___
Paweł Wika

„Dobra zmiana” dotarła do kardiologii. Nie da się zrozumieć zmian jakie proponuje „dobra zmiana”, nie rozpatrując przypadku medycznego.

Mężczyzna lat 51 trafia do szpitala z wysiłkowymi bólami w klatce piersiowej. W badaniach dodatkowych objawy choroby wieńcowej. Nie można jednak rozpoznać zawału mięśnia sercowego. Pacjent, dla wyjaśnienia przyczyny dolegliwości, zostaje przekazany na oddział kardiologii. Tam w badaniu radiologicznym, oceniającym naczynia wieńcowe (koronarografia), stwierdza się krytyczne zwężenie naczyń serca, grożące w każdej chwili zawałem mięśnia sercowego. Kardiolodzy podejmują decyzję o zabiegowym poszerzeniu zwężonych naczyń wieńcowych z założeniu tzw stentów.

Tak było do tej pory.

Od 1 października całe postępowanie z w/w pacjentem powinno się skończyć na izbie przyjęć. Ponieważ u pacjenta nie stwierdzono ściśle zdefiniowanych objawów zawału serca, pacjent powinien dostać skierowanie do poradni kardiologicznej lub czekać na zawał serca.

Tylko zawał serca bowiem, według „dobrej zmian„ będzie mógł kwalifikować pacjenta do dalszego postępowania kardiologicznego. Została więc złamana podstawowa zasada w medycynie: „lepiej zapobiegać niż leczyć”.

Nie wiem czy jakikolwiek dysydent „dobrej zmiany„ przeżył zawał serca. Jest to doznanie wysoce traumatyczne i stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla życia człowieka. Środowiska i towarzystwa kardiologiczne złożyły apelację do premier w w/w sprawie.

Zobaczymy jaki będzie jej efekt.