Nie jestem obytym w świecie człowiekiem. Za mało go widziałem na własne oczy, zbyt mało smakowałem i doświadczyłem. Wiem, ile wyczytałem, ile dostrzegam w twarzach, słowach i intencjach. Może to mało, może więcej niż niektórym się wydaje.

Zawsze zwyczajnie wkurzało mnie… sam nie wiem jak to nazwać. Może: definiowanie ludzi +. Żona i mąż – taki przykład. Moja żona ma na imię Małgosia. Ja Mirek. Słyszę „Mirki też będą”. Dlaczego nie „Małgośki”? Dalej – definiowanie kategorii zawodowych. Zrównanie wszystkich w jedno słowo – dla przykładu „KODerzy”. Zrównanie „urzędnicy to…”, „nauczyciele to…”.

Prze-skutecznie grała na tym „komuna”. Badylarze – samo zło, Cinkciarze – samo zło. Tymczasem to aparat państwowy był jednocześnie złodziejem i cinkciarzem. Kto wprowadził „bony dolarowe”?

Normą w języku polskim jest określanie „grupy zawodowej” mając w myśli jej „górkę”. Trochę jak powiedzieć „Mirki”, gdy Małgośka jest w tym duecie. Normą (słusznie, czy nie) upraszczanie.

Nie powiem gdzie mam poprawność polityczną i kalkulacje polityką podszyte. Bo wybory do EU tuż tuż. Te kalkulacje, ta świadomość poprawności doprowadziła nas przed nadchodzącą dyktaturę. Już jesteśmy na granicy. I wiz nie potrzebujemy, by wpaść w bagno autorytaryzmu.

Ślepiście politycy, jeśli oburzacie się na wolność słowa. Jeśli kalkulacje zysków (wg wyrytych w obliczeniach) i strat (wg wiecznego unikania kontrowersji) nie pozwalają otworzyć oczu na nas, wyświechtanego ostatnio na mównicach suwerena. Nasze potrzeby.

Ktoś w końcu miał gdzieś poprawność. I jeśli wydaje się komukolwiek, że tylko o Kościół szło w wypowiedzi Leszka… Wzrok straciliście. I rozum. Leszek, dziękuję.

> https://www.facebook.com/1684219244979706/posts/2084380768296883/

_Małgośki (Mirek Michalski)