Edukacja to przede wszystkim dawany młodemu pokoleniu przykład. Guzik osiągniemy pisząc kolejne konspekty czy scenariusze zajęć edukacyjnych, jeśli za tym nie będą szły przykłady, że tak powiem – z życia wzięte. A przede wszystkim, jeśli nie nauczymy zastępów młodych ludzi odpowiedzialności za słowo.
Jako filolog jestem na słowo szczególnie uczulona i uważam, że naprawdę ma ono niezwykłą siłę.
Niejaki Patryk Jaki, czyjś uczeń w niedalekiej przeszłości, był uprzejmy puścić słowo w obieg. Pomówił jednego z posłów Platformy Obywatelskiej (celowo nie przypominam nazwiska, by nie utrwalać tego pomówienia) o działanie na wskroś niemoralne. Słowa padły z mównicy sejmowej z aneksem „Ludzie mówią, że…”. Potem niejaki Jaki wystosował przeprosiny. Poprzedzone wszak słowami ministra sprawiedliwości, że intencją Jakiego było zapytanie „czy niezależna prokuratura stanęła na wysokości zadania i wyjaśniła ewentualnie bezzasadne zarzuty”. Ewentualnie bezzasadne!!!!! Ewentualnie!!!!
To tak, jakbym powiedziała, że ludzie twierdzą, iż moja znajoma Iksińska, na co dzień pracująca w szkole, jest tak naprawdę prostytutką. A dyrektor szkoły stwierdziłby, że trzeba sprawdzić ewentualną bezzasadność tego zarzutu. I nawet, jeśli panią profesor oczyści się z wszelkich zarzutów, jej życie, przynajmniej to zawodowe, legnie w gruzach.
Myślę więc, że albo pana wiceministra nikt nie nauczył odpowiedzialności za słowo, albo był na wiedzę odporny. Podobnie jak wielu polityków, którzy patrząc nam w oczy
z rozbrajającym uśmiechem rzucają wszelkie kalumnie, obietnice i klepią bzdury po to, by za kilka dni oświadczyć, że nigdy w życiu niczego takiego nie mówili. A jak im pokażesz nagranie, to cię oskarżą, że wypowiedź jest wyjęta z kontekstu.
Te wszystkie „gorsze sorty”, „geny zdrady” i „dziadek z Wehrmachtu” to dowód nie tylko na brak odpowiedzialności, ale na wyzucie słów z prawdziwego znaczenia. Bo po kolejnym kłamstwie, pomówieniu, po kolejnej bzdurze, zaczynamy się uodparniać. Co oznacza, że przestajemy słowo traktować poważnie.
Zawsze wówczas zadaję sobie pytanie, kto tych wszystkich ludzi uczył, kto ich wychowywał i czy jest dumny z produktu społecznego, który wypuścił na rynek. Bo życie to jest jeden wielki społeczny rynek, na którym oferujemy siebie, nasze umiejętności, poglądy, emocje, naszą twarz i nasze – powiedzmy – plecy.
Gdyby taki niefrasobliwy aparatczyk był moim byłym uczniem, czułabym się z tym bardzo źle. Nie znaczy, że czułabym się winna. Ludzie nie zawsze dadzą się wychować tak, jakbyśmy chcieli.
Może zatem, wracając do punktu wyjścia, powinniśmy w edukacji kłaść większy nacisk na szacunek dla słowa. Jeśli to się uda, wszystkie inne wartości, takie jak przyzwoitość, tolerancja, uczciwość, staną się łatwiejsze do przyswojenia. To jest zadanie przede wszystkim dla tych, którzy mają do czynienia z młodym pokoleniem – dla wychowawców, pedagogów, nauczycieli i rodziców. Ale także dla tych, którzy rozumieją wagę słów i nie chcą, byśmy żyli w świecie „idiokracji”.
___Dorota Ceran
Comments (3)
Szanowna Pani Doroto. Na nic zda się wpajanie szacunku dla słowa człowiekowi podłemu, który owe słowo do podłych właśnie celów stosuje. Czy wspomniany osobnik niejaki Jaki nie zdawał sobie sprawy z wagi wypowiadanych słów. Zdawał sobie doskonale. Dokonał w pełni świadomej potwarzy, tyle że cwaniacko ubrał ją w taką formę, żeby nie można go było prawnie ścigać. Nie neguję celowości wpajania młodzieży odpowiedzialności za słowo, ale uważam, że przede wszystkim trzeba ją uczyć odpowiedzialności za czyny (wypowiedzenie słowa to tez czyn), zwalczać cwaniactwo i relatywizm moralny. Uczyć, że jak powiedział jeden z najszlachetniejszych Polaków naszych czasów Władysław Bartoszewski – warto być przyzwoitym.
Tak dla przypomnienia jak fundamentalną krzywdę czynią naszej obywatelskiej Wspólnocie „niektórzy” politycy …
Ewangelia wg św. Jana :
1 Na początku było Słowo1,
a Słowo było u Boga1,
i Bogiem było Słowo.
2 Ono było na początku u Boga.
3 Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało2.
4 W Nim było życie3,
a życie było światłością3 ludzi,
5 a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Felieton Doroty jest bardzo ważny dla zrozumienia istoty prostytuowania się języka debaty publicznej, czyli tego, co jest istotą demokracji. Ponadto zawiera dwa szczególne spostrzeżenia, które, myślę, kiedyś doczekają się Jej osobnych tekstów.
Pierwsze to refleksja natury etycznej, która wskazuje na cechy osobowości człowieka, który słowa traktuje jak niegodne zastanowienia się pomyje. Drugie, wypływające z bezpośredniej obserwacji to brutalizacja języka dla doraźnej potrzeby politycznej. Skutkiem tego jest odbarwianie słów, utrata ich rzeczywistej siły. A to prowadzi do narastania naszej odporności i w efekcie ostatecznym do poszukiwania coraz to bardziej dosadnych sugestii, zwrotów czy określeń. Warto tu kilka słów poświęcić przyczynom takich zachowań słownych. Ja o takiej jednej… Propagandowej…
Minister Jaki jest młodym ale wyrachowanym już politykiem. Dobrze wie, do kogo przemawia i jakich zabiegów językowych musi użyć.Grupa docelowa jego komunikatów to ci, którzy słysząc np. „KOD to sprzedawczyki i komuniści!”, zacierają ręce z radości i myślą: „Ale im przypier…., tym złodziejom!” Ci, którzy widzą świat czarno-biały, gdzie są tylko źli lub dobrzy. Jak w baśniach. Bo cała propaganda obecnej władzy jest nakierowana na kreację takiej właśnie rzeczywistości. Prosty komunikat do prostych ludzi! Nie wyedukujemy polityków pokroju Jakiego, tłumacząc im, że źle postępują. Oni będą robić tak do chwili, kiedy prostacki ogląd świata przestanie ludziom wystarczać; do kiedy ludzie nie zaczną zadawać pytań. Dlatego trzeba wszystkim wyjaśniać metody propagandy, wskazywać, że nie możemy być traktowani jak bezmyślne narzędzie dla potrzeb sięgnięcia po władzę. Tylko społeczeństwo krytyczne, dociekliwe, znające wszystkie odcienie rzeczywistości spowoduje, że tacy jak p. Jaki odpłyną w niebyt publiczny.