Miałem ostatnio aż nadto czasu, by przyglądać się sytuacji kryzysowej na pograniczu i w Warszawie. Mam następujące myśli, w 13 punktach:

1. To dobrze, że problem sztucznie wygenerowanego przez Łukaszenkę kryzysu migracyjnego w zupełnie nieprawdopodobnym miejscu (przypominam, że w 2015/2016 r. Polska nawet nie leżała na szlaku wędrówek) został wreszcie umiędzynarodowiony. Żałośnie wygląda na tym tle sytuacja polskiej dyplomacji, bo jej właściwie nie ma. ‘Dyplomacja wymaga ciszy’ to tylko nieprzekonywający parawan, zasłona dymna dla faktu, że Litwa i Łotwa są znacznie bardziej wiarygodne w opinii bloku unijnego i euroatlantyckiego, a polski minister-homofob pozostaje nieledwie bierny i nie nadąża za rozwojem sytuacji. Wypowiedzi niektórych prawicowych polityków, uskarżających się na to, że Macron, Merkel i inni rozmawiają ponad naszymi głowami, to śmieszna w gruncie rzeczy awanturka – bo przecież to ten blok władzy do sytuacji doprowadził, oddalając nas od sojuszników, dokonując bezmyślnego szum-szyru w korpusie i personelu dyplomatycznym, strzelając gafy w mediach i twitach. Trzecia wojna, walka o prawo do niepraworządności itp. W dodatku zaspał początki problemu. Polityka zagraniczna poprzednich rządów może i zatraciła po wejściu do UE szerszą wizję, polityka obecnego rządu prowadzi nas pod każdym względem do izolacji lub marginalizacji. Szkodzi polskiej racji stanu.

2. Skoro istnieje zgodność co do tego, że dyktator Łukaszenka zainicjował i prowadzi z pomocą służb akcję państwowego przerzutu i handlu ludźmi, to ja nie tyle dreptałbym wokół konsultacji NATO z tytułu art. 4, a już teraz formułował, co najmniej trójpaństwowo, wnioski do międzynarodowych trybunałów karnych wobec państwa białoruskiego i samego dyktatora jednocześnie.

3. Tu jednak wraca problem podstawowy, widoczny nawet we frazeologii obozu rządzącego. Dzisiaj też padały i na Wiejskiej, i w mediach słowa w rodzaju „inwazja migrantów”. Stara, obrzydliwa śpiewka, obliczona na pozyskanie kilku procent wyborców, na pogłębianie strachu. Szczęśliwie wielka grupa mieszkańców pogranicza nie daje się na to złapać – różne media donoszą albo o pomocy, albo chociaż o współczuciu przynajmniej części Podlasiaków. Powtarzam się, wiem, ale czynię to świadomie: uchodźcy i migranci, zmanipulowani przez Łukaszenkę i jego służby, to nie broń a OFIARY tzw. wojny hybrydowej.

4. Zaczynam zresztą mieć już dość tego używanego wszędzie i przez wszystkich pojęcia. Jest chwytliwe, wojskoznawcy je nawet definiują piętrowo, ale ono nie ma znaczenia. Obojętnie czy jest to terroryzm państwowy czy wojna hybrydowa, czy cokolwiek innego, efektem jest kryzys humanitarny. On nie zniknął.

5. I w tym miejscu należy przypomnieć – wprowadzenie i przedłużenie stanu wyjątkowego, przeprowadzone przez większość parlamentu z udziałem rządu i prezydenta nie miało konstytucyjnego uzasadnienia (w sensie przesłanki zasadniczej). Dobrze wiemy, że służyło wyłącznie ograniczeniu dostępu mediów, prawników, lekarzy i organizacji pomocowych – polskich! – do granicy. Rząd chciał wszystko zamieść pod dywan, bo gdy flesze gasną, nie widać, co czynią rządzący. MaBeNa ruszyła i władza pokusiła się o przejęcie narracji. Efekt? Wszystkie jak jeden mąż międzynarodowe media patrzą od białoruskiej strony (choć nie z łukaszenkowskiej perspektywy). Gratulacje!

6. Stan wyjątkowy nie tylko ograniczał wolności i prawa obywateli polskich, ale umożliwił też bezprawie wobec obcokrajowców, którym udało się przedostać na teren Rzplitej. Tego rządzącym wybaczyć nie można. Pushbacki, łamanie polskiego kodeksu karnego, uniemożliwianie złożenia dokumentów azylowych, uznaniowe decydowanie pod wpływem rządu, kogo w ogóle dopuści się przed Urząd ds. Cudzoziemców, wypychanie przestraszonych i zmarzniętych na bagna i w lasy, przytrzymywanie rozdygotanych ludzi siedzących na ziemi mokrej od wielu deszczowych dni – tego nie da się zatrzeć ani zmazać obrazkami z trzech ostatnich dni i zamieszkami na przejściach granicznych. Kto próbuje wedrzeć się do kraju, rzucając żerdziami albo kamieniami, nie zostawia innego wyjścia dla siebie niż deportacja do bezpiecznego kraju (co nie wyklucza wcześniejszego nakarmienia i humanitarnego traktowania po zatrzymaniu, przypominam!), to prawda. Ale polski system państwowy okazywał od sierpnia obrzydliwą niehumanitarność tysiącom ludzi, którzy błagali o pomoc, nie stosowali żadnej przemocy, byli – całkiem możliwe – w najrozpaczliwszych dniach swojego życia. O tym najwyraźniej zapomniał dzisiaj pos. Kaleta, gdy w imieniu klubu PiS, mając zaprezentować stanowisko partii wobec ustawy, przypuścił bezczelny atak na opozycję, nie mówiąc nic o ustawie (no, przecież było na komisji). O historycznym rozwoju sytuacji. I o tym, że po raz kolejny, szczując ‘obcym’, władza stosuje odpowiedzialność zbiorową.

7. Jeśli oto nawet rzeczniczka Straży Granicznej mówi o agresywnym zachowaniu grupy stu imigrantów, to jak się to ma do kilku tysięcy ludzi, zakleszczonych pomiędzy liniami wojsk granicznych? Skoro, jak się twierdzi, agresorzy ci mają kominiarki na twarzach, a więc odzież nieszczególnie typową dla migrantów z Iraku, to chyba należałoby przyznać, że udział białoruskich służb jest w tych zajściach więcej niż aktywny. I że nie każda twarz pod kominiarką to twarz bliskowschodnia. Nie popieram i nie zamierzam usprawiedliwiać aktów wandalizmu czy przemocy na granicy, ale nawet i bez prowokacji nie zdziwiłbym się, gdyby ludzie bici, poszturchiwani i przeganiani w końcu zachowywali się nieprzewidywalnie – tyle że, gdyby prowokacji białoruskiej nie było, to może agresja ta obróciłaby się nie w kierunku za płot z muru kolczastego, do Polski, ale w odwrotną stronę, gdzie stoją tylko ludzie baćki. W końcu jedni i drudzy są uzbrojeni. Prowokacja i rola białoruskiego reżimu jest oczywista – co oznacza powrót do punktu 2.

8. Pos. Kaleta zarzuca nam wszystkim hipokryzję, a już szczególnie piętnuje opozycję za atakowanie godności i munduru żołnierza polskiego, obrońcy granic. Kolejny tuz pisowskiej myśli obronnej, sekr. stanu Wąsik każe odcinać się od wypowiedzi Ochojskiej, Jachiry, Sterczewskiego, Frasyniuka. Sprytnie znalezione kozły ofiarne, nie ma co! Od myśli i czynów Janiny Ochojskiej rząd ten odciął się sam, mentalnie i praktycznie, już dokładnie 6 lat temu, gdy premier Szydło zasiadła w fotelu prezeski RM. Ale tu nie ma żadnej hipokryzji. Gdy żołnierze czy pogranicznicy wystawieni są na przemoc, tak jak wczoraj, jest rzeczą jasną, że stoimy po ich stronie. Większość naszych stanowisk publicznych, ale i gros inkryminowanych wypowiedzi nie dotyczył całości SG, wszystkich en general polskich żołnierzy, a tylko tego, co wyczynia się na pograniczu. Nie komentowały one obrazków z dziś z przejścia granicznego, ale wszystkiego tego, czego naoglądaliśmy się od sierpnia. I były odnoszone do konkretnych osób. Niedopuszczających lekarzy, bezdusznie wypychających w las, kpiących przy tym, zadowolonych. Poniekąd wiemy już dużo o wręcz przeciwnych postawach pograniczników, chwała im za to!
Niektóre potępione cytaty może i wulgarne, ale powiem wam, że ja sam, nigdy publicznie nieprzeklinający, kładę na jednej szali przekleństwo, na drugiej narażone bezdusznym postępowaniem ludzkie życie. I zgadnijcie, która szala przeważa? Czy słowa te czynią ich autorów „V kolumną”, jak dzisiaj (z mównicy sejmowej!) określił to tow. Winnicki, quasi-intelektualna przykrywka prymitywnego polskiego nacjonalizmu? To też uznajcie sami.

9. Nie sądzę, by ktokolwiek z nas szydził z wojska, służb mundurowych czy straży granicznej ogólnie i całościowo. Ale odbierać prawo do krytyki tego, co widzieliśmy, o czym słyszeliśmy i czego możemy się domyślać, to dopiero znaczy uchybić godności polskiego munduru. Stały, stosowany od 150 lat wybieg junt, konserwatystów-populistów przy władzy i zaplecza generalskiego. Pachnie Dreyfusem. I nie ma wątpliwości – odpowiedzialność ponoszą dowódcy, zwierzchnicy tychże i sami ministrowie resortów siłowych. Ci sami, którzy epatowali społeczeństwo na długo przed zamieszkami na przejściu granicznym obrazkami rzekomej pedo- i zoofilii imigrantów (też stosując odpowiedzialność zbiorową i w zasadzie zwyczajnie kłamiąc). Ci sami i ich poprzednicy, którzy kazali polskim służbom salutować Misiewiczowi i ciąć konfetti dla innego, równie niekompetentego, rozpasanego władzą polityka. Ci sami, którzy w ostatnich latach osłabili polski potencjał militarny, wypchnęli zdolnych polskich oficerów na emerytury, narazili działające zagranicą służby wywiadowcze na zdemaskowanie i śmierć. Którzy oddali ewakuację naszych w Kabulu w ręce heroicznej wolontariuszki.
To oni teraz, co najmniej sprawstwem kierowniczym, manipulowali i demoralizowali od sierpnia polskich żołnierzy rozkazami, które były i sprzeczne z konstytucją, i zwyczajnie niehumanitarne. Zaiste, zbrodnia Frasyniuka, Ochojskiej i Jachiry urasta przy tym do rangi problemu zdrady narodowej. Desperacka próba nakarmienia nieszczęśników z Usnarza przez pos. Sterczewskiego to powód do śmiechu na długie miesiące. Emocje posłanek Sowińskiej, Rosy czy Piekarskiej to ich histeria. Jasne. Czekam na projekt ustawy na wzór turecki o „znieważaniu polskości”. Skoro projekt lex Godek przeszedł pierwsze etapy procedury sejmowej, to takie posunięcie również mnie nie zdziwi.

10. Pozostaje jeden z najsmutniejszych aspektów sprawy, który poruszyły dzisiaj w nocy w Sejmie m.in. posłanki Anita Sowińska i Monika Rosa – kłaniam się Im nisko i chciałbym widzieć je w polityce jeszcze przez długie lata. Problem humanitarny dotyczący może dziesiątek, może setek rodzin pozostających gdzieś po polskiej stronie w lasach Podlasia i okolic. Co dalej z tymi ludźmi? zostawiamy ich na śmierć? Przerzucamy w nocy nad płotem z drutu kolczastego? Do sierpnia SG ratowała ich, wyławiała z bagien i odstawiała do ośrodków Urzędu ds. Cudzoziemców. Od sierpnia z woli politycznej najgorszego rządu w historii III RP bezustannie narażamy część z nich na utratę zdrowia i życia. Nie umiem na to zobojętnieć tym bardziej, że każdą cząstką umysłu czuję się jedną trzydziestomilionową polskiej polis obywatelskiej. Wiem, że wielu i wiele z Was leży w tych dniach bardzo podobny ciężar na sercu, i dogniata podobne poczucie bezsilności.

11. Tym bardziej protestujmy przeciwko kolejnej ustawie, którą znowu po nocy przepycha przez parlament ekipa Kaczyńskiego. Bez podstawy konstytucyjnej wyrażonej stanem nadzwyczajnym dalej usiłuje się teraz ograniczać wolontariuszom, prawnikom, lekarzom i mediom dostęp do pogranicza. I w dodatku, podobnie jak w toku nocnej debaty o przedłużeniu stanu wyjątkowego, czyni się to w sposób urągający polskiemu parlamentaryzmowi. Debata od 23.30? Po 3 minuty na stanowiska klubów? 30 sekund na pytania poselskie? serio? Jedyna różnica polega na psychologicznej i behawioralnej dyspozycji wicemarszałków. Nieco bardziej kulturalna od Terleckiego p. Gosiewska pozwala chociaż dopowiedzieć ostatnie zdanie.
Potem powiedzą rządzący i ich echa w koncernie Kurskiego, że opozycja zamienia Sejm w cyrkowe przedstawienie – ale to jest ich władcza odpowiedzialność. Poniekąd wicemarszałkini Gosiewskiej, anonsującej replikę wicemininistra Wąsika, wypsnął się lapsus, który niech nie ujdzie Waszej uwagi. Nie dość, że skrytykowała mówców za nie dość merytoryczne i pytające mikromowy (przypominam, 30 sekund!), nie dość, że przesunęła wniosek formalny pos. Gawkowskiego – dotyczący debaty – do bloku głosowań po debacie, to jeszcze w odniesieniu do siebie i Wąsika użyła określenia ‘my’. Legislatura i egzekutywa, władze: ustawodawcza i wykonawcza, zlały się w jedno. Bez mrugnięcia okiem. Oni naprawdę mają autorytarną mentalność – i tak wiedzą, że władza jest poza sejmem, poza rządem, poza pałacem. W brzydkim pokoiku zaraz za sekretariatem pani Basi.

12. Pod koniec, obserwacje zupełnie poboczne:

Primo, zadziwiająco często rzecznikiem i mówcą medialnym, podającym bądź komentującym splot wypadków, jest progenitura kręgów władzy. A to w obozie, który zaczytywał się i podtruł 40% społeczeństwa ideą ‘resortowych dzieci’. Interesujące.

Secundo, przed sądem Rzplitej stanął dzisiaj literat Żulczyk, ponieważ brzydko nazwał pana prezydenta. Mam cichą nadzieję, że dożyję momentu, gdy p. prezydent, p. wicemarszałek, p. minister, p. prezes, pani sędzia TKJP, ks. arcybiskup itp. staną przed sądami powszechnymi do uczciwego rozpoznania, czy były przestępstwem miotane przez nich publicznie obelgi w stylu ‘to nie ludzie, to ideologia’, ‘jesteście mordercami’, ‘zboczeńcy’, ‘gen zdrady’, ‘piąta kolumna’, ‘kanalie’, ‘targowica’, ‘oni nie są równi normalnym ludziom’, ‘tęczowa zaraza’ itd.
Tertio, na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie ktoś zdewastował zabytkowy sarkofag przodków Jerzego i Macieja Stuhrów. Juniora nazwał ‘mordercą’ i ‘agentem Putina’. Poszkodowanym szczerze współczuję. Monumentu mi żal. Ale teraz wszystkich, pomstujących na dwadzieścia parę pomazanych wrót kościołów, prawiących o demonstracjach strajku kobiet z pamiętnej środy jako o armii hunów godzących w cywilizację łacińską – zapraszam do publicznych wypowiedzi na temat tego zdarzenia. Albo do pomocy przy czyszczeniu pomnika. Uczestnicy tamtych demonstracji pomagali zmyć spreje z portali i ścian. Szczerze, zapraszam. Maciejowi Stuhrowi można wyrazić współczucie nawet na portalach – społecznościowych, rzecz jasna.
13. Last but not least. Ja się naprawdę nie cieszę, że w Polsce jest źle, gorzej, najgorzej. Po wielokroć mówiłem przez tych 6 lat na wiecach i demonstracjach, że nie chcę sanacji Polski przez kryzys. Że to nie tak, że im gorzej, tym lepiej. To wszystko nie tak.

Dziękuję Medykom na Granicy, których samochody ostatnio zwandalizowano, dziękuję Biuru Rzecznika Praw Obywatelskich, zwłaszcza p. dr Machińskiej za jej świadectwo z pogranicza, kłaniam się Fundacji Ocalenie, PAH-owi i p. Janinie Ochojskiej, posłom, aktorom, pisarzom jeżdżącym na granicę, prawnikom, NGO-som i wolontariuszom. Wszystkim lokalnym Podlasiakom, którzy pomagają lub współczują, i mojej siostrze ciotecznej, (Kasia Strek), która tam, na pograniczu od tygodni pracuje jako fotoreporterka dla zagranicznej prasy. Bardzo bym chciał takiej właśnie Polski. Ba, ona naprawdę jest w zasięgu ręki.

_Andrzej Kompa