Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że pytanie zawarte w tytule moich dzisiejszych „grubych myśli” jest obarczone logicznym błędem. Bo czyż jeden, pojedynczy żywot, nawet jeśli nie bardzo poczciwy, może cokolwiek stanowić plemieniu żyjącemu od wieków na Wisłą, a tym bardziej umiłowanemu przezeń Bogu? Nie, nie i jeszcze raz nie! Ja nie jestem w tej „opowieści” ważny i zdaję sobie sobie z tego sprawę. Wszystkie moje myśli, słowa i uczynki są niczym wobec historii toczonej przez większość. To że chwilami ta właśnie większość wydaje mi się żukiem na drodze wojsk faraona, a to co popycha przed sobą, to tylko kulka ulepiona ze zwierzęcych odchodów, to już mój osobisty ogląd sytuacji, to już mój prywatny „feler istnienia”.
Ale ad rem, czyli do rzeczy Kałuż… do rzeczy! Otóż zdarzyła nam się wizyta papieska, a zgodzicie się ze mną, że jest to wydarzenie niecodzienne, niezwykłe i odświętne. Co prawda mając w przeszłości swojego własnego Jana Pawła II, „użyliśmy” wizyt papieskich. Jednak chcę w tym miejscu uświadomić mojemu narodowi kochanemu, że najprawdopodobniej jest to ostatnia wizyta Ojca Świętego w naszym kraju. Na pytanie – Dlaczego tak uważam – postaram się odpowiedzieć jasno i zgodnie z tym co widzę tzw gołym okiem.
Fakty są następujące. Miejscowe media prawicowe, mieniące się narodowymi i katolickimi odmawiają świętości Namiestnikowi Pana Boga na ziemi. Gdybyż chodziło tylko o samą świętość, to pal ich sześć, oczywiście tych dziennikarzy silących się na bardzo wątpliwe dowcipy z… Mamy jednak do czynienia z dziennikarstwem hejtu, chamstwa i obłudy poddającym w wątpliwość każdą myśl wygłoszoną przez następcę Świętego Piotra. Doszło do tego, że obrońcami poglądów Franciszka stają się w naszej przestrzeni społecznej „lewacy”, agnostycy i przede wszystkim samodzielnie myślący i uczciwi ludzie, ale i tych postanowiono zwieść na manowce wiadomościami o 19.30. Nie chcę wymieniać z imienia i nazwiska osób niegodnych moim zdaniem tego, by o nich pamiętać, a co dopiero pisać. Każdy kto choć trochę interesuje się tym, co się w naszym kraju dzieje, wie kogo mam na myśli, kto powinien się wyspowiadać z grzechu ciężkiego uczynionego przeciw swojemu Panu Bogu.
Skoro jesteśmy już przy konfesjonale, to przecież trudno nie zauważyć, że po drugiej stronie kratki siedzi ksiądz i tu mamy do czynienia z drugą stroną tego medalu niezadowolenia i niezgody na szefa w postaci Jezuity Franciszka. Książęta naszego kościoła opływający we wszelkie dobra i zaszczyty nie mogą traktować poważnie słów o ubóstwie, służbie także ubogiemu i podzieleniu się czymkolwiek z potrzebującymi. Na nakaz miłości bliźniego biskup potrafi odpowiedzieć, że on sam wybierze kto jest jego bliźnim i komu może pomóc. Prosta i jasna propozycja, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców jest nie do zrealizowania w kraju , w którym RELIGIA ma być przedmiotem maturalnym, a prawie 90% społeczeństwa przyznaje się do wiary w Chrystusa, który umarł dla nas i za nas na krzyżu. Władze państwowe mieniące się tymi, dla których Kościół Katolicki i jego doktryna są najważniejszymi wyznacznikami do podejmowanych działań zawodzą nie tylko intelektualnie, ale także moralnie. Nienawiść wyzierająca z oczu pierwszej minister, czy chociażby szeregowych posłów, gdy wypowiadają słowo – uchodźca – a myślący – terrorysta – nie licuje z żadną myślą i żadną nauką cieśli urodzonego w stajni.
Wybaczcie mi to, że znów nie użyję nazwisk, że w ten sposób spróbuję pogrzebać w milczeniu rzeczy i sprawy, które nie są godne chrześcijanina, które nie są godne przyzwoitego człowieka. I gdy patrzę na smutną twarz Piotra naszych czasów podczas tej wizyty, to zdaję sobie sprawę, dlaczego jego oblicze wydaje mi się odbiciem naszych czasów. We wszelkich sferach naszego życia chcemy ponad wszystko MIEĆ, które zwyciężyło niemodne, wręcz przestarzałe BYĆ i papież to widzi, i papież boleje nad tym, że nie tylko owce, ale i pasterze zmierzają ku przepaści nie słuchając, lub lekceważąc ostrzeżenia najważniejszego i jedynego przecież z urzędu sternika Kościoła Katolickiego.
Obym się mylił w swoich spostrzeżeniach. Oby prawdziwy ogień wiary i miłości rozpalił na nowo całą Ziemię, także i tę ziemię. Ale czy to jest jeszcze w ogóle możliwe? W wielokolorowych twarzach młodych ludzi, przybyłych z dalekiego świata do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży, znajduję jeszcze tę radość pierwszych chrześcijan, radość prawdziwej wiary, ale dlaczego tylko tam?
___ Mirosław Kałuża