felietony_kod

janusz

Poniższy post jestem winien swojej łódzkiej grupie, którą opuściłem na chwilę, gdy dotarliśmy już na Plac Piłsudskiego. Bo kiedy na peryferiach naszego tłumu trafiłem na panią Zofię, to wybaczcie…

Panią Zofię znam od niepamiętnych czasów i mam wielki honor z tej znajomości. Doktor habilitowana filozofii, antropolog kultury, bojowniczka powstania warszawskiego, tajne komplety, szykany SB, Solidarność, to jedynie wytrychy do jej biografii, bo osobistej kultury, pogody ducha, szacunku dla życia i namysłu, który za sobą ciągnie, nie sposób podsumować jednym słowem. Kiedy więc ją spotkałem na jednej z manifestacji KOD-u, dwa uczucia odebrały mi mowę: wzruszenie i zdziwienie. Ta wsparta na dwóch kulach 86-letnia staruszka przywitała mnie z wyraźnym zadowoleniem:

– Witam panie Januszku.
– Pani Zofio, pani tutaj?
– nie kryłem zdziwienia
– A gdzież mam być, panie Januszku – oparła łokieć na jednej z kul i pogładziła mnie po ramieniu – mnie tutaj przysłał Pan Bóg – dodała spokojnie.

Zobaczyła moje zaskoczenie, więc powolutku wyjaśniła:

– Myśli pan sobie: „stara baba, to i rozum szwankuje”? Owszem bywa, że uciekają mi różne słowa i gubię coraz częściej zdarzenia, ale w tej materii, panie Januszku, mam taką jasność umysłu, jakiej dawno nie doświadczyłam. Proszę spojrzeć na moją głowę – siwa, oboje wiemy, że zostało mi już niewiele, tak, tak – chce pan być miły, ale przecież to fakt niezaprzeczalny, konieczny i mądry… Nie mam nikogo na świecie, nie mam dzieci, wnuków, to po co ja tu w tej ciżbie ludzkiej sterczę i resztki zdrowia zdzieram? Przecież za chwilę mnie tu nie będzie, ani na świecie, ani w tym dziwnym kraju. Powinno być mi wszystko jedno, a jednak nie jest. Bo mam przekonanie, panie Januszku, że tak trochę tu zostanę, że może nie całkiem mnie tu nie będzie… No to jak wracać, kiedy wolność kradną?

I wróciłem do swojej łódzkiej grupy, a te słowa zostały mi na wszystkie następne demonstracje.

___Janusz Nagiecki