Wolność słowa i wolność prasy są wartością główną jakościowego dziennikarstwa. Steven Spielberg prawdopodobnie bardzo świadomie śpieszy się z przekazem filmu „Czwarta władza” (oryg. ang. „The Post”), aby przeciwstawić się bieżącej polityce Donalda Trumpa, który otwarcie występuje przeciwko wolności słowa i wolności prasy. A okazuje się, że sprawa nie jest zupełnie nowa.

Dylemat podstawowy tego filmu można byłoby streścić tak: czy opublikować materiały, które przez aktualną władzę uznawane są za tajne i pójść do więzienia z wyrokiem za zdradę państwa czy też nie publikować solidaryzując się ze złą władzą, która prowadzi wbrew logice fatalną politykę. Brzmi znajomo? W naszym pięknym kraju, w którym grozi się śmiercią „wrogom ojczyzny” i jednocześnie porównuje eurodeputowanych do szmalcowników brzmi niezwykle znajomo. W kraju TVPiS brzmi bardzo znajomo.

W Stanach Zjednoczonych do końca lutego film odniósł niezły sukces finansowy, jak na dość niszowy temat przecieków do prasy z 1971 r. Jak wskazuje the Economist sprzed tygodnia (25.03.18), film ma się dobrze nie tylko na kampusach uniwersyteckich i wielkich miastach, choć tam ma się najlepiej, oczywiście. Nie jest to tak wielki sukces, jak w przypadku innego słynnego filmu o dziennikarskim temacie „Wszyscy ludzie prezydenta” z 1976 r., (zresztą ten film cytowany jest na samym końcu naszego obrazu we wspaniałej aluzji do „Forest Gumpa”). Pomimo dwóch nominacji do Oskarów „The Post” nie zyskał głównej nagrody. Mimo wszystko jest to sukces. Liczony w dolarach oraz w liczbie inteligentnych ludzi na seansach.

Bardzo dobrze odegrane są dwie najważniejsze role tego filmu przez Toma Hanksa i Meryl Streep. Zwłaszcza postać kobieca właścicielki Washington Post zwraca uwagę, bo wydaje się niezwykle autentyczna w swoich wahaniach, lękach, drżeniu i trosce. Niezwykle poruszający jest cały ten los właścicielki wielkiego koncernu, która musi położyć na szali dorobek całej swojej rodziny oraz swoje własne bezpieczne życie, aby uratować misję swojego dzieła i swojej rodziny oraz misję całej instytucji jaką jest wolna prasa. Film ten po raz kolejny wydaje się potwierdzać rozpoznanie Gałczyńskiego, który pisał w słynnej balladzie, że „gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła”. Najlepiej widać to w jednej z finałowych scen, kiedy Meryl Streep wychodzi z Sądu Najwyższego i w milczeniu idzie – wręcz frunie – wzdłuż korytarza złożonego hippisowskich kobiet, które patrzą na nią z triumfem, podziwem i nadzieją. To jest triumf kobiet Solidarności! Triumf kobiet, które stają się podmiotami historii.

PS. Na marginesie można dodać, że świetnych zdjęć dostarczył w „Czwartej władzy” pochodzący z Polski jeden z najsłynniejszych operatorów na świecie Janusz Kamiński, dostał swego czasu nagrodę za zdjęcia w „Liście Schindlera”. I tym razem te zdjęcia w „Czwartej władzy” robią wrażenie. Brawo!

BALLADA O TRZĘSĄCYCH SIĘ PORTKACH

Posłuchajcie, o dziatki,
bardzo ślicznej balladki:

Był sobie pewien pan,
na twarzy kwaśny i wklęsły,
miał portek z piętnaście par
(a może szesnaście)
i wszystkie mu się trzęsły;

włoży szare: jak w febrze;
włoży granatowe: też;
od ślubu: jeszcze lepsze!
marengo: wzdłuż i wszerz.

Krótko mówiąc, w którekolwiek portki
kończyny dolne wtykał,
to trzęsły mu się one
jak nie przymierzając osika.

W ten sposób, przez trzęsienie,
pan żywot miał bardzo lichy,
bo wszędzie, gdzie wszedł, zdziwienie,
a potem śmichy i chichy.

W końcu babcia czy ciocia,
już nie pamiętam kto,
powiedziała do tego pana:
„Chłopcze, ty uschniesz, bo

nad portek sprawą przedziwną
wylałeś trzy morza łez,
a znowu nie jest tak zimno,
więc spróbuj chodzić bez.

Toć są materiały urocze.
Toć są, kochanie. Toć.
Ty kup sobie jakiś szlafroczek
i w tym szlafroczku chodź;

lub od razu na zadek
kup sobie spódnic troszkę,
a na wszelki wypadek
parasolkę. I broszkę;

też innych rzeczy mnóstwo,
kociackie ochędóstwo,

rzęsy z drutu, najlony —
i już będziesz urządzony,
a wąsy sobie wyskub.
I tak wyglądasz jak biskup”.

Kupił pan sobie szlafroczek,
chodził w szlafroczku roczek,
ale tylko w ciemności,
bo i szlafrok trząsł mu się cości;

a portki schowane w kredensie
też się nie zrzekły tych trzęsień;

trzęsło się całe mieszkanko,
kanapy i futryny,
bo to był dom melancho
i bardzo cykoryjny.

Tutaj się kończy ballada
O portkach się trzęsących,
z ballady morał gada,
morał następujący:

GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM.

1953

___
Jarosław Płuciennik
zdjęcie: zombiak.pl