___
Dorota Milcarz

 

Była połowa lutego. Między obowiązkami firmowymi a kodowymi wpadłam na chwilę do siedziby na Gdańską. W drzwiach minęłam kolegę, który szedł na papierosa.
Był zmartwiony i nieco zirytowany. Powiedział, że do siedziby przychodzą ludzie z różnymi problemami i oczekują, że KOD im będzie te problemy rozwiązywał. A przecież my nie mamy takich możliwości. Przecież mamy walczyć o demokrację, praworządność i wygonić każdą władzę, która kłamie, manipuluje ludźmi i ustawia „misiewiczów” albo kradnie.

Weszłam do środka i zastałam tam kolejnych dwóch kolegów i panią. To była pani Damiana Barańska z Klubu Sąsiadów „Przystanek”. Kiedyś już „w przelocie” się widziałyśmy.
Pani Damiana przyszła z kłopotem, z którym nie mogła sobie poradzić od dłuższego czasu.
Mieszka na osiedlu Doły. Urząd Miasta zaplanował zmianę komunikacyjną. Ta zmiana w ocenie mieszkańców jest na ich niekorzyść, zupełnie rujnuje komunikację ze szpitalami, z których korzystają i jeszcze w dodatku w ogóle nie wzięto pod uwagę, że to osiedle ludzi w zaawansowanym wieku z problemami ruchowymi. Nikt ich nie słucha. Mają wrażenie, że ich problemy są bagatelizowane albo wprost lekceważone.
Wysłuchałam jeszcze raz opowieści o walce najpierw o przystanek, teraz o linię tramwajową i autobusową. Pani Damiana mówiła o potrzebach z przekonaniem, bez zacietrzewienia choć zdecydowanie. Ale widziałam, że czasem ten błysk w oku, ta wola walki w niej przygasa. Widać było, że czuła się bezsilna. Od przeszło trzech lat intensywnie zabiegała o poprawienie warunków komunikacyjnych osiedla. Efekty tego wysiłku zupełnie jej nie zadowalały. Czasem zwyczajnie smutniała a po chwili jakby z samego tylko mojego słuchania pozyskiwała dodatkowe siły i znowu „wchodziła na barykady”.
Umówiłam się z panią Damianą, że przyjdę na spotkanie Klubu „Przystanek” i posłucham wypowiedzi mieszkańców.
Byłam.
Posłuchałam.

Dopytałam o szczegóły.

Wróciłam do siedziby KODu. Koderzy trochę żartując dopytywali o moje nowe doświadczenia ze spotkania.

No cóż. Opowiedziałam im tak jak czułam, że to, co starają sobie zapewnić mieszkańcy Dołów, to zwykłe ludzkie sprawy. Że walcząc o demokrację, z solidarnością na ustach, z okrzykami o równości i wolności ale bez rzeczywistego zaangażowania w sprawy ludzi, to taki KOD ludziom, naszym sąsiadom, znajomym, nam, taki KOD do niczego nie jest potrzebny.
Trybunał Konstytucyjny jest naszym oczkiem w głowie. A dla ludzi, którzy boją się, że nie dojadą do szpitala, gdy będą tego pilnie potrzebować, ten Trybunał jest po co?
W KODzie pokazujemy, że walczymy o cele z wysokiego „C”. I bardzo dobrze.
Ale zawsze jest tak, że bliższa koszula ciału. Skoro nie pochylamy się nad zwykłymi sprawami, to my pewnie „oderwani od koryta”, cwaniaczki, co chcą ugrać swoje.
A przecież tak nie jest.

Powiedziałam, że chcę zająć się tą sprawą. Tak staramy się działać.
Masz pomysł. Powiedz o nim. Jeśli usłyszysz kilka głosów poparcia i nikt nie zgłosi racjonalnego sprzeciwu – działaj. Wtedy dobierz ludzi, ułóż plan działania, weź odpowiedzialność.
Od zebranych Koderów nie usłyszałam sprzeciwu.

22 marca, w Klubie Sąsiadów „Przystanek”, przy ul. Nowopolskiej 12/14 odbyło się spotkanie mieszkańców Osiedla Doły-Marysińska z przedstawicielami Urzędu Miasta Łodzi i Zarządu Dróg i Transportu.
Było burzliwie. Chwilami nawet bardzo. Powstała petycja mieszkańców w sprawie nowej siatki komunikacyjnej.
Kilka obecnych na spotkaniu osób wymieniło się kontaktami. Mieszkańcy w różnych częściach osiedla walczą o to samo. Zauważyli, że warto połączyć siły.

Komunikacja musi być dla ludzi. Do tramwaju i autobusu musi się dać wsiąść.

Transport miejski powinien się bilansować ale nie to jest jego głównym celem.
Względy ekonomiczne muszą ustępować przed najważniejszą funkcją.
Transport ma być prospołeczny.

KOD jest jak komunikacja. Musi być dla ludzi.


Relacja w TV TOYA >>>