Według opinii KODerów z całej Polski, jesteśmy najlepiej zorganizowaną grupą wyjazdową i zawsze można na nas liczyć – tak było i tym razem, w sobotę, 4 czerwca, kiedy to wielu z nas włączyło się w organizację i czynny udział  w wydarzeniach w Łodzi i Zgierzu, aby świętować ten dzień na miejscu.

Tym razem na wyjazd do Warszawy zaplanowaliśmy 4 autokary i właśnie tyle pojechało. Chociaż w drodze doskwierał nam żar lejący się z nieba, woda i jabłuszka  prosto ze Zgierza uratowały nam życie. A na pocieszenie mieliśmy motylki i wianuszki, także przygotowane przez zgierzanki: Asię i Kasię Kasprzyk.

Mimo pewnych opóźnień, kiedy dotarliśmy  na  pierwsze miejsce zbiórki na Autostradzie Wolności,  zdziwiliśmy się wielce, że cierpliwie czekał tam na nas Darek Czesny ze swoją grupą (która jako pierwsza wyjechała z Łodzi), abyśmy mogli wszyscy razem dojechać już spokojnie na Plac Bankowy.

Tym razem nie zamykaliśmy marszu, bo jego końca nie było widać. Tym razem byliśmy wszędzie: pod sceną i w środku falowało morze naszych żółtych łódeczek, które po raz kolejny wzbudziły zachwyt maszerujących. – Jesteście fantastyczni, na poprzednim marszu szliśmy z wami, łodziakami – słyszeliśmy z różnych stron. Bardzo cieszyły nowe twarze wśród nas, a także KODerzy, którzy dołączyli w Warszawie i zdawali relację z pikniku w parku im. Poniatowskiego, na którym byli przez godzinę czy dwie, a następnie wsiedli w pociąg lub samochód i przyjechali na marsz do stolicy.

Dziękuję serdecznie, że po raz kolejny (już chyba ósmy) mogłem być z wami wszystkimi w Warszawie. A szczególne podziękowania składam Joannie Wróblewskiej, Gabrysi Sławińskiej i Darkowi Czesnemu za pomoc w przygotowaniu wyjazdu i całą tę fantastyczną atmosferę. Teraz – jak mówił ze sceny Mateusz Kijowski – widzimy się 25 czerwca w Radomiu. Do zobaczenia!

 ___Wasz niezłomny Sławek Sypiański