No i mamy kolejną medialną atrakcję: faktury Kijowskiego. Padają słowa klucze – „ogromne pieniądze”, „firma Kijowskiego”, usługi informatyczne”… Czytam wpisy, komentarze osób dotkniętych do żywego, mających żal do lidera KOD-u, że pobierał coś w rodzaju pensji, że te pieniądze pochodziły często ze skromnych datków członków i sympatyków komitetu.

I nawet rozumiem pierwsze, emocjonalne reakcje tych, którzy poczuli się z tą informacją źle. Ale wyciszmy emocje, proszę i zastanówmy się chwilę. Wielu z nas, członków i sympatyków KOD poświęca mu czas w ograniczonym często zakresie, bo praca, bo dom, bo rozmaite obowiązki. Ci, którzy są właścicielami firm, mogą czas traktować elastyczniej (choć też nie zawsze przecież). Zatrudnieni gdzieś na etatach jeszcze mniej energii i czasu mogą dać Komitetowi. Każdy według możliwości. Bo wszyscy mamy do zapłacenia rachunki, a na nie trzeba zarobić.

Mateusz Kijowski poświęca KOD-owi czas w stu procentach. I słowo honoru, nie mam żadnych pretensji, jeśli pieniądze, które wrzucam do puszek, zasilą także jego konto. On nas reprezentuje, bierze na bary więcej, niż możemy sobie czasami wyobrazić, jest wiecznie atakowany z zewnątrz. Czy godzi się  zatem, by atakować go także we własnym, że tak powiem – domu? Gdyby zawiódł nas na polu działalności komitetu, gdyby sprzeniewierzył się idei demokracji czy gdyby w jakikolwiek sposób skompromitował KOD jakimiś niefortunnymi decyzjami, wtedy tak, wtedy można i należy protestować. Już byłam bliska nieukontentowania, kiedy pojawiła  się w naszej przestrzeni, za sprawą Kijowskiego między innymi, postać pułkownika Adama Mazguły. Tu należało tupnąć i powiedzieć NIE. Ale jakoś nie zanotowałam wówczas aż tak emocjonalnych reakcji, jakie wywołały te nieszczęsne faktury.

I mam w związku z tym bardzo smutne refleksje natury znacznie ogólniejszej niż rozważania nad tym, kto ile zarobił. Boli mnie, że w obecnej chwili, akurat teraz, kiedy potrzebujemy jedności jak nigdy dotąd, zaczynamy wzajemnie gryźć się po kostkach. Gdy posłowie ujęli się za dziennikarzami – to dziennikarze zaczęli się podśmiewać z tzw. telewizji poselskiej. Niby nic, ale te szydercze uśmieszki, te mrugnięcia okiem, te uwagi o występach posłanki Muchy. A może by tak trochę poczucia humoru, Panie i Panowie? I poczucia jakiejś wspólnoty poglądów może by trochę? Może zamiast kąśliwie komentować poselskie żarty, trzeba było pokazać nocne śpiewanie kolęd pod sejmem w czas pasterki.

Opozycja już, już zawarła jakiś sojusz, ale gdzie tam! Już Petru ze Schetyną mają kłopot ze wspólnotą działania i zamiast pogadać ze sobą osobiście, okładają się przed kamerami jak chłopaki z piątej b.

Już KOD zaczął liczyć się na scenie społecznej naszego kraju, już płyną wyrazy podziwu i wsparcia od przyjaciół z całego świata, już zaczęła przyświecać nadzieja. Ale koledzy ze świata nie znają nas dobrze. Nie wiedzą, że potrafimy zrobić coś wspaniałego i natychmiast to z lubością zniszczyć. Bo to „taka piękna katastrofa”, prawda? Właściwie, po co władzy trolle? Jeden z nich napisał: „Nic nie musimy robić, wykończycie się sami. My będziemy sobie siedzieć na kanapie,  patrzeć i  jeść popcorn”.

Apeluję więc o przywrócenie proporcji, o wyciszenie emocji i chociaż odrobinę pragmatyzmu. Nie dajmy się podpuszczać, nie pozwólmy się skłócać, nie bądźmy małostkowi i nie żądajmy od innych tego, czego sami nie unieślibyśmy. Zwłaszcza, że byłoby znacznie bardziej głupio, gdyby w świat poszła informacja, że Mateuszowi Kijowskiemu elektrownia wyłączyła prąd, bo nie miał z czego zapłacić rachunków. No wtedy to naprawdę mielibyśmy się czego wstydzić, a koledzy z przeciwnej strony mieliby uciechę i co gorsza – rację.

___Dorota Ceran