Grudzień rozpoczęliśmy dalekim wyjazdem, do którego zmobilizowała nas posłanka PiS Beata Mateusiak-Pielucha.

Po jej skandalicznej wypowiedzi o konieczności deportacji ateistów, prawosławnych i muzułmanów, którzy nie podpiszą stosownego oświadczenia, że znają i zobowiążą się respektować Konstytucję RP, postanowiliśmy pojechać do matecznika posłanki.

    W Pajęcznie, gdzie Pielucha ma jedno ze swoich dwóch biur poselskich, zjawiliśmy się już o dziesiątej rano na parkingu centrum handlowego. Przywitał nas miejscowy koder Mariusz, prywatnie tata naszej Michaliny, któremu bardzo dziękujemy za pomoc. Przy okazji mówimy też gorące „dziękuję” reprezentacji Bełchatowa, która nas dziś wspomogła.

    Akcję rozpoczęliśmy flash mobem na placu pomiędzy kościołem a targowiskiem.

Byliśmy troszkę rozczarowani małym o tej porze ruchem, ale okazało się, że niepotrzebnie. Gdy tylko jedno z nas zaczęło czytać konstytucję, pojawili się pierwsi zainteresowani, a w chwili, gdy na miejscu staliśmy już wszyscy, tłumek gapiów był już całkiem pokaźny.

    Z ciekawością obserwowano nas, słuchano, co czytamy, sylabizowano napisy na transparentach. Niektórzy okazywali nam wyraźnie poparcie, inni wzruszali ramionami i odchodzili. Jeden z panów poprosił o egzemplarz konstytucji, a gdy go dostał, odszedł zadowolony, podczytując po drodze.

Ostry dźwięk budzika zakończył czytanie, ale nie naszą akcję. Ruszyliśmy między ludzi z ulotkami i dobrym słowem.

    Największym zainteresowaniem cieszyły się nasze ulotki „pieluchowe”, na które mieszkańcy Pajęczna często reagowali słowami: „Jaki wstyd ona nam przyniosła”, choć trafiali się także tacy, którzy kazali nam się od posłanki odczepić, bo to „taka baba”! Trafił się też pan, który poradził nam, żeby jechać na Posmykowiznę (na którą się zresztą wybieraliśmy), bo Pielucha tam mieszka. Nie był zresztą jedyną tak uczynną osobą, bo później właściciel sklepu, w którym Beata kupiła wcześniej ładowarkę, zatrzymał się przy nas radząc nam to samo. Jakże się ucieszył, słysząc, że właśnie stamtąd wróciliśmy.

    Pod domem handlowym dowiedzieliśmy się, że jesteśmy „cholery niechrzczone” i powinniśmy wziąć się do roboty!! Typowy wielbiciel PiS-u bardzo się na nas denerwował, a ponieważ słowa miłości, które do niego kierowaliśmy, powodowały u niego jeszcze większe wzburzenie, postanowiliśmy odejść, aby nie narażać pana na atak serca.

    Biuro posłanki było niestety zamknięte, zatem zostawiliśmy tylko ślad swojej obecności w tym miejscu w postaci karteczek z pytaniami i prośbami (np. „Czy mogłabyś zmienić imię, bo mi za Ciebie wstyd? Beata”), zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i pojechaliśmy na Posmykowiznę.

    Spory dom ogrodzony drewnianym płotem okazał się nieprzystępny. Dzwonka nie było, brama i furtka zamknięta, na naszą małą pikietę i okrzyki nikt ani w ogrodzie, ani w oknie się nie pojawił, choć oczywiście niekoniecznie oznacza to, że pozostaliśmy niezauważeni.

    W sąsiednim domu na podwórko wyległo parę osób, które pilnie się nam przyglądały. Nawiązaliśmy z nimi rozmowę, ale nie byli do nas zbyt przychylnie nastawieni i na początku próbowali nam nawet wmówić, że się pomyliliśmy, bo pani Pielucha tu wcale nie mieszka. Potem stwierdzili, że jesteśmy „świadki Jehowy”, a gdy wyjaśniliśmy, że my z KOD-u, to pogrozili nam, że wezwą „niebieskich”.

    Na pobliskiej tablicy ogłoszeniowej przyczepiliśmy plakaty i ulotki,  po czym wyruszyliśmy do Działoszyna, gdzie pospacerowaliśmy w pełnym rynsztunku (transparenty, tabliczki, tobołki), rozdaliśmy masę ulotek,  przeprowadziliśmy szereg ciekawych rozmów, usłyszeliśmy niezwykle interesujące plotki na temat posłanki Pieluchy (których nie będziemy tu przytaczać) i zobaczyliśmy znacznie więcej gestów uznania niż potępienia!

Dzień był naprawdę niezwykły!

Warto budzić ludzi!!

___EK