___
Michalina Engel

 

Przed kilkoma dniami przeczytałam o kotach które zablokował ustawę. Nie jakichś przypadkowych kotach, ale o Fionie i Czarusiu – czyli kotach Jarosława Kaczyńskiego.  W projekcie nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt przygotowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości zapisano, że osoby skazane za znęcanie się nad zwierzętami będą mogły, pod odbyciu kary, odzyskać skrzywdzone przez siebie zwierzę. Projekt, mimo protestów, miał być głosowany, jednak posłowie opozycji sięgnęli o „broń ostateczną” – zwrócili się wprost do posła Kaczyńskiego i odwołali do jego zwierząt. Argument, zdaje się, zadziałał. Poseł Kaczyński najpierw zdecydował o przerwie w obradach (sic!), następnie udał się wprost do ław rządowych – a konkretnie do Zbigniewa Ziobry i Patryka Jakiego, z którymi przez kilka minut rozmawiał. Po przerwie marszałek Kuchciński zarządził przerwanie głosowania nad nowelizacją ustawy.

Projektu, który forsował resort Ziobry, nie sposób bronić. Wyobraźmy sobie psa katowanego przez swego właściciela. Policja odbiera zwierzę i przekazuje pod opiekę jakiejś fundacji, do sądu zaś trafia akt oskarżenia. Nim wyrok się ostatecznie uprawomocni minie sporo czasu. Pod opieką odpowiednich ludzi pies odzyskuje w tym czasie zdrowie i wiarę w człowieka. Jego oprawca ostatecznie płaci śmieszną grzywnę lub trafia na kilka dni do więzienia, po czym zgłasza się po swoją „własność”. Dla psa, potraktowanego tu jak rzecz, koszmar zaczyna się na nowo.

Wszystko w nas krzyczy „NIE!”, prawda? I słusznie, bo takie prawo jest okrutne, głupie, nieludzkie.

 

Nie chcę, by zostało uchwalone, ale…

Czytam komentarze znajomych i nieznajomych. Że oto nareszcie Kaczyński zrobił coś dobrego. Że to jedno będzie mu kiedyś poczytane na plus. Czytam i myślę „Ludzie, co z wami?”. „Na plus” ma być poczytana jawna ingerencja w zasady stanowienia prawa? Właściwie: kpina z tych zasad, w żaden sposób nawet nie maskowana? Kpina rozgrywana na oczach nas wszystkich… Naruszenie prawa, reguł, zasad, dobrych praktyk i standardów legislacyjnych jest naruszeniem niezależnie od tego, kto i w jakim celu się go dopuszcza. Cel nigdy nie może tu uświęcać środków. Bo jeśli raz na to pozwolimy – wierząc choćby, że czynimy to w najsłuszniejszej sprawie – to już zawsze będziemy musieli liczyć się z tym, że przyjdzie ktoś inny, kto wierzy w inną słuszną sprawę i zrobi to samo. A jak wiadomo, słuszne bywały czasem sprawy podłe i straszne. Słuszne bywają sprawy, przed którym zasady demokratycznego państwa prawnego mają nas chronić. Istoty tych zasad nie wolno naruszać nikomu – żadnej większości parlamentarnej, żadnym piewcom słusznych spraw, żadnemu posłowi.

 

Nie walczymy o to, by parlament łamał prawo wtedy, gdy nam jest wygodnie. Walczymy, by nie łamał go wcale.

W  czasie gdy to piszę w internecie pojawia się artykuł o możliwym zakazie hodowli zwierząt na futra. W nagłówku informacja, że zielone światło dał Jarosław Kaczyński…  Zaglądam w komentarze, choć już wiem, co tam znajdę. Tak, mnie też ucieszyłby taki zakaz. Ale nad tym zdaniem – a raczej nad rzeczywistością, którą ono opisuje – nie potrafię i nie chcę przechodzić obojętnie. Nie chcę, by ktokolwiek poczytywał to „na plus”. By jedna osoba, w sposób zupełnie niekonstytucyjny, mogła dawać zielone czy czerwone światło. Nie chcę byśmy się do tej rzeczywistości, w której nieformalna, autorytarna władza należy do „zwykłego posła” lub jakiejkolwiek innej osoby – przyzwyczajali. Byśmy – nawet mimochodem, nawet przez krótką chwilę – zaczynali o tym myśleć.  Bo jakie by to mogło być wygodne… Bo przecież, gdyby przekonać Jarosława Kaczyńskiego o wartości Puszczy Białowieskiej, pewnie mógłby zatrzymać wycinkę. Gdyby zechciał ratować polski system edukacji pewnie mógłby powstrzymać deformę, o której MEN mówi, że jest już nieodwracalna. Gdyby tylko chciał, może mógłby zbesztać Ziobrę za miażdżenie niezależnego sądownictwa, tak jak zbeształ go za projektowany przepis o oddawaniu zwierząt ich oprawcom. Gdyby…

Gdybyśmy zaczęli tak myśleć, to znaczy że niedemokratyczne państwo bezprawia umościło się u nas i w nas na dobre.

Nie wiem, ile jeszcze czasu ta rzeczywistość będzie trwać, ale nie przyzwyczajajmy się do niej. I niech nam nigdy nie przyjdzie na myśl, że może się w tej rzeczywistości wydarzyć cokolwiek „na plus”.