felietonisci_kasia_knapik

„Nie wiem, czy mogę to podpisać, a jeśli mnie potem znajdą?” – zapytał elegancki pan pod Manufakturą, gdy podetknęłam mu listę poparcia dla projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym przygotowanego przez KOD. W odpowiedzi uśmiechnęłam się krzepiąco i powiedziałam: „Bez obaw, zanim do pana dotrą, najpierw znajdą nas”. Kolega zbierający podpisy obok również zaśmiał się serdecznie i chyba ta nasza lekkość ducha przegnała zmory, bo pan się przełamał i podpisał. Chwała mu!

Lucy Maud Montgomery napisała: „Strach to grzech pierworodny. Niemal wszystko zło na świecie ma swe źródło w tym, że ktoś się czegoś boi. Jest to zimny, oślizły wąż, który owija się wokół ciebie. Nie ma nic okropniejszego ani bardziej poniżającego, jak żyć w bojaźni”. Pięknie brzmi, ale przecież wszyscy się czasem boimy. Strach dopada nas, gdy sami wracamy ciemną uliczką do domu. Gdy szef nagle nas wzywa na poważną rozmowę. Gdy widzimy obojętność lub zawód w oczach kogoś bliskiego. Gdy czytamy wiadomości. Starożytni Spartanie stosowali ćwiczenia, by ich twarze nie okazywały lęku, jednak była to tylko aphobia, wyuczona obojętność. To panowanie nad sobą jest zaledwie pierwszym krokiem do przełamania strachu, bo przecież ważniejsze jest to, co w sercu.

Nie chodzi też przecież o to, aby niczego się nie bać. Strach jest zdrowym odruchem organizmu, troską o własne bezpieczeństwo, wyrazem poczucia odpowiedzialności. Wszyscy rozumiemy, że musimy być ostrożni. Angażujemy się w coś, co nie wszystkim się podoba. Spotykamy się z bardzo różnymi reakcjami. Oczywiście to bardzo względne, co dla kogo jest trudniejsze do zniesienia: utrata przyjaciół, naciski w życiu zawodowym, naciski rodziny, czytanie hejtu na swój temat itd. Na pewno najwięcej ryzykują ci, którzy występują z otwartą przyłbicą, pokazują twarze, nazwiska, występują w mediach, wychodzą do ludzi z ulotką, listą podpisów, plakatem. Idą dyskutować z „młodzieżą patriotyczną” twarzą w twarz. To oni pierwsi mogą się spotkać ze słowną lub fizyczną agresją. I nie czarujmy, czasem się spotykają. Ale to tym bardziej powinno mobilizować nas wszystkich – chodzi o to, by nie dać się zastraszyć. Dużą grupę, która trzyma się razem, naprawdę trudno zaszczuć. Im bardziej komuś z nas dokuczają, tym bardziej pozostali powinni tę osobę wspierać. Wtedy strach, nawet jeśli się pojawia (a będzie się pojawiał), nie paraliżuje, nie upadla.

Najważniejszym ekwipunkiem bojowym Spartan była tarcza, nawet nie miecz. Dlatego, że tarcza osłaniała nie tylko żołnierza, ale również jego towarzyszy po bokach. Nie wolno było za żadną cenę opuścić tarczy, bo narażało się innych, szkodziło się bezpieczeństwu formacji. A zawieść towarzyszy to dla Spartanina była straszliwa hańba. Bali się tego bardziej niż wroga, niż własnej fizycznej krzywdy. Nie mieli żadnej recepty na to, aby nie odczuwać lęku. Mogli go tylko nie okazywać, by nie psuć morale innych, oraz przełamywać – z każdym kolejnym krokiem wciąż od nowa i od nowa, bo to nigdy nie jest przełamywanie się raz, o nie, to nie takie proste. Szli zatem z poczuciem, że nie mogą się wycofać, bo przecież obok są pozostali. I oni się nie wycofują. Dopóki każdy tak myśli, dopóki tarcze trzymają wysoko, dopóki osłaniają się nawzajem, wszystko jest tak, jak należy.

Rzecz jasna, sama odwaga i braterstwo nie gwarantują bycia niezwyciężonym, nietykalnym, zwycięskim. Nie oznaczają także, że towarzysze broni są najlepszymi przyjaciółmi. Że nie toczy ich wewnętrzna rywalizacja, czasem niechęć, czasem prywatne grzeszki. Spartanie bywali dość nieprzyjemnymi typami, a ich pojmowanie moralności w znaczącym stopniu odbiegało od naszego. Jednak mieli w sobie poczucie wspólnoty, które my także powinniśmy w sobie wykształcić, pielęgnować i trzymać się go kurczowo, gdy dopada nas strach.

Inna mądra kobieta, Ursula le Guin, ujęła to tak: „Nie rób niczego dlatego, że jest to słuszne lub godne podziwu lub szlachetne. Nie rób niczego, bo wydaje ci się to dobre. Rób tylko to, co musisz zrobić i co nie może być osiągnięte w żaden inny sposób”.

___Katarzyna Knapik