Wieloletni konflikt pisowskiej władzy ze społeczeństwem obywatelskim i organami Unii Europejskiej wszedł w nową fazę, która wygląda na otwartą wojnę, lub co najmniej na jawne łamanie przez rząd obowiązujących Polskę traktatów i wypowiedzenie posłuszeństwa prawu unijnemu.
Serial rozpisany na trzy dni, od 13 do 15 lipca można oglądać jako prawniczą szermierkę na orzeczenia: polski Trybunał Konstytucyjny całkowicie podległy PiS i Trybunał Sprawiedliwości UE ogłosiły rozstrzygnięcia w czterech sprawach dotyczących relacji między polską konstytucją a prawem Unii oraz niezależności polskich sądów.
13 lipca odbyło się posiedzenie TK Julii Przyłębskiej dla rozpatrzenia wniosku Mateusza Morawieckiego mającego na celu stwierdzenie wyższości polskiej konstytucji nad prawem unijnym. Morawiecki podał w wątpliwość m.in. przepisy Traktatu o UE o przekazaniu UE kompetencji, coraz ściślejszej integracji oraz zobowiązujące państwa członkowskie do lojalnej współpracy z unijnymi instytucjami i wypełniania postanowień traktatów. Argumentował, że przepisy te mogą bezprawnie zmuszać Polskę do naruszania naszej konstytucji lub ignorowania orzeczeń TK. Domagał się też stwierdzenia, że Traktat o UE nie upoważnia sądów do kontrolowania innych sędziów. Choć dla prawników jest oczywiste, że że z art. 91 ust. 2 i 3 Konstytucji wynika pierwszeństwo prawa unijnego nad ustawami, wniosek premiera poparli na rozprawie Sejm, Prezydent, i Prokurator Generalny. Przeciwne stanowisko przedstawił oczywiście Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Wyrok miał zapaść jeszcze tego samego dnia, ale mgr Przyłębska niespodziewanie zarządziła przerwę w posiedzeniu do15 lipca po czym wieczorem doszło do jeszcze jednego przesunięcia terminu – na 3 sierpnia.
W środę 14 lipca Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył podobną sprawę: pytanie prawne Małgorzaty Bednarek z Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, złożone 9 kwietnia 2020, która domagała się sprawdzenia, czy zgodne z konstytucją jest wykonywanie postanowień Trybunału Sprawiedliwości UE o środkach tymczasowych w sprawach dotyczących polskiego sądownictwa, czyli na przykład o zawieszeniu jakiegoś organu. Była to reakcja na postanowienie TSUE z 8 kwietnia 2020 r. o zawieszeniu uprawnień Izby Dyscyplinarnej do rozpatrywania spraw dyscyplinarnych dla sędziów. Tzw środek tymczasowy ma zabezpieczyć stan prawny do czasu ostatecznego wyroku TSUE. Choć uprawnienia Trybunału do stosowania takich środków jasno wynikają z art. 279 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, TK w pięcioosobowym składzie pod przewodnictwem Stanisława Piotrowicza orzekł, że są one niezgodne z polską konstytucją, czyli jasno stwierdził, że w Polsce nie obowiązują postanowienia TSUE.
W środę 14 lipca 2021 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zawiesił działalność nielegalnej Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym, którą PiS zainstalował dla wywierania presji i usuwania z zawodu nieposłusznych sędziów i prokuratorów. TSUE zawiesił także obowiązywanie decyzji dotychczas wydanych przez tę Izbę oraz część przepisów dotyczących uprawnień drugiej powołanej przez PiS Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN
W uzasadnieniu decyzji z 14 maja wiceprezes TSUE podkreśliła, że prawo UE ma pierwszeństwo przed prawem polskim, w tym także przed konstytucją, zatem Polska nie może powoływać się na sprzeczność tych dwóch porządków – sprawa ta została raz na zawsze traktatowo uregulowana, decydują przepisy UE, bo są regulacjami wyższego rzędu.
15 lipca zapadł jeszcze jeden wyrok TSUE dotyczący całego pisowskiego systemu dyscyplinowania sędziów. Komisja Europejska zaskarżyła ten system w całości jeszcze w październiku 2019 roku argumentując, że Izba Dyscyplinarna SN, która wyznacza sądy dyscyplinarne nie spełnia standardów prawa unijnego, umożliwia kontrolę polityczną treści orzeczeń wydawanych przez sądy i daje politykom możliwość szykanowania sędziów za np. zadawanie pytań prejudycjalnych TSUE, m. in. przez nieuzasadnione przedłużania postępowań.
TSUE w pełni zgodził się z argumentacją Komisji Europejskiej, zdecydował o zawieszeniu tej Izby oraz orzekł, że nie spełnia ona kryteriów niezależnego i bezstronnego sądu, jest bowiem sądem specjalnym uzależnionym władzy politycznej.
Jaki jest sens tych posunięć?
Unijny Trybunał całkowicie zdyskredytował machinę dyscyplinowania polskich sędziów, którą rządzący budowali stopniowo od kilku lat, próbując, na razie przynajmniej częściowo nieskutecznie, podporządkować sobie władzę sądowniczą i tym samym usunąć jeden z najważniejszych bezpieczników demokracji. W świetle tych orzeczeń oraz na gruncie prawa UE, a także art. 91 ust 2. i 3 polskiej Konstytucji jest też zupełnie wykluczone niewykonywanie przez Polskę ostatecznych wyroków TSUE.
W opinii prawników (M.Jałoszewski, OKO PRESS, 15.07.2021) Izba Dyscyplinarna powinna natychmiast przestać orzekać i powinna zostać zlikwidowana, a rząd jest zobowiązany do zmiany ustawy o SN dla naprawienia uchybień wskazanych przez TSUE, co musi oznaczać likwidację Izby.
Mimo to PiS idzie na zwarcie. Posiedzenia i wyroki marionetkowego trybunału Julii Przyłębskiej nieprzypadkowo zostały zaplanowane właśnie w tym tygodniu – miały być przeciwwagą dla orzeczeń, których się spodziewano w Luksemburgu.
Niektórzy eksperci mówią o „prawnym polexicie”, po którym nastąpi ten faktyczny, usuwający Polskę z Unii i wpychający nas w objęcia Putina. Inni zauważają, że orzeczenia polskiego TK, którego nikt w Europie nie uważa za sąd konstytucyjny, mają znaczenie czysto propagandowe. Jest jednak niestety oczywiste, że orzeczenia TK zmierzają do unieważnienia postanowień Trybunału w Luksemburgu, że władza umacnia się w coraz bardziej bezczelnym łamaniu unijnej praworządności, czyli coraz śmielej kwestionuje nasze członkostwo w UE.
Jak daleko się posunie władza, coraz bardziej zagrożona nawarstwiającymi się kryzysami?
Jeżeli rząd nie zastosuje się do postanowień TSUE, Komisja Europejska będzie mogła wnioskować do Trybunału o kary finansowe, Polska może stracić miliardy euro z funduszy unijnych, a konkretnym urzędnikom, którzy nie wykonają orzeczeń, będą groziły zarzuty dyscyplinarne i karne.
Rząd PiS zachowuje się jak szuler-rozbójnik, łamie zasady i pręży muskuły, ale w obliczu realnych zagrożeń, zwłaszcza pozbawiania unijnej kasy, już kilkakrotnie się wycofywał. Taka rejterada nie będzie co prawda łatwa, jeśli wyroki marionetkowego TK zostaną opublikowane w Dzienniku Ustaw, może się jednak okazać nieodzowna jeśli stawką stanie się utrata 770 miliardów zł, które mamy dostać z UE w ramach Krajowego Planu Odbudowy. UE zdaje się być coraz bliższa zastosowania postanowionej już przecież zasady „pieniądze za praworządność”, Orban zaczyna to już odczuwać. Komisja Europejska może też wystąpić do TSUE o nałożenie kar na Polskę, nawet po kilkaset tysięcy euro dziennie. Mało prawdopodobne, by PiS zaryzykował utratę tych funduszy, czyli w gruncie rzeczy sam się pozbawił możliwości dalszego korumpowania socjalnej części swojego elektoratu. Raczej będzie symulował niezłomność i wykorzystywał wyroki pseudo-TK do tworzenia chaosu pojęciowego na użytek wewnętrznej propagandy, ale pod presją poda tyły. Jak daleko – to zależy oczywiście od siły i stanowczości tej presji.
Wygląda zatem na to, że mamy do czynienia z kolejnym spektaklem odgrywanym wedle dość mglistego scenariusza: „idziemy na rympał, sprawdzamy granice, w razie czego zawsze można się troche wycofać, ale przecież jakiś urobek zostanie”. Przeczy to oczywiście mitowi Kaczynskiego jako genialnego polityka i stratega, ale opowieść to od dawna skompromitowana: leninowskiego rozumienia polityki jako sztuki zdobywania władzy i utrzymywania się przy niej przede wszystkim przy użyciu przemocy nie da się pogodzić z dalekosiężnym myśleniem strategicznym. Istota tej „strategii” polega raczej na kolejnych podejściach na ślepo do nierozwiązywalnego w gruncie rzeczy dylematu: jak powiązać korzystanie z unijnych środków i z sojuszu z USA, a zarazem utrzymać kurs na niszczenie ustroju demokratycznego i przerabiania Polski na auto-klepto-krację, czego nasi sojusznicy-sponsorzy nie mogą przecież zaakceptować.
Dla nas jednak ten spektakl może mieć aspekt raczej pozytywny. Orzeczenia TSUE to zwycięstwa praworządności, to dowód na to, że cierpliwy opór społeczeństwa obywatelskiego i środowisk prawniczych daje coraz bardziej odczuwalne rezultaty. Oczywiście same wyroki nie wystarczą. Najważniejsza jest ich stanowcza możliwie bezzwłoczna egzekucja, czyli zagrożenie skutecznymi działaniami karnymi na tyle przekonywujące, że doprowadzi do wycofania się władzy z pseudo-reform sądownictwa.
Zatem jest nadzieja, że do polexitu nadal droga dość długa.
_Marek Grondas