Kontynuujemy publikację wybranych stronic z „Codziennika z czasu zarazy” Jana Suligi. Postrzegamy je jako głos w wolnej dyskusji na bieżące tematy. Teksty te, nadzwyczaj osobiste, czasami kontrowersyjne, „nieuczesane” i nietuzinkowe traktujemy jako przyczynek do szkicowania zarysów naszej zbiorowej, współczesnej, polskiej świadomości. Kształtowania się postaw i poglądów. Są wolnym głosem w wolnej rozmowie Polaków i świadectwem naszej najnowszej historii.
– Jerzy Morka
CODZIENNIK Z CZASU ZARAZY
10.06.2020 r., środa
Kierując się zasadą „dziel i rządź” nasz najjaśniejszy oraz wszechpolski nierząd zwany rządem pozamykał kopalnie, dając górnikom 100% postojowego, podczas gdy reszcie narodu dał mniej, o ile w ogóle cokolwiek dał. W ten oto sposób upieczono dwie pieczenie przy jednym ogniu. Spacyfikowano śląskich „kilofów”, którzy coś tam nieśmiało bąkali, że nawiedzą Warszawę, by wyrazić swój protest i napuszczono na nich mniej „postojowych” Polaków słusznie oburzonych tym, że nie dostali tego, co tamci. A wszystko po to, ażeby Suweren się żarł między sobą o to, kto dostaje większą michę ryżu, miast pieprznąć ją w kąt i domagać się ośmiorniczek. Co do tych ostatnich, to owszem, są nadal na cenzurowanym jako symbol wielkopańskości POprzedników obecnego nierządu, którzy to POprzednicy zostawili Polskę zrujnowaną i teraz dzielnie, lirycznie oraz ślicznie odbudowywaną przez prawdziwych Polaków. W tym celu wycina się lasy, robi przekopy, buduje centralne porty lotnicze w okolicach Pipidówka Dolnego (a może Górnego, nie pamiętam), uzbraja armię w jednorazową broń bojową kupioną bez offsetu, czemu przyświeca patriotyczna myśl, że „Polak potrafi”, a jak nie potrafi, to i tak każda strzelba przynajmniej raz w roku sama wypali. O innych dziełach odbudowy polskiej ruiny nie wspomnę, bo lista byłaby długa i dla niektórych bolesna. Zwłaszcza dla komuchów okopanych w budynku Sadu Najwyższego i w całym wymiarze sprawiedliwości.
Mundrość tę pobrałem wprost z różanych ust PANA PREZYDENTA, który w czasach realnej komuny srał w majty albo w tetrową pieluchę. OK., może nieco przesadziłem, wszak w 1980 roku nasz wiekopomny PAN PREZYDENT zaczynał podstawówkę i już wtedy, podobnie jak nasz PAN PREMIER czynnie walczył z komuną, angażując się w lotne brygady strzelców procowych bawiących się z komuną w chowanego i w berka. Fakty te winny być ozdobą podręczników historii i wzorem dla przyszłych pokoleń tak, by pamiętały komu naprawdę zawdzięczają wolność i niepodległość tudzież to, że po latach zniewolenia Polska wstała wreszcie z kolan i pokazała światu, jak walczyć z komuną i koronawirusem. Ten ostatni ledwie już zipie zakryty chińskimi maseczkami kumpla brata PANA MINISTRA ZDROWIA, aczkolwiek PAN MINISTER nie jest chyba o tym do końca przekonany i raz po raz COVIDEM-19 polski naród straszy.
Jak powiadała moja śp. Babcia „nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”, z czego prosty wniosek, że póki co, to nie Suweren ma strachową sraczkę, lecz ci, którzy go straszą. I nic dziwnego, albowiem do urzędu prezydenta startuje komuch, lewak oraz satanista, a co gorsza wielbiciel żydowskiego heretyka tudzież potomek ubeków i wychowanek Sorosa. Gdyby – nie daj Panie i Boże oraz Matko Przenajświętsza zawsze Dziewicza – jakoś mu się to udało, rujnacja Polski byłaby straszna, a samopoczucie Nadprezesa w kompletnej ruinie. Do tego żadną miarą dopuścić nie można, tak nam dopomóż Suwerenie polsko-prawdziwy, Kościele Święty i ojcze Rydzyku! Co do Suwerena polsko-prawdziwego to jedno jest pewne – wesprze, bo dostanie. A co dostanie? Bony, nowe plusy tudzież wodne oczka. Te ostatnie są bardzo ważne, ponieważ przyczynią się do wzrostu hodowli ptic wodolubnych, a nade wszystko kaczek, kaczątek oraz innych kaczusiek. Kaczusie zaś, jako ptice mocno stadne hurmem ruszą do oczek i urn wyborczych, ażeby PAN PREZYDENT dalej mógł podPiSywać to, co mu Nadprezes do podPiSania podsunie. Malkontentów się wytnie albo zaknebluje, PO całe wsadzi do więzienia, Tuskowi odbierze polskie obywatelstwo, zaś chamskiej hołocie pokaże gdzie kaczki… sorry… raki zimują.
Tą wstrząsającą i patriotyczną wizją przyszłości Polski poruszony dochodzę do przekonania, że jedynie z powodu mej własnej, osobistej, chamskiej „hołotowości” nie potrafię dojrzeć w niej czegoś wzniosłego. A to oznacza, żem chory na umyśle i że w piersi mojej nie bije polsko-prawdziwe serce. Smutne to i zatrważające, lecz za to prawdziwe. Zapewne wina to moich, komuszych przodków oraz żydowskiego genu, jak dotąd nie wykrytego. Komuszych przodków też póki co nie wykryłem. Skąd zatem to mam? Cholera, nie wiem 😀 Być może z tego, że od maleńkości nie przepadałem za kaczkami. Wolałem gęsi, gdyż bardziej mi się podobało ich bojowe „gę, gę”, niż kacze „kwa, kwa”. Ale i to nie rozwiązuje zagadki mego kaczo-nielubstwa w wydaniu politycznym, patriotycznym i narodowym. Muszę się temu dokładniej przyjrzeć. Gdy coś odkryję, podzielę się z Wami 😉
_Jan Witold Suliga
Jan Witold Suliga (ur. 20 grudnia 1951 w Krakowie) – polski etnograf, antropolog kultury, pisarz, tarocista. Doktor nauk humanistycznych. Od roku 1985 był wykładowcą w Instytucie Geografii Uniwersytetu Łódzkiego, a później (w latach 1990–2006) pełnił funkcję dyrektora Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Jego specjalizacja naukowa obejmuje kulturę Indii (ze szczególnym uwzględnieniem społeczności plemiennych), antropologię kulturową i stosowaną, geografię religii, kabałę, tantrę, szamanizm, mitologię i symbolikę mitów oraz historię okultyzmu. Autor kilkudziesięciu artykułów z zakresu etnografii, antropologii kulturowej i religioznawstwa, a także książek z dziedziny ezoteryki oraz powieści.