prof. Jarosław Płuciennik

Autor: prof. Jarosław Płuciennik,
(fot. lic. Depositphotos)


Jeśli chcesz posłuchać tego artykułu w formie podcastu, to kliknij tu.


Historia to nie jest jedno pieprzone wydarzenie po drugim. Bardzo chcielibyśmy ogarnąć świat i rozwijającą się historię w jakąś logiczną całość. Stąd silna tendencja w naszych umysłach, żeby wiązać sieci różnych skojarzeń we wszechlogiczne modele i struktury. To pierwsze zdanie otwierające mój tekst („Historia to nie jest…”) stanowi przytoczenie wniosków z jednej z książek konserwatywnego historyka kultury Niala Fergusona. Wydaje mi się, że takie spojrzenie na historię nie jest dla nas już po doświadczeniu koronawirusa od marca 2020 r. żadnym odkryciem. Inny badacz, ale i jednocześnie uchodźca, Nassim Taleb, piszący o fenomenie czarnego łabędzia, i przewidujący 12 lat temu pandemię także upominał, na podstawie swoich własnych uchodźczych doświadczeń z Palestyny, że historia wcale nie rozwija się linearnie, tylko skokowo, także przez katastrofy i kryzysy. Chcielibyśmy mieć linearny wykres chronologii, poukładać w naszych katalogach wydarzenia, ale one się tak nie dają układać. Życie nie chce się zmieścić w katalogi.

Duch wieje kędy chce…

Te pół miliona ciał uciekających z Ukrainy zmienia oblicze naszej Ziemi, tej ziemi. Nagle jesteśmy niezwykle otwarci i wręcz troskliwi, choć jeszcze niedawno, budowaliśmy mury i stosowaliśmy barbarzyńskie „push backi”, czyli wypychania.

Z tamtego czasu pochodzi znaleziony przeze mnie anonimowy tekst:

chodzimy do lasu
zbierać ludzi
zbieramy ich także w parku narodowym nie oburzaj się
że to zabronione
czytałem regulamin
ludzie nie są pod ochroną
M. 24.12.2021 (cyt. za Zwiastun Ewangelicki 5/2022)

Dzisiaj Polacy zdają pięknie egzamin z dojrzałości. Jesteśmy solidarni i troskliwi. I otwarci. Podziw i solidarność płyną z całego cywilizowanego świata. Doświadczam tego z różnych stron, bo utrzymuję kontakty międzynarodowe w tej globalnej wiosce.

Nasze własne doświadczenie czteroosobowej rodziny od soboty też jest inne. Przyjęliśmy dwie gościnie z Ukrainy. Dzisiaj miałem trochę czasu, żeby odkryć ich historię, która jest jak zwykle, nieliniowa i nieoczywista. Hanna (matka) i Krystyna (córka) przyjechały ze Lwowa, ale Hanna rodziła się na Syberii, jej ojciec był Polakiem, matka Ukrainką. Mąż starszej Hanny i ojciec młodszej Krystyny też jest Polakiem. Mówią po ukraińsku i rosyjsku. Nie mówią po polsku. Dogadujemy się jakoś… Hanna jeszcze się wstydzi śpiewać dumki ukraińskie, ale na pewno kiedyś zacznie… obiecała…

Sąsiedzi i znajomi chcą pomagać, na razie oferują drobne prace.

W Wilnie rok temu spotkaliśmy Polaka, mówiącego śpiewnym polskim Mickiewicza. Tego Mickiewicza z Białorusi, z Żydowskiej matki.

Wojna trojańska opisywana przez epos Homerowy pt. Iliada wynikała z naruszenia praw gościnności, Parys porwał Helenę będąc w gościnie u Menelaosa. Gościnność w Polsce zawsze przejawiała się mitologiczno-religijnie przez opowieść o dodatkowym wigilijnym nakryciu, ale także przez starodawne, staropolskie powiedzenie „Gość w dom, Bóg w dom.” Jakoś gorzko to powiedzenie smakowało jeszcze w grudniu 2021 r. w puszczy. Smakowało paląco obłudnie.

Ci ludzie — na razie te niecałe pół miliona — już odmienili oblicze tej ziemi. Jesteśmy ponownie narodem gościnnym, z czego czasami byliśmy słynni. Przyjmujemy gości i gościnie zza wschodniej granicy, uciekających przed wojną, nazywaną „operacją wojskową”. Mam nadzieję, że wytrwamy w tych postawach jako społeczeństwo, mimo że przecież potrzebne jest długofalowe nastawienie, nie chwilowe uniesienie entuzjazmu. Ale na razie nastąpił cud. „Gość w dom, Bóg w dom”.

Także w Starym Testamencie mamy wyobrażenie o gościnności: wędrowiec może okazać się Aniołem. Dlatego nie wolno robić mu krzywdy. Na tym polega sprawiedliwość.

Historia to nie jest jedno pieprzone wydarzenie za drugim. Historia to skoki, czasami w nieznane. Nie w pijanym zwidzie. Choć czasami trzeba „iść jak w dym”…

Potem się jakoś wszystko poukłada. Ludzie zaczną uczyć się historii, także własnej, polskiej historii. Tzw. Pierwsza Rzeczpospolita była krainą wielonarodową i wielokulturową. Ojcami naszego języka są wywodzący się z niej Mikołaj Rej i Jan Kochanowski. Ale też późniejsi Mickiewicz (ten z Nowogródka na Białorusi) i Słowacki (ten z Krzemieńca na Ukrainie). Przypominam to, bo czasami otwierając się na innych możemy otwierać się także na siebie. Bo najważniejsza sprawa dla jednostkowych filozofii: odkryć że obcy jest w nas. My sami jesteśmy wiecznymi pielgrzymami.