Prolog. 11 grudnia 2015. Gość na Twitterze pisze do mnie: „Zbierzemy kilku kiboli i rozpieprzymy was w drobny mak!.” Pomyślałem: „Może być ciepło…”
Fakty i zmyłki. 12 grudnia. Rano wyruszamy z Małgolą (żoną kochaną) na zbiórkę, wyposażeni w przekonanie, że robimy coś, co ma SENS. W autokarze wystarczyło kilka minut i już jesteśmy RAZEM. Pierwsze myśli… Ilu ludzi będzie pod Trybunałem… Tysiąc? Dwa? Ktoś rzuca: „Pięć tysięcy!” Optymista jakiś… Ruszamy. Kierowca włącza TOK FM. Słychać polityka, który bagatelizuje KOD i dzisiejszą manifę. Ktoś woła, by ściszyć tego marudę. Przed W-wą krótki postój na stacji benzynowej.
Podjeżdża inny łódzki autokar. Nie są z KOD-u. Ale jadą, bo przecież tak być nie może… Już Warszawa.
Ruszamy spod placu Zamkowego w stronę Trybunału Konstytucyjnego. Dwóch chłopaków zostaje i proponuje byśmy podjechali MZK. Pierwsze trzy przystanki w porządku. Od czwartego widać, że coś jest nie tak. Autobus zwalnia, wciąż zatrzymuje się. Przy placu Trzech Krzyży zrozumiałem. Sznury ludzi, zmierzały w stronę Szucha. Wysiadamy przy MSZ wprost w tłum. „O żesz…!” Doszliśmy 300 m do sceny. Dalej tłum, jak żelbetowy płot – nie do przebicia! Za nami kolejne tysiące. Uświadomiłem sobie, że jesteśmy RAZEM z tymi, którzy nie tylko patrzą, ale też widzą. Docierały do nas z głośników
tylko strzępy zdań. Nikt na to nie zwrócił uwagi. ROZMAWIALIŚMY! Rozmawialiśmy z nieznajomymi, jakbyśmy od dawna się znali. Polska rozmawiała ze sobą i czasem skandowała: „Wolność, równość, de-mo-kra-cja!”, „Kon-sty-tu-cję o-bro-ni-my!”…
I znów do przodu. Pod Sejm i dalej pod Pałac Prezydencki. Pomyślałem o gościu z Tweetera. Napisałem mu: „Gdzie jesteś? Może pogadamy?” Odpowiedzi nie zacytuję. Próbowaliśmy oszacować ilość manifestantów. Bezskutecznie. Ktoś pod Pałacem Prezydenckim rzucił, że koniec pochodu dotarłpod Sejm. Niemożliwe! A jednak! Dziesiątki tysięcy życzliwych wobec siebie, uśmiechniętych i spontanicznych ludzi. Coś takiego trzeba przeżyć, by docenić i zrozumieć! Wracamy do Łodzi.
Kierowca znów włącza TOK FM. Wg policji manifestacja zgromadziła 10 tysięcy ludzi. Ktoś skomentował: „Chyba na jednym skrzyżowaniu!” Było nas ponad 50 tysięcy. Rozstaliśmy się, jeszcze nie rozumiejąc do końca, że wzięliśmy udział w bardzo wyjątkowym dla Polski wydarzeniu – w odrodzeniu się solidarności obywatelskiej.
Epilog. 13 grudnia. Pomyślałem, że BYŁO, ALE NIE MINĘŁO… Jest, trwa i będzie trwać!
___Piotr Staroń