felietony_kod

„Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej” – Preambuła  Konstytucji RP

Art. 30. Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych – Konstytucja RP

Godność to słowo, które możemy rozumieć dwojako. Po pierwsze w odniesieniu do zewnętrznej sfery danej osoby, co obejmuje np. piastowane stanowisko, czyjeś nazwisko („przepraszam, pani godność?”) tudzież możliwość uczestniczenia w czymś. Po drugie, godność tyczy się naszej sfery osobowościowej – jak pisał Arystoteles, jest to cnota pomiędzy wadami zarozumialstwa i służalczości. Natomiast jeśli podążymy nurtem humanizmu chrześcijańskiego, godność jest powszechna, niezbywalna, nieredukowalna i nadprzyrodzona. Humanizm renesansowy mówi natomiast o godności związanej nierozerwalnie z wolnością. Ze względu zatem na to, że forma osobowa wywodzi się z osobowościowej, chciałbym się skupić na naszej, mojej i Waszej godności w znaczeniu osobowościowym.

Dobre uczynki są niestety mało spektakularne. Codziennie dużo częściej słyszymy o działaniach negatywnych: jesteśmy świadkami coraz większej ilości hejtu, obrażania, złośliwości i innych agresywnych zachowań. Często jesteśmy wystawiani na próbę. Obraża się nas za plecami lub osobiście, wylewa się wiadra pomyj i pomówień, w mediach, na portalach czy w mediach społecznościowych. I czynią to zarówno osoby nam zupełnie nieznane (które oczywiście lepiej wiedzą, jacy jesteśmy), jak i dalsi znajomi, aż do bliskich krewnych lub co najgorsze… (najlepsze?) przyjaciół. A przecież przyjaciel to taka fajna bestia, która najpierw cię wyśmieje, a później ci pomoże; która potrafi zrugać do cna, ale bez względu na ilość popełnionych błędów będzie stała z tobą ramię w ramię. To osoba, od której potrafimy przyjąć konstruktywną krytykę. Tym bardziej bywa ciężko, gdy jest ona niekonstruktywna. Pomówienie, nawet kulturalne w formie, jest gorsze niż bycie życzliwie wyśmianym. Czujemy się wtedy ze swojej godności odarci, chociaż ktoś może powiedzieć, że przecież nikt nas nie lży. Wszyscy to znamy. Sugestyjki i niewinne pytania o to, kto bierze od kogo pieniądze, kto dostał władzę, kto robi kariery dzięki KOD, jakich to koryt bronimy itd. Być może niektórzy zadają je nawet w dobrej wierze, być może nie („ja tylko pytam, ale…”), jednak już sam przedmiot dywagacji sprawia, że czujemy się splugawieni. Myślimy wtedy: jak ktoś w ogóle może o nas tak pomyśleć? Czy to wszystko, co było dobre do tej pory, nie powinno już o nas jakoś świadczyć? Czujemy się pokrzywdzeni, nawet jeśli nasi znajomi z prawdziwą troską pytają, czy naprawdę nie jesteśmy tajnymi agentami, opłacanymi przez żydowskiego bankiera, pożytecznymi idiotami w czyichś rękach, i tak dalej, i tak dalej…

Co zatem robić? Nasza godność jest mocna tak tylko, jak my sami. To od nas zależy, czy pozwolimy się upodlić. Musi nas uskrzydlać świadomość, że robimy coś dobrego, coś wielkiego i niezwyciężonego. Że jest coś większego niż my. Będąc płatkiem róży wewnątrz, musimy być skałą na zewnątrz. To może być nieprzyjemne, ale trzeba zachować swoją wewnętrzną godność, spójność swojej osobowości. Nie tracić celu z oczu i pamiętać, jaka jest prawda o nas, o sprawie, dla której działamy. Tylko tak – zło dobrem – zwyciężymy! Przy zachowaniu prawa, wartości i prawdy. Ten, kto nie szanuje najważniejszej umowy, jaką jest Konstytucja, sam wystawia sobie świadectwo. Pamiętajmy: te słowa, które obrażają i plugawią, świadczą o tym, kto je wypowiada, a nie o nas samych!

_____MS