Miałem ostatnio okazję – dzięki uprzejmości pana Pawła Wimmera – oglądać debatę oksfordzką. Zorganizowana została przez Uniwersytet Warszawski i dotyczyła zagrożeń dla demokracji, które w Polsce prowokują rządy PiS-u.
Stronami akademickiego sporu były dwie frakcje. Jednej patronował profesor Jerzy Stępień, drugiej zaś doktor habilitowany Andrzej Zybertowicz. Dodatkowo w sporze uczestniczyło po dwóch referentów z każdej strony. Ta pod przewodnictwem prof. Stępnia dowodziła, że demokracja w Polsce jest zagrożona, zaś druga – dr. Zybertowicza – była temu przeciwna. W debacie uczestniczyła też publiczność z prawem do pytań.
I spotkał mnie kolejny zawód! Mimo że sercem byłem po stronie prof. Stępnia i jego sprawy i że ostatecznie to on miał rację, muszę uczciwie powiedzieć, że wizerunkowo, medialnie i propagandowo – wedle mojej opinii – sukces odniosła strona dr. Zybertowicza. Choć sam dr Zybertowicz często opowiadał głupstwa, a jego referenci chwytali się argumentów trywialnie niedorzecznych, to był po ich stronie ogień, namiętność sporu i emocje. I tym górowali! Obserwuję to zjawisko od dawna i nie umiem zrozumieć, dlaczego tak się porobiło, że w sporze politycznym strona broniąca wartości demokratycznych, wolności i przyzwoitości wypada blado, szaro i byle jak? Dlaczego ludzie – często wybitne autorytety, ale też dziennikarze, publicyści i politycy – niosą przyzwoitość bez energii, w sposób nieatrakcyjnie zasadniczy; czemu w ich wystąpieniach brakuje temperatury, emocji, „drożdży”?
Przypomniałem sobie na tę okoliczność mojego dawnego przyjaciela, dominikanina, który swego czasu wziął na siebie ciężar głoszenia Ewangelii w zakładach karnych. Zwierzył mi się, że aby dotrzeć do tej hermetycznej, więziennej subkultury przez kilka miesięcy studiował język grypsery, bo zależało mu na skutecznym komunikacie. I wyszło mu, że słowa z Ewangelii według św. Jana : „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam…” powinny zabrzmieć: „Bez kitu, bez kitu nawijam…”. Oczywiście nie przełożył Biblii na język grypsery, ale nauczył się potrzebnego języka komunikatu. I odniósł wielki sukces i nawrócił wiele więziennych dusz.
Piszę o tym, bo wiem, że w demokratycznym sporze toczy się walka o poparcie społeczne i wygrywa ten, kto zdobędzie liczniejsze!
___Janusz Nagiecki
(rys. Jakub Wiejacki)
Comments (3)
Mysle,ze strona Zybertowicza moze byc juz zmeczona demokracja doprowadzajaca nasz kraj do upadku gospodarczego. Sam nie jestem za zadna frakcja, bo ciezko zaufac osobom, ktorych osobiscie nie znam. Mysle jednak, ze warto dac szanse rzadowi, bo wlasciwie zostal wybrany przez spoleczenstwo w legalnych demokratycznych wyborach. Zobaczymy. Do stracenia nie mamy kompletnie nic. Gospodarka nasza i tak jest na poziomie gospodarki Albanii, bo juz nawet Stocznia Gdanska zostala rozkradziona za rzadow PO. Kolejnym przykladem fatalnej sytuacji naszego kraju jest to ilu mlodych ludzi musi wyjezdzac za granice za chlebem. Sam mieszkam w Niemczech i wyjechalem tak jak oni. Poczodkowo wykonywalem prace fizyczna, ale udalo mi sie ciezka praca skonczyc studia i nauczyc sie jezyka niemieckiego. Obecnie pracuje w niemieckiej agencji pracy jako rekruter i zatrudniam polskich robotkikow do pracy w Niemczech. Osoby przyjezdzajace tu do pracy sa zwykle nieszczesliwe z powodu teknoty za rodzina i ojczyzna. Sytuacja materialna jednak je do tego zmusza. Trzeba przeciez jakos dzieciaki utrzymac. Mysle, ze to rowniez moglo miec wplyw na nastroje zwolennikow Zybertowicza.
Tak jak pisalem wczesniej, nie ufam juz zadnym politykom. Sklonny jestem jednak dac im szanse, bo po raz pierwszy od dawien dawna mamy rzad patriotycznie usposobiony i niemcy z ktorymi rozmawiam ( a gwarantuje, ze nie jest to motloch ) gratuluja nam postawy politycznej np w swietle kryzysu imigracyjnego.
Oczywiscie nic nie gwarantuje, to jest tylko moje zdanie. Szanuje zarowno KODowcow jak i ludzi o przeciwnych pogladach. Wszyscy jestesmy rodakami i wszyscy chcemy dla dobra dla Polski.
Sam mam nadzieje, ze wkrotce uda mi sie wrocic z moja ukochana dziewczyna do mojej ojczyzny i wlasnie tam zalozyc rodzine.
Trzymajmy sie razem w tak trudnym czasie i niech was bog blogoslawi
Myślę, że „tamta strona mocy” w głębi duszy wie, że nie ma racji i po częśći łże, więc musi zakrzyczeć to wewnętrzne rozdarcie…”nasza strona mocy” wie, że ma rację i wydaje jej się, że jest to tak oczywiste, że wystarczy to spokojnie wyartykułować…i tutaj się chyba myli…
A mnie się wydaje że po jednej stronie stoi głębokie przekonanie/wiara (= absolutna pewność, brak wątpliwości), a po drugiej wiedza (wynika z wątpliwości, jest z definicji poddawana falsyfikacji, a więc może być zakwestionowana).
Wiedza nigdy nie wygra debaty z wiarą, bo jej fundamentem są wątpliwości.
Wiara czeka na cud, a wiedza działa. Wiara wierzy w lepsze jutro, wiedza szuka narzędzi by je zbudować. Wiedza wygra w „realu”. Jakość naszego życia jest wprost proporcjonalny do osiągnięć wiedzy.
Wiedza wymyśla samochody i komputery, a potem (niestety) każdy siedzi w swoim samochodzie, przed swoim laptopem, w swoim mentalnym świecie.
Wiara buduje świątynie i wpaja dogmaty. Tak powstaje wspólnota; nawet jeśli mamy do czynienia z jedną osobą. Ta jedna osoba jest nosicielem memu wiary, memu wspólnego dla wszystkich jednostek – AKSJOMATU.
„Aksjomaty są zdaniami wyodrębnionymi spośród wszystkich twierdzeń danej teorii, wybranymi tak, aby wynikały z nich wszystkie pozostałe twierdzenia tej teorii.”
Kiedy zapamiętamy pewnik, a potem go wypowiadamy – nie mamy żadnych wątpliwości. Pewność daje moc. Dlatego religie są tak silne. Wiara czyni cuda, (nie tylko wiara w Boga).
Kiedy korzystając z argumentów i logiki przekonujemy, że coś jest prawdą – pokazujemy niechcący, że prawda (która składa się na wiedzę) nie jest oczywista, bo musi być dowiedziona, i odbieramy wiedzy moc. Jeśli dana rzecz wymaga dowodu prawdziwości – to znaczy, że jest mniej pewna, niż pewnik. Może trochę zagmatwałam, ale spróbujcie to odczuć 🙂