Wróciłem wczoraj, późnym wieczorem, z kolejnej warszawskiej demonstracji KOD-u i kolejny raz przywiozłem do domu wzruszenie, nadzieję i poczucie wspólnoty. Ale przywiozłem też trzy nowe zdarzenia, którymi chciałbym się podzielić:

Pierwsze – wystąpienie na scenie przed TK przywódców wszystkich partii opozycyjnych razem i Mateusza Kijowskiego z nimi. Nareszcie! Przyjąłem to z uczuciem ulgi i wielką satysfakcją. Mam nadzieję, że ten mądry gest przetnie, raz na zawsze, wszelkie dywagacje na temat sensu współpracy KOD-u z partiami politycznymi i rozpocznie budowanie skutecznego frontu obrony demokracji i państwa prawa.

Drugie – przemówienie Mateusza Kijowskiego. W mojej opinii było najlepsze ze wszystkich: wyważone, merytoryczne, soczyste, ekspresyjne i porywające. Mam przekonanie, że wyrasta nam, KOD-owcom, prawdziwy trybun.

Trzecie – trochę wzruszenia: z kamienicy przy Al. Ujazdowskich, z balkonu na trzecim piętrze starsza pani ocierając co rusz łzy wzruszenia, przesyłała w stronę naszego tłumu oklaski i gesty błogosławieństwa, znaczone znakiem krzyża.

Gdybym na skrzydłach, które niewątpliwie miałem, mógł się unieść na jej wysokość, tobym ją wyściskał i wycałował po rękach, a tak – wystarczyć musiało mi jedynie ściśnięte gardło.

___Janusz Nagiecki


fot: zdjęcia z grupy facebokowej KOD_ŁODZKIE