___
Piotr Staroń
Nie. To nie będzie relacja kodera ze spotkania z przedstawicielami Zarządu Głównego KOD. Raczej swoiste w sytuacji odpowiedzi, jakie na swoje pytania usłyszałem, a nawet nie usłyszałem. I jeszcze na koniec woreczek refleksji ogólnej też się zdarzy…
Zatem tą drogą odpowiadam na odpowiedzi. Hm… Intrygująca konstrukcja semantyczna mi wyszła.
Ale ad rem.
Pytania były trzy. W pierwszym, o najszerszym obszarze zapytałem o to, czy ZG ma strategię zarządzania kryzysem. Wszakże kryzys mamy, a bez takiej strategii niebawem zaczniemy patrzeć na muł denny od spodu… W odpowiedzi usłyszałem, że by taka strategia mogła funkcjonować skutecznie, wszyscy powinni stosować się do jej reguł. Ma to sens i jest prawdą. Niestety chwilę później pojawiła się anegdota o tym, że są tacy, którzy nie stosują się do reguły solidarności przekazu i szkalują Przewodniczącego, a wobec tego żadna strategia nie zadziała. Otóż to mówi tylko, że słowa, iż są specjaliści od zarządzania kryzysowego, tylko nie wszyscy chcą stosować się do ich strategii oznaczają, że takich fachowców po prostu nie ma. Bo szkalowanie Przewodniczącego to też sytuacja kryzysowa, na którą trzeba mieć odpowiedź, a nie użalać się, że przez jakiegoś-kogoś-złego nie da się. Co to za specjaliści, którzy tego nie widzą. Jako laik podpowiem. Wystarczy schować osobę zagrożoną potencjalnymi lub rzeczywistymi atakami propagandowymi na czas trwania działań wizerunkowych organizacji. Tak zrobił PiS z Macierewiczem podczas kampanii wyborczej. I jak skutecznie zadziałało! Nieprawdaż? Zresztą sposobów znalazłoby się jeszcze, co najmniej kilkanaście.
Na pytanie drugie nie uzyskałem odpowiedzi, a pytałem, czy KOD ma opracowaną politykę medialną. Wyszedłem z założenia, że bez przygotowania choćby szkicu polityki medialnej nie ma szans na odbudowę wizerunku stowarzyszenia i odzyskanie, chociaż części utraconych pozycji. Brak odpowiedzi jest również odpowiedzią. Przy tej konstatacji – rozczarowany – pozostanę.
I wreszcie pytanie trzecie, najbardziej szczegółowe. Pytałem o sytuację i motywy odebrania uprawnień do prowadzenia profilu ogólnego KOD na Twitterze. O tym pisałem w I części tego tekstu, który pojawił się na stronie www łódzkiego KOD kilka dni temu. To, co usłyszałem w odpowiedzi, było na tyle intrygujące, że chciałem właśnie ad vocem, ale nie było mi dane. Zatem po kolei. Zarzut (a) to nie udostępnienie dostępu do profilu (hasła i loginu) nawet rzecznikowi prasowemu. Otóż informuję, że rzecznik prasowy nie musi mieć dostępu do TT, aby skutecznie działać. Wystarczy, że będzie miał dobry kontakt z prowadzącymi profil. Powiedziałbym nawet, że skoro poprzedni rzecznik został zwolniony, bo nie dawał sobie rady, a na nowego Zarządu nie stać, to tym bardziej ludzie słabi czy wynajęci, bezpośredniego dostępu do kanału informacyjnego stowarzyszenia mieć nie powinni.
Zarzut (b) to nie udostępnianie loginu i hasła nikomu spoza zespołu redakcyjnego. Nie dziwię się Oli Zawiszy i jej ekipie. Wedle wypracowanych przez nią i jej redaktorów standardów dostęp do kreowania informacji mogą mieć ludzie wyłącznie zaufani; tacy, którzy wiedzą, co robią i robią to ze świadomością odpowiedzialności za wizerunek organizacji. Czy szef odda w niepewne ręce projekt, za który osobiście odpowiada? Może gdyby zaproponowano, by nowi ludzie popracowali trochę pod kierunkiem starego zespołu, co zresztą było w teamie twitterowym już praktykowane…
Na koniec opiekun informatyki z ramienia ZG poinformował, że teraz dostęp do publikowania na profilu twitterowym ogólnego KOD będzie mogło mieć dziś wiele osób, bo nowy system pozwala przydzielić każdemu z nich indywidualne hasło dostępu. O matko! Zapomniał dodać, że jest w tym układzie ktoś, taki supervisor czy który będzie kontrolował, kto i co pisze, bo w sytuacji wielodostępowości o zaufaniu mowy nie ma. A może chodziło o to, by rozbić zespół, bo nad jednostkami łatwiej otworzyć parasole kontrolne. Pomijam już fakt, że wielu redaktorów, to nikłe więzi między nimi, ryzyko słabej spójności przekazu, duże prawdopodobieństwo błędów… A jeden niewłaściwy tłit może przynieść bardzo wielkie straty…
Uff…
Pora na woreczek refleksji ogólnych…
- Widmo – nad Zarządem krąży nadal widmo Mateusza Kijowskiego. Bez względu na to, jak oceniamy osobę Mateusza i jego działanie, to jego w KOD już nie ma. A dla Zarządu jest, bo wciąż wspominano ex cathedra o jego obecności.
- Inercja spowalniająca – bo czym innym można tłumaczyć, że o godzinie 20.00 słyszymy informację, że ZG wyda natychmiast komunikat o ruchach prezydenta Dudy wokół jego projektów ustaw o SN i KRS. A wszystko zaczęło się o 12.00 i wszystkie znaczące siły społeczne i polityczne zareagowały przez pierwsze pół godziny. Zresztą przykładów na inercję spowalniającą było więcej.
- Kombatanctwo – czyli ja wiem, bo od dawna walczyłem, walczę, działam, robię, itp.
- Emocje – czyli sposób na odchodzenie od konkretów pod wpływem impulsu dyskusyjnego. Emocje były zresztą po obu stronach i to one zamgliły, pojawiające się od czasu do czasu konkrety.
- Polityka – tylko dwie osoby nie uprawiały erystyki i przedstawiały jasne informacje wywodzące się z zakresu ich działania w ZG. Jedna nie odzywała się wcale, a pozostałe trzy z pomocą erystyki usiłowały przekonać publiczność do tego, że mają rację. Tak jak w debacie politycznej.
- Tendencje centralizacyjne – tego wyjaśniać nie będę, ale wicie-rozumicie…
To tak na gorąco, bo dopiero stygnę powolutku…
W każdym razie jakiś absmak na końcu języka mam i – z łódzka mówiąc – galante to spotkanie nie było.