Dlaczego język Wałęsy zachwyca

 

W 1990 r. po odejściu PRL-u pisano także elegię na odejście nowomowy. Nazywano tak „dialekt biurokracji partyjnej”, który panoszy się wtedy, gdy jedna partia chce być partią całego narodu. Prof. Zdzisław Łapiński pisał wtedy: „najlepszym lekarstwem na demagogię jest […] trzeźwość, krytycyzm, samowiedza”. Piękne zaiste i ponadczasowe to słowa.

W tym samym czasie językoznawca prof. Jerzy Bralczyk pisał o języku Lecha Wałęsy. I paradoksalnie zachwycał się nim, za odróżnienie się od abstrakcyjnego, statycznego, szablonowego językowo PRL-u.   Wałęsa mówił spontanicznie, w nieuporządkowany sposób, popełniając często błędy językowe. Bralczyk wprost pisze, że „ten język zda się nie kłamać głosowi”. Jest to formuła romantyzująca i na wskroś romantyczna. Idealizm Wałęsy widać w tym, że uznaje, iż mówi złym językiem. Ale jego prosty przeniknięty czasownikami język działa znacznie lepiej aniżeli abstrakcyjna nowomowa PRL-u. Wałęsa miał też ulubione, zmysłowe metafory: za takie wehikuły służyli mu sportowcy, kolarze, piłkarze, czy robotnicy: była budowla, droga, ale także samochód i kierowca — to wszystko służyło mu, aby opisywać naokolną rzeczywistość. Parafrazując samego Wałęsę z przemówienia do kongresu amerykańskiego można śmiało powiedzieć, że język Wałęsy był i jest językiem skutecznym.

Warto podkreślić, że Bralczyk chwali Wałęsę także za nadzwyczajną świadomość wielości języków i ich względnej aktywności, ich wymienności w zależności od kontekstu. Rzadkie to u kogoś, kto przecież naokoło miał monolit nowomowy i monolit robotniczego, zamkniętego w subiektywności języka. Język Wałęsy na tym tle jest dialogowy. Językoznawca podkreśla także niesamowity optymizm językowy i poznawczy Wałęsy, bo świat istnieje, da się go poznać i można się na jego temat porozumieć. Ten optymizm jest niezwykle skuteczny.

Inni autorzy, jak Marek Czyżewski i Sergiusz Kowalski pisząc o retoryce Wałęsy, opisują charyzmę Wałęsy. Stwierdzają, że Wałęsa jest w ciągłym ruchu, szybko podejmuje decyzje, także językowe i sam jest praźródłem i praprzyczyną wywoływanego przez siebie ruchu.

Tak więc w późniejszych miesiącach roku 1990 pisano o Wałęsie, jego języku i retoryce z nieukrywanym podziwem i z zachwytem.

Powie ktoś, że to pisanie intelektualistów o Wałęsie było podlizywaniem się władzy, ale przecież prezydent Wałęsa to nie była już władza wszechmocna i jakkolwiek zagrażająca obywatelom. No bo lata 90-te XX wieku to początek demokracji w Polsce. Dominował podziw dla autentycznych dokonań, dla skuteczności Wałęsy. I my dzisiaj — z perspektywy tych wielu jakże bogatych lat — z wdzięcznością wspominamy początek jego przemówienia przed zgromadzeniem kongresu amerykańskiego w 1989 r.: „My, naród!”. Wałęsa to autentyk. Wałęsa może boleć, ale Wałęsa to autentyk. Dzięki językowi i wbrew niemu. Zmiana języka to zmiana świata, a zmiana świata to zmiana radykalna. To nie jest idol, bo idole zastygają w narcystycznym bezruchu, Wałęsa pędzi przez czas, nieustająco zajmuje coraz to nowe pozycje. Ale pozostaje ciągle autentykiem. Dlatego ma mój szacunek w czasach hipokryzji, oszustwa, kłamstwa i pogardy.

[cyt. za „Teksty Drugie” 1990:4]

___Jarosław Pośpieszny-Nowina


 

mp