pisarki – Penelope Green, jest nią też  Takie życie tylko w Neapolu.

            Ta ostatnia zachwyca mnie od pierwszej do ostatniej strony. Każde z opisywanych przez autorkę zjawisk życia neapolitańskiego mogę potwierdzić w całej rozciągłości.  To prawda, że wbrew obiegowym opiniom panuje tam absolutny, niepodzielny matriarchat. Od kobiet się tam wszystko zaczyna i na kobietach kończy. Prawdą jest także to, że całe życie neapolitańczyka, poza różnymi życiowymi zadaniami – kręci się wokół spraw jedzenia. Autorka nie przesadza ani odrobinę, gdy przywołuje bezinteresowną, bezprzykładną życzliwość mieszkańców tej ogromnej metropolii.

            Katherine Wilson, Amerykanka, zderza się w Neapolu z ogromnymi różnicami kulturowymi już na poziomie organizacji życia codziennego, co opisuje w sposób zabawny, pełen dystansu do własnej osoby i swojej niewiedzy o Europie, a o południowych Włoszech – w szczególności. Prawdomówna Amerykanka nie może pogodzić się z tym, że czasami lepsze jest niewinne kłamstewko niż przykrość zrobiona komuś w imię bezwzględnej prawdy. Tego wszystkiego uczy ją Rafaella, od kilku lat teściowa pisarki. Osoba, która zdobyła sobie serce synowej i wszystkich czytelników mających przyjemność spotkania się z nią na kartach tej książki. Jest bowiem uosobieniem neapolitańskiego wdzięku, dobroci i poczucia humoru.

            Język, w jakim napisana jest ta książka, sprawia wrażenie opowieści snutej przy neapolitańskim, biesiadnym stole. Prawie słyszę tu melodię dialektu płynącego ulicami tego aglomeracyjnego cuda. Ale to już zasługa nie tylko autorki, ale i tłumaczki, Agnieszki Wyszogrodzkiej-Gaik, której należą się wyrazy wielkiego uznania. Grazie, napoletani so’ piezz’ e core, signora!*

Myślę, że to najlepszy pomysł nie tylko na wakacyjną lekturę. W jesienne i zimowe wieczory ta książka  tym bardziej umili nam życie.

___ Dorota Ceran


ONLY IN NAPLES: LESSONS IN FOOD AND FAMILIA FROM MY ITALIAN MOTHER-IN-LAW

Przekład
Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik
Kwiecień 2016
ISBN 978-83-8015-203-8
Wydawnictwo Czarna Owca


* Dziękuję, neapolitańczycy są częścią Pani serca (dialekt)