Sobota, wyraźnie zimno, może gdyby nie wiatr, to jeszcze znośnie. Kiedyś to się będzie czytało wspomnieniowo, zatem dokładniej – 21 listopada 2020 r. godzina 16.00.

Przed łódzkim Centralem, tuż obok pomnika Jednorożca umówiliśmy się na początek kolejnej, nieustępliwej manifestacji przeciw wdeptaniu w ziemię, w najgorszym stylu, bez szacunku dla kobiecego człowieczeństwa jakichkolwiek praw Kobiet.

W tłumie, gęstniejącym i rosnącym w oczach (tu nie ma miejsca na zwyczajową etykietę) wkurwionych Kobiet, są i faceci. Bo to nie jest – zabijcie mnie – sprawa tylko Pań. Kto tak myśli, ten nie myśli. Potrzebna jest decyzja: idziemy grzecznie drogą wskazaną przez Policję, czy… no właśnie. Wkraczamy w sidła protestu pod dyktando, czy dyktujemy własne warunki?

Nie poszliśmy ścieżką wygodną dla „władzy”. Kilkoro z nas przypłaciło tę decyzję spisaniem danych. Ale marsz zaopiekowany był w obecność Prawników, gotowych natychmiast reagować, parlamentarzystów i członów łódzkiej Rady Miejskiej. Wyrwani z tłumu przez policję nie zostali sami. Nie było tak, jak kilka dni temu, że policja kąsała, wyprowadzała z przemarszu dwie-trzy osoby, najwyraźniej celując w najmłodszych, otaczała większą liczebnie formacją i starała się wywrzeć psychiczną presję „jesteś winna/winny”.

Zostaliśmy z szykanowanymi i „powiedz córce, powiedz Matce, co robiłeś” echem ponadtysięcznym się rozchodziło. I wiele innych haseł z tysięcznych gardeł.

Przeszliśmy naprawdę długą drogę. Dziś i każdego dnia protestu. A gdzieś u podstaw nie tylko, nie wyłącznie, ostatnia decyzja tzw. trybunału konstytucyjnego wywlekła ludzi na ulicę. Trzeba głupca, żeby uwierzył, że Polce/Polakowi można odebrać wolność. Prawo wyboru, samostanowienia, wyznania, decydowania o sobie i własnym ciele. Trzeba kompletnej głupoty, żeby wierzyć, że uderzenie w pozornie (POZORNIE) najsłabszych, czyli najmłodszych, ugasi protesty.

Przeraża życie w kraju głupców. Ale przyjrzyjmy się im. Ksywa, którą nadali damskiemu bokserowi, bijącemu metalową pałką, z całej siły jego koledzy z Biura Obrony Antyterrorystycznej mówi wszystko – „Kelner”. Sługus, któremu do głowy nie przychodzi, że ta władza przeminie. Przyjdzie czas rozliczeń. A on bliżej coraz.

Przeszliśmy dziś w sprzeciwie traktowania nas ja trzodę hodowlaną. Nie bez przeszkód, ale doszliśmy tam, gdzie chcieliśmy.

ps.
Czy zawsze już musi się znaleźć lanser, który głęboko mając ustalenia z policją (katalog wzajemnych ustępstw) koniecznie musi być w poprzek? Wciskać się nie tam, pchać w rejon, o którym sami Organizatorzy mówią – tu nie idźmy? I czy zawsze muszą to być faceci? W czym czujecie się wówczas zbawcami? Lans na manifestacji może ją sparaliżować. Takie zachowanie to nie jest obywatelskie nieposłuszeństwo, to głupota.

_Mirek Michalski