Wyobraźmy sobie, że prezydent okazał się skrajną niecnotą. Brał pieniądze pod stołem, uprawiał seks z nieletnimi lub okazał się szpiegiem obcego mocarstwa.

Suweren skrzykuje się na demonstrację protestacyjną pod siedzibą prezydenta, a tu niespodzianka. Właśnie wtedy, gdy suweren chciał zaprotestować, pod siedzibą prezydenta zostały zgłoszone trzy inne manifestacje. Jedna dziękczynna organizowana przez rząd. Druga dziękczynna organizowana przez kościół. I trzecia, powiedzmy też dziękczynna, zorganizowana przez związki zawodowe. I zgodnie z obowiązującym prawem, wszystkie wyżej wymienione demonstracje będą miały pierwszeństwo przed pełną słusznej goryczy, masową demonstracją suwerena. Stosunek władzy do zgromadzeń publicznych definiuje system polityczny państwa. Tutaj przytoczę słowa Rzecznika Praw Obywatelskich:

„Wolność zgromadzeń należy do podstawowych politycznych praw człowieka, a zatem to obywatele powinni z niej przede wszystkim korzystać, nie zaś organy władzy publicznej, które nie są podmiotami konstytucyjnie gwarantowanych praw i wolności”.

Innymi słowy, prawo do swobodnego organizowania legalnych demonstracji spontanicznych należy się obywatelom tak samo, jak prawo do stąpania po terytorium danego państwa lub oddychania powietrzem, które nad tym państwem się unosi. PIS stał się nagle gorliwym obrońcą porządku publicznego.

rys: Michał Murawski

rys: Michał Murawski

Jednak Konstytucja wyraźnie wypowiada się w art. 31, w jakich sytuacjach może być ograniczone prawo do swobodnego „(…) korzystania z konstytucyjnych wolności i praw (…)”. Żadne demonstracje rządowe, wyznaniowe, cykliczne, zwykłe, nie są w tym artykule i całej Konstytucji wymienione. PIS tak bardzo stara się zadbać o zdrowie i życie obywateli, że postanowił, aby kontrmanifestacje były oddzielone od siebie o co najmniej 100 metrów. Prawo do organizowania kontrmanifestacji w tym samym czasie i obok manifestacji gwarantuje Europejska Karta Praw Człowieka oraz orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz), interpretującego art. 11 EKPCz. Publiczne „zgromadzenie stanowi szczególny sposób wyrażania poglądów, przekazywania informacji i oddziaływania na postawy innych osób” – tak stwierdza Trybunał Konstytucyjny w uzasadnieniu swojego wyroku (wyrok TK z 18 stycznia 2006 r. w sprawie o sygn. K 21/05). Art. 54. Konstytucji mówi: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Jaki zatem jest sens organizowania demonstracji, gdy jedynymi jej świadkami mogą być dzieci z pobliskiego przedszkola i lokalne stado wron? Zresztą kontrmanifestacje były organizowane podczas marszów KOD i PIS-u i nikomu nic się nie stało. Bo kultura polityczna Polaków jest wysoka „ o czym może PIS nie wie.

Wybieranie sobie przez wojewodę, która manifestacja się odbędzie, a która nie, stanowi naruszenie konstytucyjnej zasady równości obywateli wyrażonej w Art. 32. („Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”). Rola państwa powinna się sprowadzać do ochrony uczestników demonstracji. Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) i Komisja Wenecka wskazują wyraźnie, że to na państwie ciąży obowiązek ochrony i ułatwienia przeprowadzenia zgromadzeń odbywających się w tym samym miejscu i czasie. Jest więc nowelizacja ustawy o zgromadzeniach wątpliwa pod względem konstytucyjnym. Pokazuje wyraźnie, w jakim kierunku dryfuje nasze państwo.

___Paweł Wika

Zapisz