Od kilku dni zbierałem się w sobie, aby napisać tekst, którego bohaterką będzie Zosia Gromiec. I nadal nie czuję się na to gotowy.
Trudno znaleźć słowa, które bez taniej czułostkowości (a tej nie znosiła) mogą oddać, albo przynajmniej naszkicować splot wydarzeń, obrazów i uczuć, które wiążą nas z bliskim człowiekiem.
Kim była Zosia dla siebie samej – nie wiem. Kim była dla każdego z Was? To wiecie tylko Wy. O tym, że każdy z nas jest i pozostanie Tajemnicą, przekonujemy się zwykle wówczas, kiedy kogoś bezpowrotnie tracimy.
Dlatego poprzestanę na przywołaniu małej części wspomnień, uczuć i zmian, jakie dokonały się we mnie samym, a które w moim najbardziej osobistym archiwum zapisały się słowem Zosia.
Poznałem Ją późno, bo zaledwie kilka lat temu na spotkaniu Klubu Pozytywnej Wyobraźni. Zosia siedziała z charakterystycznie dla niej lekko przechyloną głową, popijała herbatę i przysłuchiwała się dyskusji. W pewnej chwili spotkaliśmy się spojrzeniami i wiedziałem, ponad wszelką wątpliwość, że mnie dostrzegła. Dostrzec kogoś naprawdę i pokazać mu to, jest coraz rzadziej spotykaną umiejętnością. Dla Zosi była ona tak naturalna jak oddychanie.
Nie akceptowała kombatanckiej martyrologii, śmieszyło Ją „parcie na szkło”, nie tolerowała przypisywania sobie nieprawdziwych zasług. Nie tolerowała bylejakości i braku dystansu do samego siebie. Miała ogromne poczucie humoru oraz umiejętność krótkiego, ale celnego charakteryzowania osób i wydarzeń.
Była odważna do tego stopnia, że sama o tym chyba nie wiedziała, a na pewno nie uważała tego za rzecz, o której warto mówić, bo jest przecież do bólu oczywistym, że inaczej nie można . Uśmiecham się, kiedy to piszę, bo przypomniała mi się nasza o tym rozmowa.
Była też skromna. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Jednocześnie zaś znała swoją wartość i była jej w pełni świadoma. Na bronieniu siebie niespecjalnie Jej zależało, za to jeśli ktoś naruszał cenne dla Niej wartości, potrafiła wprost i bardzo kategorycznie udzielić mu ostrej reprymendy. Nigdy jednak nie przekroczyła przy tym granicy, której przekraczać wobec drugiego człowieka nie można i nie należy.
Pamiętacie Jej głos? Cichy, łagodny, nigdy nie przebijający się ponad gwar rozmów. A przecież, kiedy widzieliśmy że chce coś powiedzieć, nie musiała go podnosić ani o jeden ton wyżej, bo wszyscy chcieli usłyszeć, co ma do powiedzenia.
Pamiętacie 31 sierpnia, rocznicę porozumień sierpniowych i nas zgromadzonych w Alei Schillera? Zosia była wtedy z nami. Wyszła na jezdnię wprost pod koła roweru. Upadła. Podbiegliśmy do Niej. Okazało się, że ma podwójne złamanie ręki. Czy ktoś usłyszał, aby chociaż krzyknęła z bólu? Pamiętam Ją siedzącą na ławce i czekającą na karetkę. I nas, przerażonych tym, co się stało. Zadałem wtedy Zosi wiele pytań, w tym skrajnie głupie: „Zosiu, bardzo Cię boli?”. Podniosła głowę, spojrzała na mnie i powiedziała: „Boli, Jureczku, ale da się wytrzymać. Nie przejmuj się mną”.
Czy da się nie przejmować takim Człowiekiem?
Ta umiejętność znoszenia cierpienia, nieabsorbowanie nikogo swoją chorobą, unikanie przyciągania uwagi problemami, których miała mnóstwo, budziły we mnie największy do Niej szacunek. Może dlatego, nigdy nie musiała prosić o pomoc. Sami pytaliśmy, w czym możemy się przydać i jak Jej ułatwić życie.
Chcę i muszę podziękować w tym miejscu Wszystkim, którzy robili dla Niej zakupy, dowozili zgrzewki wody mineralnej, kupowali GW, bez której weekend byłby dla Zosi stracony , gotowali obiady, jeździli z Nią do lekarzy i na badania.
Myślę, że kiedy odchodzi osoba dla nas naprawdę ważna, dochodzą w nas do głosu miejsca dotąd nieokreślone; zaczynamy odczuwać brak bardzo konkretnych rzeczy i spraw z Nią związanych.
Mnie brakuje, Zosiu, jeżdżenia o różnych porach roku na Małachowskiego; krótkiej drogi od jezdni pod Twoje drzwi, kiedy cieszyłem się, że znów chwilę pogadamy; Twoich niespiesznych kroków za drzwiami i niezmiennego: „Witaj Jurku”; uśmiechu na mój widok; dotyku Twojej dłoni, kiedy patrząc mi w oczy, przekonywałaś do czegoś, czego pewny nie byłem; dzwonku telefonu i Twojego głosu w słuchawce, kiedy pytałaś, czy aby na pewno mi nie przeszkadzasz i czy mam chwilę czasu na rozmowę. Upewniania się, że na pewno przywiozę Ci Wysokie Obcasy i Magazyn GW; rozmów o Twoim życiu, imprezach z Przyjaciółmi, wyprawach w góry, anegdot o Włodku; szumu drzew za Twoimi oknami, bo potrafiłaś sprawiać, że wszystko nagle było na swoim miejscu; spokoju, który we mnie wyzwalałaś; miłych słów, które od Ciebie usłyszałem
Tego wszystkiego, co uczyniło Cię dla mnie Osobą niepowtarzalną i kimś nie do zastąpienia.
Bon voyage, Zosiu
_Jerzy Morka
Pożegnanie Zosi Gromiec odbędzie się 15 czerwca (środa) o godz. 11.50 w kaplicy cmentarza komunalnego na Dołach.
Rodzina prosi, aby nie przynosić kwiatów, a zamiast tego wpłacić datek na podane poniżej konto: Fundacja dla Polski
87 1140 1010 0000 5294 4600 1021
z dopiskiem: Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca
Zdjęcia: Madosia, Michał Stolarski