To mógł być wieczór, tak się zapowiadał, kiedy zaszywam się w domu, kulę się jak kot chowający się w za małym pudełku i udaję, że mnie nie ma. Macie tak czasem? Ja mam ostatnio, a to „ostatnio”… mawia się, że „wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija”. Ta moja zdaje się nie mieć końca, albo połknęła swój własny ogon i zamieniła w rollercoaster.

Wśród bliskich zawsze szczerze: bardzo, ale to bardzo nie chciało mi się jechać wczoraj wieczorem na tę naszą KOD-ową, rocznicową „wigilię”. Bo już zacząłem się chować do tego pudełka, obolały, jakby w butach z ołowiu, za ciasnych o dwa numery, zły na los, bezsilny. A bezsilności nienawidzę. Czy to wobec choroby, czy podłości, głupoty, pazerności, „w dupiu mania” wszystkich poza sobą, okradaniu i tak biednego, manipulacji, faryzejskiej obłudzie… No i się zapędziłem. Wybaczcie, to już jakiś nawyk po tych ośmiu latach – zawsze rozmowa się skończy na PiSie.

Zatem, tak szczerze, wygrał obowiązek – tort trzeba odebrać z cukierni i dowieźć, tablicę z urodzinową grafiką do składania podpisów, a i Małgosię i Lucynę obiecałem przywieźć… I to był jeden z tych razy, kiedy poczucie obowiązku kończy się pięknie. Jak to nasze wspólne poczucie obowiązku, żeby o wolność samostanowienia, o szacunek dla każdego, ludzkiego wyboru, o demokrację się bić z wewnętrznym okupantem.

To był wieczór skrzący się radością ze wspólnego biesiadowania, ale też – oj nie jest to bez znaczenia – pełen frajdy, że daliśmy radę, nie wymiękliśmy i pogoniliśmy PiSowską zarazę. Mogą być lepsze powody do radości?

Rozglądałem się wokół i setki wspomnień napływało. Tych ze wspólnych działań, z kilometrów przechodzonych ulicami, z rozmów o polityce ale i tych najzwyklejszych, jak to między przyjaciółmi. Przyszli też Ci, którzy dołączyli do naszego grona całkiem niedawno, a jednak czuć było więź jakbyśmy się znali od lat.

Trochę to próżne pewnie, ale wzruszyły mnie ciepłe słowa naszego Młodego Mecenasa, Jarka Szczepaniaka także pod moim wypowiedziane adresem. Nie mogłem odfrunąć w samozadowoleniu, zadbał o to z wdziękiem ubota na spływie kajakowym Janusz „Złote Usta” Nagiecki.

No i wisienka na torcie: nazwiska wprost z wielkiej POLITYKI obecne – a jakże – pośród nas. A tak! Nie wierzycie? A Grodzki? A Witek? No i ten… jak mu tam… Dunin – tak dla przykładu 😉

ps. jak to dobrze, że spotkanie było zamknięte dla mediów. Przecież gdyby redaktorzy z TVN opowiedzieli, co się działo, to Magda Gessler zniknęła by z anteny a zawitałby program „Kuchenne rewolucje Pań z łódzkiego KOD-u”. Program „Anna Maria Wesołowska” zniknął już, ale wrócił by w nowej odsłonie „Młody Mecenas – Jarosław Szczepaniak”, a w nowej formule pojawił by się program prowadzony przez Artura Dunina „Twoja twarz grzmi znajomo”.

To może ja już skończę. I tak rozpisałem się aż nadto 😉

_Mirek Michalski