___
Lucjan Wesołowski
Trudna sytuacja w jakiej się znajdujemy – nie tylko w Polsce, ale generalnie na świecie – ma moim zdaniem duży związek z naszymi przekonaniami, naszymi poglądami na różne tematy i naszą filozofią życia. Poniżej zamieszczam kilka uwag związanych z tym tematem, opartych na fragmentach mojej książki zatytułowanej „Moje ABC duchowości”.
Większość z nas utożsamia się z własnym umysłem i nie ma w tym niczego dziwnego. „Ja to moje przekonania, struktury myślowe, taka a nie inna filozofia życia”… Podobnie identyfikujemy się z własnym ciałem, uczuciami itd. Jednak takie utożsamienie się prowadzi do wielu problemów, a – co gorsza – wielu z nas jest skłonnych uważać, że właśnie jego/jej koncepcje i wizje świata są tymi najlepszymi lub wręcz jedynymi słusznymi.
Istnieją systemy duchowe, które proponują inny styl życia, w którym zachowujemy dystans (a przynajmniej staramy się go zachować) wobec naszych myśli, przekonań czy emocji. Przyjrzyjmy się nieco naszemu przywiązaniu do własnej racji, przekonań, religii, uczuć…
Zaczynam od siebie: moje poglądy to wypadkowa wielu czynników, w dużej części zawdzięczam je innym. Mogą istnieć głębsze, mądrzejsze, bardziej adekwatne do rzeczywistości teorie. Zresztą codziennie przychodzą do mnie nowe informacje, myślę, czuję, doświadczam… I zmieniają się moje poglądy.
Czy mogę powiedzieć o jakimkolwiek moim przekonaniu czy idei, że są na pewno w 100 % zawsze i bez wyjątku słuszne? Nie. Czy Ty, Szanowny Czytelniku/Czytelniczko możesz tak powiedzieć o swoich poglądach?…
Podobnie jest z tym, co czynimy. Chyba nie wszystkie nasze działania można uznać za wzorcowe… A może żadne z nich nie jest takie? Może lepiej jest zachować dystans wobec samych siebie, nie utożsamiając się do końca z tym, co myślimy i czynimy?
Wielu z nas z łatwością krytykuje innych, wychodząc z założenia, że MA RACJĘ, że wie, jak powinno się myśleć, mówić czy postępować. Czy na pewno warto się utożsamiać z naszą chęcią krytykowania?
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” – powiedział Jezus. Nie oceniajmy innych, nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć do końca powodów ich zachowań, także tych, które nam się nie podobają. Podobnie też inni nie są w stanie zrozumieć do końca powodów naszych zachowań, a przecież zawsze znajdzie się ktoś, komu jakieś nasze zachowanie nie przypadnie do gustu.
A nasze uczucia? Duża ich część rodzi się w wyniku reakcji na bodźce zewnętrzne, prawda? Ale te bodźce są przetwarzane przez to, co mamy w umysłach – nasze przekonania, doświadczenia życiowe itp. Reakcje różnych ludzi na ten sam bodziec są inne, prawda? Dlaczego? Chyba dlatego, że ci ludzie są inni, mają inne charaktery, przekonania, doświadczenia życiowe…
Więc nasze uczucia nie są jedynymi możliwymi. A może to, jak odbieramy świat – to znaczy jak na niego reagujemy – wynika po części z błędnych przekonań? Albo niekiedy jest efektem obecności w naszej podświadomości traum z przeszłości, z którym wcale nie jest nam po drodze i z którymi wolelibyśmy się nie stykać? A jednak idziemy za nimi, pozwalając aby rządziły one naszymi reakcjami… Może więc warto nie utożsamiać się z tymi reakcjami do końca?
Dezidentyfikacja w stosunku do własnych uczuć, uwolnienie się od ich dominacji są bardzo istotne w bliskich relacjach z ludźmi. Umiejętność nieutożsamiania się z własnymi emocjami może np. pomóc w zapobieganiu konfliktom, w wyjaśnianiu nieporozumień, w patrzeniu z dystansem na to, co się w nas dzieje, w zwiększeniu umiejętności przeproszenia za błąd itp., a co za tym idzie w rozumniejszym, bardziej konstruktywnym, mniej egocentrycznym traktowaniu reakcji własnych i partnera czy przyjaciela, znajomego, kolegi z pracy…
Warto tutaj podkreślić, że pierwszym etapem pracy nad emocjami powinno być – moim zdaniem – wydobycie ich „na wierzch”, jeśli są stłumione, a potem zrozumienie ich i akceptacja. Może to trwać długo. Wiele osób w procesie wychowania, a nawet także w wieku dojrzałym wyparło i wypiera ze świadomości część uczuć. Trudno byłoby chyba znaleźć kogoś, kto w pełni akceptuje i rozumie wszystkie swoje uczucia. Myślę, że nawet nie jest to ani możliwe, ani konieczne dla dobrego życia. Ważne jest natomiast, aby skłębiona masa zablokowanych uczuć nie zabierała nam dużej części energii, jaką dysponujemy, nie wprowadzała chaosu w nasze życie.
Utożsamiamy się z naszymi potrzebami, staramy się je zaspokoić. Nasze ciała potrzebują różnych rzeczy, jak pożywienie czy sen i tutaj nie ma zbyt wiele miejsca do dyskusji, choć są ludzie, którzy dzięki wejściu na wysoki poziom duchowy owe potrzeby ograniczyli do minimum. Np. osoby z otoczenia Hindusa Shri Anandamurtiego, założyciela organizacji duchowo-społecznej o nazwie „Ananda Marga” twierdziły, że kładł się on w nocy na materacu tylko na 2 godziny, a i tak, gdy z jakiegoś powodu wchodzono wtedy do jego pokoju sprawiał wrażenie, jakby był w pełni świadomy. Mówi się też o osobach, które mogą żyć zdrowo spożywając bardzo mało jadła. Zaawansowani jogini brali udział w eksperymentach naukowych, w których udowadniali, że można żyć zużywając bardzo mało tlenu, że można własną wolą regulować temperaturę ciała itp.
Większość naszych potrzeb związanych z psychiką jest mniej lub bardziej iluzoryczna. Są one w nas często ugruntowane i związane z naszymi przekonaniami, wręcz zakorzenione w naszej osobowości, może być więc bardzo trudne uniezależnienie się od nich, ale jest to możliwe. Np. dobra sesja psychoterapeutyczna (mówię z własnego doświadczenia) może pomoc w wyraźnie odczuwalnym zmniejszeniu pewnego rodzaju nieprzyjemnych reakcji czy odczuć. Sam fakt przyjęcia założenia, że nie jestem moimi emocjami pozwala na traktowanie ich w inny sposób , co w konsekwencji przynosi zmiany już na poziomie reakcji.
Nasz umysł może być (i często bywa) zapełniony strukturami mentalnymi (jak przekonania, teorie, doktryny itp.) , które nie są adekwatne do rzeczywistości. Postępując więc w zgodzie z owymi strukturami jesteśmy z góry skazani na serię przykrych doświadczeń i bolesnych porażek. Można naszą sytuację porównać do sytuacji osoby, która z Łodzi chce dojechać do Warszawy, ale wyjeżdża z Łodzi kierując się na zachód, gdyż skądś powzięła przekonanie, że Warszawa leży na zachód od Łodzi. Właśnie o tym mówili mistrzowie duchowi, kiedy umysły tzw. zwykłych śmiertelników określali jako pogrążone w niewiedzy lub wypełnione fałszywą wiedzą. Pozbywanie się owej niewiedzy lub fałszywej wiedzy może być procesem długim i trudnym (choć w pewnych przypadkach nie musi).
Jednym z najlepszych narzędzi do powolnego uwalniania się zależności od naszego umysłu jest obserwacja tego, co się w nim dzieje. Po prostu zdawanie sobie sprawy z tego, co się w nas rodzi – z naszych emocji, myśli itp. Ważne jest, aby była to czysta obserwacja, bez osądzania tego, co w sobie zauważamy i bez prób natychmiastowej zmiany tegoż – jeśli nie jest to konieczne.
Wiele książek dostępnych w języku polskim rozwija temat pracy nad umysłem, traktowanym jako element osobowości, a nie coś tożsamego z naszym „ja”. M.in. teksty buddyjskie oraz zapisy tego, co mówił Osho (Bhagwan Shri Rajneesh) mogą pomóc w procesie dezidentyfikacji w stosunku do umysłu, a w konsekwencji w przemianie własnej osobowości.
Jednym z elementów takiej przemiany może być głębsze zrozumienie procesów, które objawiają się w formie emocji. Jaka jest ich geneza? Spróbujmy przeanalizować jakiś przykład. Niech to będzie sytuacja, w której czekamy na kogoś, kogo nie znamy, a kto się spóźnia. Zależy nam na tym spotkaniu lub wręcz uważamy je za niezbędne. Nie możemy więc po prostu odejść (to znaczy takie jest nasze przekonanie…). W tej przymusowej sytuacji możemy albo spokojnie czekać (jeśli nam na to pozwala umysł – wariant rzadki…) albo zacząć się denerwować. Bo tracimy czas, bo czujemy się zniewoleni, bo możemy odczuć to spóźnienie jako brak szacunku dla nas itp. Spróbujmy pomyśleć, ile w takich reakcjach jest czynników związanych z umysłem. Np. poczucie zniewolenia – czy ktoś, kto się spóźnia faktycznie nas zniewala? On się tylko spóźnia, to umysł podsuwa nam takie odczucie. To samo jeśli chodzi o reakcję, w której wydaje nam się, że owo spóźnienie jest objawem braku szacunku dla nas. Skąd możemy wiedzieć, jaki jest charakter owej osoby? Może to osoba pełna szacunku dla innych, a ma jakiś bardzo ważny powód spóźnienia, np. zepsuło się tej osobie auto. Widać tutaj wyraźnie, że nasza reakcja jest wynikiem działań umysłu.
Albo inny przykład – ktoś wymusza na nas pierwszeństwo podczas gdy prowadzimy samochód. Na poziomie czysto praktycznym sprawa mogłaby się skończyć na tym, że zwalniamy, przepuszczamy ową osobę i jedziemy dalej spokojnie swoją drogą. Jeśli prowadziłby nasze auto komputer, to tak by pewnie postąpił. Jednak to my prowadzimy nasz samochód i dlatego w większości sytuacji tego rodzaju tak się nie dzieje. Denerwujemy się, czujemy się zagrożeni, wysyłamy złe myśli i ew. także słowa pod adresem kogoś, kto po pierwsze sprawia nam jakiś kłopot, a po drugie nie stosuje się (jak śmie!) do reguł ruchu drogowego. Ta sytuacja poruszyła nasz umysł, który następnie wygenerował pewne emocje.
Świadome patrzenie na tego rodzaju reakcje umysłu może nam pozwolić na stopniowe zmniejszenie naszego utożsamienia się z nim. Zwłaszcza jeśli zobaczymy, jak wiele przykrych emocji i reakcji powoduje jego „niezdrowa” aktywność. A także jak wiele kłopotów może nam ona sprawiać w życiu, zwłaszcza w relacjach z innymi ludźmi…
„Niezdrowa” aktywność umysłu to ta, w której przejawiają się nieadekwatne do rzeczywistości schematy umysłowe, kompleksy, urazy, błędne przekonania i tym podobne niekonstruktywne sposoby reagowania na świat. Sam fakt zmniejszenia – choćby na chwilę – naszego utożsamienia się z umysłem pozwala na zwiększenie obszaru naszej wolności wewnętrznej. Przestajemy być psami Pawłowa, reagującymi nieświadomie na impulsy zewnętrzne. Zaś wytrwałe postępowanie na tej drodze może nas zaprowadzić do daleko idących przemian wewnętrznych, w efekcie których nasze życie stanie się lepsze. Na czym zyskają także inni ludzie, a w mniejszym lub większym stopniu również ten wycinek świata, z którym będziemy mieli do czynienia…
ZAPRASZAM NA 1 CZĘŚĆ DIALOGÓW, JAK ŻYĆ?