Na PIKODZIE coraz częściej zjawia się ktoś, kto już u nas był, ale jeszcze ma kilka pytań.
Na odwrocie plakatu rysuję prowizorycznie wzór karty do głosowania i wyjaśniam jak najlepiej umiem zawiłości głosowania. Przyłącza się jeszcze jedna pani na rowerze, a za chwilę jeszcze dwie osoby, a Piotrkowska przy Zamenhofa zamienia się w klasę. Jakub tymczasem rozstawia nasze „graty”, a kolejna osoba podchodząc pyta, czy się spóźniła, bo też ma pytanie. Zdziwiła się bardzo, jak jej powiedzieliśmy, że dopiero za 20 minut zaczynamy i była gotowa poczekać, gdyby trzeba było.

Nasze Niezbędniki mamy jeszcze nieposkładane, więc próbuję kolejny plik wygodnie rozłożyć, Jakub przynosi herbatę, jakaś pani oferuje pomoc w składaniu gazetki. Dziękujemy z uśmiechem, zaczynamy za 10 minut… zdążymy.
„Ja tu do was specjalnie przyjechałem” – starszy pan wyciąga z kieszeni kartkę złożoną na czworo – „bo mi kolega powiedział, że powinniście wiedzieć”. Dalej następuje kilkanaście pytań i wyjaśnienie pana, że zebrał pytania od swoich znajomych, stąd ich ilość. Rozkładam więc znów mój prowizoryczny rysunek, a pan skrupulatnie dopytuje o szczegóły.

Przybywają posiłki, za chwilę jest jeszcze Grażynka, Jerzy i Małgosia i „pikodowanie” rozkręca się na dobre: Wojtek dołącza do rozdających Niezbędnik, a niezmordowana Dorota przekonuje przechodniów do korzyści wynikających z udziału w wyborach.

Kolejne pytania. Kolejni goście. Kolejne pliki Niezbędnika… Do wieczora jeszcze kilkakrotnie (7- 8 razy?) rozkładam zaimprowizowaną płachtę. Na jutro koniecznie muszę narysować sobie nową, wyraźną… ta już się troszkę zużyła.

Ostatnia prosta. Ostatnie dni pracy ulicznego PIKODUw tym sezonie, chociaż nigdy nie wiadomo, co może okazać się za chwilę.

Katarzyna Agata Lehmann

Video i zdjęcia: Jakub Stawicki