Rozpoczynamy publikację wybranych stronic z „Codziennika z czasu zarazy” Jana Suligi. Postrzegamy je jako głos w wolnej dyskusji na bieżące tematy. Teksty te, nadzwyczaj osobiste, czasami kontrowersyjne, „nieuczesane” i nietuzinkowe traktujemy jako przyczynek do szkicowania zarysów naszej zbiorowej, współczesnej, polskiej świadomości. Kształtowania się postaw i poglądów. Są wolnym głosem w wolnej rozmowie Polaków i świadectwem naszej najnowszej historii.

– Jerzy Morka


CODZIENNIK Z CZASU ZARAZY

24.04.2020, piątek

Czas zatoczył koło i znów przyszło mi żyć w PRL-u, z tą drobną różnicą, że w sklepach można kupić coś więcej, niż tylko ocet, póki co nie ma jeszcze kartek na mięso (ono akurat mnie nie interesuje), rajstopy (nie noszę), czekoladę (jadam tylko gorzką), alkohol (piję) i papierosy (palę). Absolutnym novum natomiast jest szereg restrykcji tyczących swobodnego poruszania się po kraju (za PRL-u obowiązywały one głównie w strefach przygranicznych) oraz obowiązkowe noszenie masek na twarzach w bliżej nie określonym celu. Cała reszta w praktyce jest taka sama: telewizja publiczna kłamie jak najęta, TVN robi za Radio Wolna Europa, Polsat był kiedyś Głosem Ameryki, teraz wszakże bardziej przypomina audycję „Halo, tu Moskwa”, Gazeta Wyborcza zwolna schodzi do podziemi i lada moment trza będzie uruchomić jej nielegalny obieg, partyjni bonzowie tyją w swych bonzowskich fotelach i rozkwitają w samozadowoleniu, a tzw. naród przyzwyczaja się do myśli, że trzeba się będzie zadowolić miską ryżu sprowadzanego nie z Wietnamu, jak ongiś, lecz z innych krajów – najpewniej z Chin, bo tam najtańszy i na dodatek sztuczny. Towarzysz Kaczyński jest nietykalny, towarzysz Duda jaśnieje swym światłym obliczem na każdym niemal rogu ulicy, promując swą przemądrą twarzą genialny zamysł tego pierwszego w sprawie korespondencyjnych wyborów. Ich wynik już znamy, możemy więc spokojnie udać się do parku, czy lasu i cieszyć się tym, że towarzysze z PiSu zafundowali nam prawdziwy raj na ziemi. Fakt, jeszcze mu do raju nieco brakuje, lecz nie martwy się o to. Dojdziemy doń jak do komunizmu. A jak nie dojdziemy to dopełzniemy lub nas w trumnach do niego doniosą.

Analogii jest oczywiście więcej. Jedną z nich jest pozycja Kościoła, który kwitł za komuny, udając, że się jej sprzeciwia. Teraz już nawet tego nie udaje. Efekt tego jest taki, że o ile kiedyś można było liczyć na jakiś ochłap, który w kruchcie dawano opozycji, skrycie kolaborując jednocześnie z komuną. Obecnie nie uświadczysz ani ochłapu, ani schronienia, bo Kościół jest biedny jak mysz kościelna, za to jego kolaboracja władzą stała się wreszcie oficjalna i jawna. Można więc sobie zerkać z nadzieją w stronę Watykanu, lecz niewiele to pomoże; papież Franek nie jest Papieżem-Polakiem i Polskę ma tam, gdzie nawet on chodzi piechotą. Może i lepiej, bo jak się poniewczasie okazuje, JPII Santo Subito takim świętym wcale nie był, biorąc zaś pod uwagę z jakimi reżymami kolaborował, jestem pewien, że stałby murem za PiS. Znikąd przeto nadziei, znikąd ratunku, nie ocali nas żadna pierestrojka, żaden Regan i jego gwiezdne wojny. Ugrzęźliśmy w czarnej dupie Kaczora i nie pozostaje nam nic innego, jak kwakać.

Smutna ta refleksja miesza się z jeszcze smutniejszą, zasnutą dymami pożarów, do których sami żeśmy się przyłożyli rabunkową gospodarką Ziemi. A że, jak wiadomo, Polska węglem stoi, węgiel ten się z zagranicy sprowadza i kopci nim na potęgę. W ten oto sposób, dokonując gospodarczego samobójstwa dodajemy doń samobójstwo ekologiczne, wycinając przy okazji lasy i dokonując hekatomby dzików oraz bobrów. Zdrowy na umyśle i posłuszny plebanom tudzież TV-PiS polski chłop zaciera radośnie ręce, ino, panie, czemu ta susza nas gnębi? Przeca zrobiliśmy mega-melioryzację, jak Pan i Bóg oraz PZPR kazali, susząc te przebrzydłe mokradła i bagna, będące żywym dowodem tego, gdzie dobrobyt polskiej wsi miała przedwojenna sanacja. Teraz już mało kto pamięta o sanacji, suszy więc winien jest ktoś inny. Kto? Oczywiście Tusk. Tusk i ekolodzy. Lada moment TV-PiS ogłosi, a naród uwierzy, że to oni, pod przywództwem Grety Thunberg podpalają lasy, by wszystkich przekonać, że klimat zmienia się na gorsze. Co za lewacka bzdura! Klimatyczne zmiany ze wszech miar są korzystne dla człowieka, a jeszcze bardziej dla Polaka. Uczynią one bowiem Polskę republiką bananową, banany zaś to symbol dostatku i szczęścia. Za PRL-u mogła je jeść tylko „bananowa młodzież” i Kwaśniewski. Już wkrótce natomiast rodzimego banana wpierdzieli każdy obywatel tego szczęsnego kraju. Wypierdzieli go jako deser po wylizaniu wyż wspomnianej miski ryżu. Hura!!!!

Tą optymistyczną myślą opromieniony wzdycham serdecznie i miłośnie niemal, patrząc na przemądre i prze-patriotyczne oblicze naszego wspaniałego Przywódcy i ostoi narodu, który pod swa mikrą postacią skrywa duchowego giganta. On to wszystko wymyślił i zmagając się z przebrzydłą, totalną opozycją z uporem Syzyfa, doktora Judyma i Konrada Wallenroda plan swój wspaniały wdraża, byśmy żyli dostatniej i piękniej w rozkwitającej bananami Ojczyźnie. Osobiście uważam, że każdy, prawdziwy Polak i patriota powinien czym prędzej umieścić jego focię na swym domowym ołtarzu, najlepiej nad telewizorem, z którego spływają słowa Najwyższej i Jedynej Prawdy. Po drugiej stronie ołtarzyka, obok święconej wody, świeczuszek i kropidła może umieścić wizerunek Matki Boskiej zawsze Dziewicy, zakupiony w Toruniu albo na Jasnej Górze podczas patriotycznej pielgrzymki. Ponad nimi niechaj powiewa nasza dumna, biało-czerwona flaga skrzyżowana z kibiolskim szalikiem i przewiązana kilkoma różańcami poświęconymi przez proboszcza. Tylko taka Polska zapewni naszym dzieciom, wnukom i prawnukom byt szczęsny i bogobojny. A reszta niech idzie do gazu lub wypierdala na emigrację do bezbożnej, lewackiej i ateistycznej Europejskiej Unii. Tak nam dopomóż Bóg wszechmogący i wszechmogący Jarosław Kaczyński! Kto nie z nami, ten przeciw nam! Jarosław! Jarosław! Jarosław!!!

_Jan Witold Suliga

 

Jan Witold Suliga (ur. 20 grudnia 1951 w Krakowie) – polski etnograf, antropolog kultury, pisarz, tarocista. Doktor nauk humanistycznych. Od roku 1985 był wykładowcą w Instytucie Geografii Uniwersytetu Łódzkiego, a później (w latach 1990–2006) pełnił funkcję dyrektora Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Jego specjalizacja naukowa obejmuje kulturę Indii (ze szczególnym uwzględnieniem społeczności plemiennych), antropologię kulturową i stosowaną, geografię religii, kabałę, tantrę, szamanizm, mitologię i symbolikę mitów oraz historię okultyzmu. Autor kilkudziesięciu artykułów z zakresu etnografii, antropologii kulturowej i religioznawstwa, a także książek z dziedziny ezoteryki oraz powieści.