Piątek, trzynastego. Data, która sugerowałaby przemarsz pecha z nieszczęściem. Tymczasem już dawno nic nie było dla mnie tak pokrzepiające, jak piątkowy wieczór trzynastego stycznia.
W Teatrze Nowym tłum. Pełna widownia ludzi. Wokół atmosfera wzajemnej życzliwości i serdeczności. Jakoś tak już jest, że wśród ludzi związanych z KODem uśmiechu jest więcej niż gdzie indziej. Mają w sobie coś takiego… promiennego chyba. Mimo wszystko. Ludzie są razem i widać, że ich to naprawdę cieszy.
Wśród przybyłych przechadzają się dyżurni z puszkami, które mimo przewidywań finansowej klęski KODu w związku z ostatnimi medialnymi rewelacjami, systematycznie się zapełniają.
W pewnym momencie ludzie zaczynają bić brawo. Witają Mateusza Kijowskiego, na którego nikt się tu nie boczy, przeciwnie, ludzie okazują mu wiele sympatii, zatrzymują się, by chwilę pogadać lub chociażby uścisnąć dłoń. Szczerze i z prawdziwej potrzeby. Bo tu nikt niczego nie musi nikomu udowadniać.
Tuż przy scenie stoi grupa osób rozmawiających z człowiekiem, którego nie sposób przeoczyć. To Adam Michnik. Niby niepozorny w tym swoim wypchanym na łokciach swetrze, jakby trochę zagubiony, z pewnością pozbawiony najmniejszych, śladowych oznak bycia gwiazdą. Wygląda jakby to on czekał na przybycie jakiegoś celebryty, którego za chwilę będzie tu podziwiał. Odpowiada na każdy uśmiech, pozdrowienie, ukłon. Podpisuje książki.
Na scenę wchodzą: Joanna Żarnoch-Chudzińska (redaktor naczelna Łódzkiej Gazety Wyborczej), która wita ciepło szefa, bo przecież przedstawiać go nikomu nie trzeba, Mirek Michalski – koordynator łódzkiego KODu, jak zwykle dowcipnie i serdecznie podsumowuje swoje relacje z gościem („Nie przesadzaj. Adam jestem”), dr Andrzej Kompa – przed którym postawiono zadanie poprowadzenia spotkania i ten, dla którego wszyscy tu dzisiaj przyszli – Adam Michnik, redaktor naczelny Gazety Wyborczej, opozycjonista, działacz polityczny, historyk, eseista.
Przyjechał do nas w chwili, gdy wielu zaczęło tracić nadzieję na dobry scenariusz dla przyszłości Polski. W samą porę!
Dr Andrzej Kompa, nauczyciel akademicki, poprowadził spotkanie perfekcyjnie, przekształcając je w rozmowę dwóch zatroskanych o los kraju i narodu historyków. Wykazywał zagrożenia płynące z polityki prowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość, pytał o sposoby na rozwiązanie tej sytuacji, o rolę opozycji i kondycję narodu.
Odnosząc się do tych zagadnień Adam Michnik podarował zebranym wykład o mechanizmach rządzących polityką i mechanizmach tę politykę oddolnie tworzących. Mówił o tendencjach ogólnoświatowych wysuwających na plan pierwszy narodowe, populistyczne ugrupowania, ludzi pokroju Victora Orbana, Marie le Pen czy Donalda Trampa („Amerykanie zwariowali”) wykazując, że Polska nie jest wcale odosobnionym przykładem.
Przejawy ksenofobii i uaktywnienie ruchów ONR Adam Michnik nazwał otwieraniem drzwi faszyzmowi („PiS to jeszcze nie faszyzm, ale drzwi faszyzmowi otwiera”). Na pytanie, co robić, czego oczekiwać po opozycji i jak ją wspierać gość odniósł się do ostatnich wydarzeń w sejmie. W jego ocenie reakcja opozycji na praktyki parlamentarne przedstawicieli partii rządzącej była jak najsłuszniejsza, ponieważ stanowiła jasny i czytelny sygnał dla PiS, że naród (wspierający pod sejmem posłów opozycji) nie pozwoli na dłuższą metę „robić z siebie wariata”. Adam Michnik jest przekonany o klęsce PiS w nadchodzących (dopiero za trzy lata!!!) wyborach. Przestrzega jednak przed rewanżem. Rozliczenie, odpowiedzialność za łamanie prawa (a przede wszystkim konstytucji) – tak, mściwa satysfakcja – nie.
Niezłomna wiara Adama Michnika w rozsądek narodu, w dziejową sprawiedliwość jest podyktowana z pewnością jego ogromnym doświadczeniem jako polityka, dziennikarza a przede wszystkim rozumiejącego mechanizmy dziejowych przemian historyka. Dziwi się, że są ludzie mogący serio przyjmować rewelacje o zamachu i doświadczenia na parówkach, ale jest pewien, że Polska nie pozwoli na takie bzdurne zabawy zbyt długo.
A ja jestem pewna, że ten piątek, mimo że dzień stycznia trzynasty, był nie tylko dla mnie dniem naprawdę dobrym. Bo dzięki Adamowi Michnikowi wlał w nasze serca nie tylko pół pełnej szklanki, ale cały dzban nadziei. I zrobił to z uśmiechem człowieka spokojnego,
bo pewnego głoszonych racji.
A po spotkaniu minęłam w foyer Adama Michnika, przechodząc tuż obok niego, gdy zmierzał do wyjścia. On z pewnością tego nie zanotował, ale ja już zawsze będę miała w pamięci jego życzliwe, dobre, trochę figlarnie uśmiechnięte oczy. Dał nam Pan wiele sił i nadziei. Dziękuję, panie Redaktorze.
__Dorota Ceran
MEDIA PISAŁY:
- Gazeta Wyborcza: Adam Michnik: „Polska nie jest narodem idiotów”