dorota

Istotą wolności jest prawo do poglądów i do życia według własnych zasad, o ile nie stają się one krzywdzące dla innych. To stwierdzenie jest tak trywialne, że aż wstyd je wygłaszać. Tak oczywiste, że stało się przezroczyste, kompletnie niewidoczne, zapomniane, zepchnięte w kąt i przysypane kurzem. Zapominamy, że nie tyle o te poglądy idzie, ale właśnie o wolność ich wygłaszania bez narażania się na reprymendy, hejt i… – co dla mnie najgorsze – na szufladkowanie.

I jeśli protestuję i opowiadam się po mojej własnej stronie mocy, to właśnie w imieniu tej wolności.

Żyję sobie spokojnie, wykonuję moją pracę najlepiej jak umiem, wychowuję dzieci na porządnych ludzi i to z jak najlepszym skutkiem, korzystam z dobrodziejstw, które daje mi Unia Europejska, mogąc na przykład bez przeszkód przebywać w moim ukochanym Neapolu, buszuję sobie w sieci, kontaktując się z całym światem.

I oto – w ciągu raptem kwartału ktoś mi moralnie rujnuje firmę, z którą związałam moje zawodowe życie na lata, na dobre i złe. Okazuje się też, że moje sukcesy wychowawcze są funta kłaków niewarte, bo co to za matka, która wychowuje sama swoje dzieci burząc w ten sposób wizerunek tradycyjnej, polskiej rodziny. I gdzie mój patriotyzm, skoro tak często podkreślam włoskie zasługi dla świata, a Neapol, miasto tysięcy imigrantów, nazywam moim miejscem na ziemi. To, co robię w sieci, sytuuje mnie w grupie ludzi gorszego sortu, którym wyrwano spod siedzenia intratny stołek i zabrano nie tylko niebotyczne uposażenia, ale i rozległą władzę.

Oczywiście, ci którzy wygłaszają te wszystkie brednie, nie są w stanie mnie obrazić, ani – tym bardziej – zrobić mi żadnej przykrości. Za to boli mnie bardzo fakt, że ich wizja Polski (a ja tu jestem w pakiecie) idzie w świat. Moi przyjaciele z Europy pytają, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego takiego wyboru dokonaliśmy. Dlaczego nie chcemy im pomóc w sprawie imigrantów, dlaczego likwidujemy Trybunał Konstytucyjny i publiczne media? Tak, drodzy Państwo z kręgów rządowych i ich sympatycy – Europie i światu nie trzeba o niczym donosić, bo tam ludzie nie są niepełnosprawni umysłowo, potrafią czytać, oglądają telewizję, słuchają radia i potrafią posługiwać się Internetem. Odwiedzają nasz kraj osobiście i telefonują do znajomych (Włosi nie musieli nikomu niczego donosić, by cały świat wiedział o szaleństwach Berlusconiego, które zresztą dziś, w obliczu naszych doświadczeń wydają mi się uroczą igraszką ekscentrycznego pana).

Pani premier mówi: Polacy chcą tego, Polacy zadecydowali o tamtym, wypełniamy wolę Polaków. Niech Pani dobrze policzy, Pani premier, o ilu Polakach ma pani prawo mówić. W wyniku wyborów ma Pani prawo rządzić, ale bez prawa przyprawiania gęby sfrustrowanego, antyeuropejskiego zaściankowego narodowca każdemu Polakowi. Ani Pani, ani Pani mocodawca takiego prawa mieć nigdy nie będzie.

Dlatego musimy protestować, musimy być widoczni, musi być nas wielu. Ze względu na wizerunek całego społeczeństwa i każdego z nas z osobna. Jeśli nie chcemy jechać do Niemiec, Szwecji, Włoch czy Francji z torbą na głowie, by ukryć wstyd i zażenowanie, mówmy głośno i donośnie: NIE!

P.S. A tak, dla informacji Pana ministra – nie jeżdżę na rowerze, uwielbiam samochody, a obiad bez mięsa traktuję na prawach deseru.

___Dorota Ceran
(rys. Jakub Wiejacki)