_Jarosław Płuciennik
Źródło: jaroslawpluciennik.com/2020/10/28/filozofia-i-kultura-wypierdalac/


Wulgaryzmy i życie społeczne, wulgaryzmy i kultura.

Może ktoś mało zorientowany potraktowałby mój tytuł jako jakiś bardzo na czasie tekst publicystyczny. Ja jednak dzisiaj zamierzam całkiem serio potraktować ten temat. Skłania mnie ku temu sporo kulturoznawczych przesłanek, tudzież przyczynków z filozofii etyki, filozofii języka i filozofii manipulacji umysłowej.

Słowo „wypierdalać” jest oczywiście wulgaryzmem i jako takie nie ma prawa znaleźć się na salonach wykształconych elit, jak i w przestrzeni publicznej, to znaczy np. w mediach publicznych. W tych dyskursach z dawien dawna wulgaryzmy kropkowano, pozostawiając je domysłom odbiorców. Ale czy na pewno? Czy na pewno elity umysłowe nie używają wulgaryzmów? A czy na pewno elity władzy nie używają wulgaryzmów?

Mam wrażenie, iż arystokraci umysłu i krwi, tacy jak Stanisław Ignacy Witkiewicz czy Witold Gombrowicz mogliby stać się patronami filozofii „wypierdalać”. Ale nie to będzie głównym tematem mojego wpisu dzisiaj.

Przy okazji bardzo ciekawej książki Mindf*ck, autorstwa Christophera Wyliego, natknąłem się na filozofa, etyka i krytyka społecznego Colina McGinna, który kilkanaście lat temu pisał na temat krytyki umysłowej manipulacji, czyli „mindfuckingu”. [Colin McGinn. Mindfucking : A Critique of Mental Manipulation. Stocksfield [U.K.]: Routledge, 2008.]

W internecie znaleźć można definicję tego nieładnego słowa jako „wulg. stan wyprowadzenia z równowagi, zmylenia lub manipulacji umysłem innej osoby” etymologia z ang. mind + fuck — to drugie oczywiście jest wprost wulgaryzmem, zastępowanym często przez polskich tłumaczy amerykańskich filmów jako „wypieprzać, wysuwać, wynosić się” itp.

Jednak „mindfucking” jako modne ostatnio słowo miało swój odpowiednik także u filozofa etyki Harry’ego Frankfurta, który napisał rozprawkę na temat filozofii bździn mentalnych, czyli „bullshit”. Co prawda na ks. Tischnera autor się nie powołuje, ale jest on tutaj jak najbardziej relewantny ze swoim powiedzeniem, że „są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda”. (Historia filozofii po góralsku)

Mindfucking wedle amerykańskiego filozofa etyki, Collina McGinna, to nie jest kłamanie, raczej należałoby wulgarnie powiedzieć: mentalne wypieprzenie, albo jeszcze lepiej „wyruchanie mentalne” i w tym samym sensie, mogłoby istnieć mentalne „wyjebanie”, jak i „mentalny jebaka”. Jako przykład takich „wyprowadzeń z równowagi” albo „szoków” są przywoływane takie fundamentalne filozofie nauki jak „zwrot paradygmatu” Thomasa Kuhna, czy teoria względności Eistneina. To są właśnie takie „szokowe terapie” umysłu. Z niedawnych teorii autor wymienia także memetykę Dawkinsa jako taki zwrot od genetyki do kultury, czyli przejście paradygmatyczne od „fucking” do „mindfucking”, oraz do “sztuki mindfuckingu” (tudzież nauki mindfuckingu).

Zasadnicze jądro skojarzeń wokół tego „szoku mentalnego” to: „zaufanie, oszustwo, emocje, manipulacja, fałszywe przekonanie i wrażliwość”. Klasyczny przykład dla autora książeczki to Szekspirowski „Otello”, w którym występuje oszust Jagon i zniszczenie „szlachetnego Maura”. To przykład indywidualny takiego „szokowania”, jednak istnieją także odpowiedniki wsparte instytucjonalnie: „indoktrynacja”, „pranie mózgu”, „propaganda”. Autor pisze: „Rząd lub sekta religijna mogą stosować metody zbliżone do wariackich: wpajają zestaw przekonań, na ogół fałszywych, czasem szalonych, wraz z towarzyszącymi im emocjami, metodami innymi niż racjonalna perswazja: zazwyczaj poprzez odwołanie się do strachu i niepokoju. Doskonałym przykładem musi być średniowieczna koncepcja piekła: strach przed tym, co stanie się po śmierci, był używany do wymuszania i kontrolowania ludzi zgodnie z nakazami kościoła, a podtrzymywaniu iluzji poświęcono skomplikowany system. Faszyzm i sowiecki komunizm również dostarczają oczywistych przykładów: oba odwoływały się do ukrytych uprzedzeń, uraz i lęków, by manipulować ludzkimi umysłami […]. Systematyczne oszustwo, sprzężone z emocjami strachu i nienawiści, wywiera piętno zbiorowego pieprzenia umysłów, a działające w ten sposób systemy polityczne nie są trudne do wyliczenia, chociaż ludzie będą się różnić, w zależności od swoich ideologicznych preferencji, co do tego, jak opisać daną osobę.”

Dla obu filozofów „bździn mentalnych” i „pieprzenia umysłów” tematy były bardzo poważne, których zarys obaj znajdowali u filozofa z Cambridge Ludwika Wittgensteina.

Collin McGill pisze: „Czy mówiłem poważnie, czy to tylko wyszukany żart? Tak, mówiłem poważnie, chociaż trudno oprzeć się werbalnemu humorowi związanemu z tak nazwanym tematem. Więc nie, nalegam, to nie jest bzdura: to esej o pieprzeniu umysłów. Jest to traktat o jednym aspekcie natury ludzkiej, aspekcie niosącym znaczenie osobiste i polityczne. Spełni swoje zadanie, jeśli zaalarmuje czytelnika na temat zjawiska, którego należy się wyraźnie uchwycić.”

Jeśli współcześnie pisze się często o tym zjawisku w całkiem poważnych raportach, takich jak przesłuchiwanego przez wiele godzin przez Kongres USA, Christophera Wylliego, to należy zadać pytanie, jak się to ma do filozofii „wypierdalać”? Wyllie pracował najpierw w Cambridge Analitica, przestał w nim pracować, żeby zaalarmować społeczeństwo. Otóż w ostatnio przetłumaczonej na polski jego książce możemy przeczytać:

„Steve Bannon, mało znany redaktor naczelny prawicowego portalu Breitbart News, jako jeden z pierwszych dostrzegł możliwość wykorzystania tej nowej rzeczywistości do realizacji swoich politycznych celów. Misja portalu Breitbart News polegała na przeobrażeniu współczesnej amerykańskiej kultury i dostosowaniu jej do nacjonalistycznej wizji publicysty Andrew Breitbarta. Bannon uważał, że jedyną drogą do realizacji tego celu jest ni mniej, ni więcej, tylko wojna kulturowa. Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, zdawał sobie sprawę, że nie posiada odpowiedniej broni do wygrania takiej wojny. O ile szykujący się do bitwy generał musi przede wszystkim zapewnić sobie artyleryjską siłę rażenia i dominację powietrzną, o tyle Bannon potrzebował kulturowej siły rażenia i dominacji informacyjnej – zasilanego danymi arsenału, za pomocą którego mógłby podbić serca i umysły Amerykanów. I takiego właśnie arsenału dostarczyła mu nowo powstała firma Cambridge Analytica. Stosując udoskonalone techniki rodem z wojskowych operacji psychologicznych (tak zwane PSYOPS), Cambridge Analytica zapewniła strategiczną przewagę wznieconej przez Steve’a Bannona alt-prawicowej rewolucji. W tej nowej wojnie amerykański wyborca stał się obiektem manipulacji, oszustw i dezinformacji. Prawda została wyparta przez alternatywne narracje i wirtualną rzeczywistość.” [Mindf*ck, Christopher Wylie].

 

Filozofia ulicy oparta na słowie „wypierdalać” oraz ***** ***

jest filozofią nowego pokolenia, które jest już dla PiS i jego akolitów stracone. Widziałem dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy nie mają problemu z wulgaryzmami w przestrzeni publicznej z dwóch co najmniej powodów: ich definiuje Internet, YouTube oraz seriale Netflixa, w których sporo jest wulgaryzmów, oraz ich definiują „wojny gwiezdne”, „wiedźmin” oraz „matrix”, zaś tam walka o umysł jest chlebem codziennym.

To pokolenie (mojego starszego syna, licealisty) dzisiaj na ulicach niegdyś wydawało mi się stracone społecznie, bo nie za bardzo im się chciało chodzić na manifestacje KOD-u. Ale po części już w 2016 wskazywałem w różnych wypowiedziach, że poetyka „Murów” Kaczmarskiego, to nie jest poetyka młodych, wychowanych m.in. na hip hopie itp. A „styl”, jeśli tutaj można o czymś podobnym mówić, proponowany przez Kaczyńskiego, Brudzińskiego, Terleckiego, Pawłowicz to jest estetyka na antypodach tego pokolenia. Dlatego ich manify mają zupełnie inną oprawę od KOD-owych i tych przed sądami.

„Wypieradalać” daje do myślenia. To nie jest banał i zamach. To prawda życia w opozycji do instytucjonalnego „pieprzenia umysłów” przez propagandę, zarówno w mediach rządowych, jak i w rządowym modelu nauczania (vide: obecny Minister Edukacji i Nauki).

Wypada mi tutaj zacytować wpis na Facebooku akademiczki i pisarki Ingi Iwasiów:

„Czy wulgarne hasło uderza w godność Uniwersytetu, nadszarpuje wizerunek uczonej, gorszy społeczeństwo? To śmieszne, absurdalne twierdzenie wynika z traktowania społeczeństwa jako maluczkich, sterownych i łatwych do zmanipulowania. Jest oczywiste, że prawdziwe zgorszenie sieją ci, którzy nie bacząc na stan zdrowia publicznego wypychają nas na ulice – mają te swoje okryte sławą wielce zaawansowanych grupy eksperckie, czyżby nie wiedzieli, że odporność na plucie w twarz się skończyła? Prawdziwym zgorszeniem jest powołanie na Ministra Edukacji i Nauki mizogina i homofoba z mikroskopijnym dorobkiem. Tak się zrywa komunikację. Nie bójmy się języka tego protestu, sami uczyliśmy, że słowa powinny być adekwatne, że mają moc sprawczą. Uprzejmie zapraszamy na debatę – nie podziała. Pamiętacie retorykę wokół Ustawy 2,0? Podobno poddanej szerokiej ocenie środowiskowej. Jeśli słowa działają, mówmy, piszmy. Bez wulgaryzmów, dowolnym stylem, bo po wietrzeniu będzie za późno.”

Z jednej strony: „pieprzenie umysłu” a z drugiej, co? Grzeczne, ależ tak nie można? To nie wypada? Może powinniśmy po francusku. Korci mnie, żeby użyć innego kręgu kulturowego, mianowicie skandynawskiego. Szwedzi w odróżnieniu od większości europejskich nacji, także Polaków, nie mają w swoim języku najsilniejszych przekleństw odnoszących się do sfery stosunków płciowych. U Szwedów najsilniejsze przekleństwa odwołują się do sfery sakralnej: „Fan ta dig!” Niech Cię diabli! Fy fan!

[Tekst wysłałem 28.10.20 do „Gazety Wyborczej” ]