27 kwietnia, wtorkowy wieczór. Telefon. Znajomy dzwonek „plemienny” oznacza,że to ktoś zakodowany. Krótkie przywitanie i Sławek pyta, kiedy będą następne kawiarenki? Jak to kiedy?

Były dwa dni wcześniej. Więc o co, tak naprawdę, chodzi?

Na manifestację do Warszawy trzeba zrobić łódeczki. Nasze żółte, śliczne łódeczki. Ilość nieograniczona, ponieważ nie wiadomo ile będzie uczestników. Stąd pomysł, żeby wciągnąć do tej pracy innych.

Decyzja była szybka. Przed nami długi weekend. Później zostają trzy dni i wyjazd w sobotę. Środa odpadła ze względu na stały dyżur. Dzień przed , nie ma co zawracać ludziom głowy. Został czwartek. Sławek podrzucił mi pomysł na Klub Szafa. Z menadżerem ustaliłam, że potrzebne są stoliki na ok. 20 sztuk żywotnych KOD-erów.

Skoro okazja taka szczególna i wypada piąte spotkanie, to niech to będzie wydanie specjalne „Wszystkie ręce na pokład”. Wymyśliłam sobie grafikę na to wydarzenie.

Poprosiłam Madosię o przygotowanie,   bo ze mnie taki talent do grafiki jak do śpiewania:) Wyleciałam z pracy wcześniej,żeby obejrzeć miejsce i przygotować front robót.  Zupełnie nie miałam pojęcia czego mogę się tym razem spodziewać. Takie jajko niespodzianka:)

Przed 17. pojawiły się pierwsze osoby. I tak dochodziły i dochodziły. Pojawiły się całkiem nowe twarze. I takie dawno niewidziane. I te często spotykane. Wszystkie miały wspólny mianownik. Uśmiech.  Humory dopisywały.

Na stolikach zażółciło się od papieru. W całym tym rozgardiaszu, nasze łódki zostały „zwodowane”.

Miejsc oczywiście było za mało. Dużo za mało. Tradycyjnie już dostawialiśmy  kolejne stoliki. Panował nieopisany harmider. Istne przedszkole dla dorosłych 🙂

W pewnym momencie wszedł nasz koordynator Mirek. Za nim szła grupa młodych. Ktoś rzucił hasło, że to Młody KOD. Grażynka bez namysłu złapała papier do robienia łódek i pobiegła do tych ludzi. Przywitała się i bez większych ceregieli położyła papier na stoliku i objaśniła co z tego należy zrobić. Jakież było  zdziwienie, kiedy okazało się,że to nie żadni „nasi” tylko przypadkowi klienci klubu. Śmiechu było co niemiara. Mina Grażynki bezcenna:)

Barman przyniósł mi zamówioną ponad godzinę temu kanapkę. Usiadłam z boku,żeby nie przeszkadzać i spokojnie zjeść. Przyglądałam się temu dziwnemu zgromadzeniu z wielką sympatią. Ile dobrych emocji, ile chęci współpracy jest w ludziach. Jedno rzucone hasło i jaki odzew. Próbowałam policzyć  ile nas było. Ale my, rzeczywiście jesteśmy niepoliczalni. Oceniam, że w porywach było nas ok. 40 osób.

Dochodziła 19. Stoliki wróciły na swoje miejsce. Żółte łódki odpłynęły.  Kawiarenka             ucichła i opustoszała. Nie ma nas, nie ma kawiarenki:)

To było naprawdę WYDANIE SPECJALNE!!!!