___
Dorota Ceran

Po południu w piątek poszła między ludzi wieść, że Jarosław Kaczyński wybiera się w sobotę do Łodzi, a  wieczorem już było wiadomo, kto zamierza go  powitać, gdzie to się konkretnie odbędzie i o której dokładnie godzinie. Jeden pan rozesłał nawet mapki obiektu, bo jak wiemy Centrum Kliniczno-Medyczne Uniwersytetu Medycznego to hektary powierzchni, wiele wejść i wyjść.

Przy tej okazji pragnę poprosić wszystkich, którzy z uporem powtarzają frazę o „wyprowadzaniu ludzi na ulicę”, żeby nie mierzyli wszystkich własną miarą. Wyprowadzamy się absolutnie samodzielnie i autonomicznie. Każdy z nas jako jednostka do szpiku kości wolna i niezależna, sam indywidualnie podejmuje decyzję – idę stać na mrozie jak pingwin, czy usiądę sobie w domeczku przed telewizorem z grzanym winkiem, pod ciepłym kocykiem. Pójdę stopić się na klarowane masło sunąc w upale środkiem warszawskiej jezdni, czy zostanę w domu, włączę sobie klimę i posłucham radia. I nikt nie pyta nas, dlaczego nie byłeś? Za to ci, którzy przychodzą, serdecznie się witają i szczerze cieszą ze spotkania. Co to znaczy: „wyprowadzać”? Zmuszać, szantażować, przekupywać? Wyjaśnijcie mi to kiedyś, przy okazji, bardzo proszę.

Ale do rzeczy. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, stało już sześć policyjnych  furgonetek, które przywiozły policjantów w liczbie, że tak powiem – meczowej. Przy drzwiach wejściowych do kliniki aż czarno było od mundurów młodych ludzi, którzy mieli miny nietęgie raczej. Widzieli bowiem doskonale, że służba wymaga od nich poświęcenia polegającego na ochronie zwykłego, szeregowego posła. To prawda, że jest prezesem partii rządzącej, ale ponieważ jako taki nie życzy sobie być premierem, więc niech nie uzurpuje sobie prawa do niezwykłości. I przed kim mają go tak bronić? Przed grupą (90–100 osób może) ludzi wyrażających swoją dezaprobatę wobec poczynań PiS i niechęć do jej szefa. Policjanci widzieli, że mają przed sobą ludzi zdegustowanych, ale kompletnie nieagresywnych, odnoszących się z szacunkiem do Konstytucji (wspólne słuchanie nagrania z Preambułą Konstytucji RP w wykonaniu Jerzego Radziwiłowicza), uszczypliwych wprawdzie, ale dowcipnych („Jarosław, ty Polskę zostaw, kup sobie klocki Lego i zaproś Antoniego”), karnych w kontaktach z funkcjonariuszami (jak jest prośba „wszyscy dwa kroki do tyłu”, to nie ma sprawy, mogą być nawet trzy). Uśmiechali się do nas, od czasu do czasu któryś coś miłego powiedział… a przecież wiedzieli, że na wozach mają urządzenia do polewania wodą. Wiedzieli, że rozkaz filmowania naszych wizerunków nie wynikał z chęci zdobycia serdecznej pamiątki.

(zdjęcia:  Monika Kembłowska‎)

Do kliniki, gdzie mieści się wielka, piękna aula, napływali członkowie łódzkich struktur PiS, by spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim i wysłuchać komunikatu o priorytetach  w działaniu. Te priorytety to „ustabilizowanie władzy w Polsce”. Czytaj: nieoddanie władzy już nigdy, przenigdy. Także „poprawienie sytuacji w samorządzie”. Czytaj: wywalenie wszystkich niewygodnych prezydentów, burmistrzów, wójtów i sołtysów; w Łodzi – wywalenie Hanny Zdanowskiej, której nie dało się usunąć pomówieniami i za którą miasto stanęło murem. A to okropnie irytujące jest. Krótko mówiąc – osią rozmów, czy też monologu prezesa, były wybory i ich ordynacje.

Był też w sali plenarnej poruszony bardzo śmieszny wątek. Otóż, Kaczyński powiedział: „chcemy aby [media] dążyły do prawdy, a nie opowiadały się po jednej stronie”. Dyrektor łódzkiego oddziału TVP, jako osoba kompletnie niezależna i kierująca całkowicie autonomiczną firmą, przybył karnie na spotkanie, by zaleceń wysłuchać w skupieniu i stać się jeszcze bardziej niezależnym i autonomicznym. Sam fakt przybycia jest tego gwarancją. Za co jego dziennikarka dostąpiła zaszczytu przeprowadzenia ekskluzywnego wywiadu z samym… Sami-Wiecie-Kim.

Kaczyński wykazał się wielką odwagą udzielając wywiadu tak niezależnemu medium, jak TVP, ale już skrewił przy wejściu i wyjściu z kliniki. Kazał zawieźć się do drzwi z drugiej strony, by wejść, że tak się wyrażę – kuchennymi schodami. I tu jest całe sedno sprawy: czego się boisz, prezesie? Że usłyszysz kilka gorzkich słów? Że ludzie będą dąć w wuwuzele i walić w bęben na twój widok? To cię tak przeraża? Grupa ludzi śpiewających i tańczących „Czarny walc” Materny? Ludzie krzyczą, ludzie trąbią, tupią i skandują. Ale to są ludzie kulturalni, którzy zamilkliby, gdybyś do nich wyszedł i powiedział: „Spróbujcie mnie wysłuchać. Ja wysłucham was”. Na zaufanie za późno, ale na rozmowę zawsze jest pora. Ale jak tu stanąć, prezesie, przed ludźmi, kiedy się szykuje draństwo za draństwem? Kiedy się nazwało ich złodziejami, gorszym sortem, ubekami, złodziejami… To prawda, głupio jakoś chyba.

Kaczyński pytany o protest KOD powiedział, że „nie robi on na nim żadnego wrażenia”. Dlatego właśnie chyłkiem przemknął mimo.

 


NAPISANO W MEDIACH: